Zamarznięta Wisła

Spacer, początek lat 70-tych

Łażenie po lodzie, po zamarzniętej Wiśle było przed laty praktyką powszechną. Spacerowano, fotografowano się, ślizgano, przechodzono na drugi brzeg. Miało to w sobie coś z cudu: człowiek mógł opanować żywioł, suchą nogą iść niby to po wodzie.

„Wisła była tak zamarznięta, że nie tylko ja jeździłem po lodzie. Ja na motorze, ale jeżdzili czym się dało: sańmi, końmi, do Janowca i z powrotem. Na targ we wtorki i piątki ludzie przychodzili na piechotę.
Jak jeszcze wału nie było to tafle lodu się spiętrzały i to już było niebezpieczne, komunikacja się rwała.”

Chodziło się z dziećmi i przyjaciółmi, w zaufaniu, że rzeka na to daje przyzwolenie i lód nie runie. Zima to zima! Zimą wiślana woda zamienia się w most, promenadę, lodowisko. Uciecha za uciechą i nawet zimno nie dokuczało.

oprac. Bożena Gałuszewska