Zimowy sport ekstremalny
Andrzej Rodzik
Poważnym sportem była jazda na nartach za motocyklem. Odbywały się nawet zawody w tej dyscyplinie.
Poważnym sportem była jazda na nartach za motocyklem. Odbywały się nawet zawody w tej dyscyplinie.
„Książę powinien w odpowiedniej porze roku ofiarować ludowi święta i zabawy”
Były to i są zabawy w karnawale, głównie dziecięce, ale niegdyś bardziej popularne i wyszukane, co więcej – rodzice też brali w nich udział.
Jazda saniami, odkąd przestała być koniecznością, stała się rozrywką, niegdyś bardzo popularną.
Bal był zawsze w spichlerzu na dole, grała orkiestra Księskiego.
Zmiany klimatyczne to chyba nie jest ani propaganda, ani wymysł. Mam 50 lat i widzę wyraźną różnicę między tym co jest dziś a jak było dawniej.
Ten dom jest przedziwny: widzi się właściwie sam jego dach (a raczej: widziało się, póki nie runął).
Pani Pela hodowała kozę…
Ludzie przejeżdżali tamtędy, traktem, to się każdy pomodlił, przeżegnał. Dlatego to jest ważna figura. Nie tylko dlatego, że poświęcona, ale i ludzką uświęcona modlitwą.
Martwe te sieroty porzuciła wojna byle gdzie, ale Polska Ludowa zadbała, by przytuliła je obca ziemia cmentarna, ziemia, na której zginęli.
Do moich obowiązków należało wiele rzeczy: i strojenie ołtarza, i ubieranie Grobu w Wielkanoc, i szopki w Boże Narodzenie, i służenie do mszy, i przy ślubach. Przez całe 47 lat odprowadzałem pogrzeby i kopałem groby
Ruskie jak przyszli, to mieli ze sobą taki sprzęt. Pierun wie, kto to robił: czy przywieźli z Rosji, czy gdzieś na zapleczu frontu dali zlecenie i ktoś robił. W każdym razie te „łódki” służyły do transportu rannych.
Kiedy blisko 15 lat temu trwały prace nad przygotowaniem, nie istniejącej już, ekspozycji historii Kazimierza Dolnego w Kamienicy Celejowskiej, do zbiorów Muzeum Nadwiślańskiego trafił dziwny eksponat.
Czasami zastanawiam się co sprawia, że tak bardzo kocham Kazimierz Dolny.
Ojciec mówił nieraz: „jak ty dziecko to pamiętasz?”
Bardzo chcę napisać o Kazimierzu – to, co pamiętam.
Tak dawno nie mówiłam o tych rzeczach, ileż lat… Nie mam z kim. Młodzi się nie interesują, nawet nie lubią, „oj daj spokój”, mówią. „Po co to wspominać?”
Sabcia i Jadzia, lata okupacji „Amerykan” to znaczy „mężczyzna przystojny”. Podobno nasz tata był taki właśnie „amerykan”. Na imię miał Grzegorz, przyjechał do Puław gdzieś z Polski, do pracy. Był komendantem, najpierw w wojsku, a potem poszedł na policjanta. Wtedy jeszcze nas nie było na świecie. A w Kazimierzu miało miejsce zdarzenie, że ktoś pokradł konie. Wezwali więc policję i przyjechał tatuś, bo był na służbie. Mamusia zaś nasza miała na imię Urszula, z domu […]
Zawiła historia i splot różnych okoliczności sprowadziły moją rodzinę do Kazimierza.
30 sierpnia 1959 r. trwały ostatnie prace porządkowe, a 1 września zabrzmiał pierwszy dzwonek.
Modernistyczny budynek, nowoczesny, o wyważonej skali znakomicie się wpisał w Kazimierz.
W dzieciństwie z Mamą byłem chyba dwa razy. A potem, już przy okazji „Podróży za jeden uśmiech”, we wrześniu 1971 r.
Szkoda, że to tekst pisany. Narracja Pani Wisi z wyraźnymi akcentami, pięknym, obrazowym językiem i głębokim tembrem jest niemożliwa do odtworzenia. Nie słowami. Minęło tyle lat, a ja ciągle słyszę ciemną barwę i niskie rejestry. I prawdziwe fabuły.
„Budynek ten został oddany do użytku w 1968 r. i od początku spotykał się z wielką krytyką” – mówi były konserwator zabytków, p. Jerzy Żurawski.
… czyli tym wszystkim, czego dziś na straganach już nie ma. O Babci i Paniach ze straganów opowiadają Ania i moja Mama.
Wisła to była dzika rzeka. Była i jest.
Autokar zawiózł wycieczkowiczów na Góry, na kwaterę. Umówili się, że zaraz po tym, jak się rozlokują, wróci po nich z przewodnikiem. Wrócił, zaczęli wsiadać…
Kazimierzak w ogóle Wisły się nie bał, Kazimierzak Wisłę znał.
Wisła dochodziła aż tam daleko… nie było ostróg, nie było plaż, nie było piachów.
Myśmy nazywali Wisłę „Wstydliwą Panną”. Ja to wymyśliłem. A to dlatego, że zawsze, jak lód puszczał, to puszczał w nocy.
Rzeka Grodarz – moja pierwsza Rzeka w czasach dzieciństwa… Przed Wisłą.