Kazimierskie wspomnienia Filipa Łobodzińskiego

Filip Łobodziński podczas kręcenia w Kazimierzu „Podróży za jeden uśmiech”
…i latem 2009 r.

Pierwszy raz przyjechałem do Kazimierza z Mamą. Miałem dziewięć, może osiem lat i nie było to lato, na pewno nie wakacje. Byliśmy z grupą pań – znajomych Mamy – malarek, rysowniczek, plastyczek; mieszkaliśmy w Domu Architekta.

Tamten Kazimierz był inny: pusty. Spacerowałem z Mamą, zaliczyłem wszystkie obowiązkowe punkty: i kamieniołomy, i Górę Trzech Krzyży, i ruiny zamku. Jednak najbardziej pamiętam jedną rzecz: w kącie Rynku, tym, gdzie dziś jest PTTK, nad jakimś sklepem wisiał szyld z napisem „Owoce”. Widziałem to przez parę kolejnych dni, czytałem i trwałem w przekonaniu, że jest tam słowo „Owce”. Nawet mnie to szczególnie nie dziwiło, w końcu co krok w Kazimierzu były jakieś dziwne wypieki, a to znów pantofle regionalne – myślałem, że po prostu coś tu jest robione z owiec. Jakiś czas wcześniej byłem w Zakopanem, tam też były owce – no, to znaczy, że wszystko w porządku! że wszędzie poza Warszawą robi się coś przy pomocy owiec. Tak myślałem.

W tamtym czasie dla mnie Kazimierz Dolny to było takie miasto-zabaweczka. Bardzo mi się podobało, ale nie chciałem, żeby tak samo było też gdzie indziej. Byłem zadowolony, że jest takie jedno miejsce i można do niego czasem pojechać.

W dzieciństwie z Mamą byłem chyba dwa razy. A potem, już przy okazji „Podróży za jeden uśmiech”, we wrześniu 1971 r.

F. Łobodziński i Henryk Gołębiewski pod kamienicą Przybyłów
Poldek i Duduś na zamku

Ostatnie zdjęcia do filmu wypadały w październiku, kręcone gdzieś na drogach pod Kazimierzem. Pamiętam scenę, kiedy Henia i mnie bierze na wóz wiejska gospodyni, jedziemy; akurat był przymrozek, zdaje się, że rano nawet padał lekki śnieżek, a scena dzieje się niby ok. 20 czerwca. Z ust leciała nam para, staraliśmy się więc mówić na wdechu, żeby nie było widać. To był bardzo zimny październik.

Zdjęcia kręciliśmy między innymi pod spichlerzem PTTK, a to, co miało się teoretycznie dziać wewnątrz, tak naprawdę nagraliśmy w kościele św. Katarzyny w Krakowie, bo tam można było do woli próbować, a tu, w PTTK – hotel, ruch.

Na wale, nad Wisłą jest taka scena, gdzie Heniek mówi do mnie „Hotel pod gwiazdami pierwszej kategorii”…

Pomysł na zdjęcia w Kazimierzu wziął się stąd, że fabuła przewidywała odwiedzanie przez bohaterów ciekawych edukacyjnie miejsc. Chłopcy sobie jadą z Krakowa na Hel, a Kazimierz jest po drodze i gra w filmie siebie, tzn. jest Kazimierzem, nie udaje niczego innego. Nie było tu kręcone nic pod kątem innego odcinka.

Statyści pochodzili z Kazimierza, ale ponieważ hotel mieliśmy w Puławach – nie było szansy, żeby się zaprzyjaźniać. Wywożono nas co dzień do hotelu robotniczego przy Azotach, tam mieliśmy wikt i noclegi. Przebojem była wtedy piosenka „Dom, który mam” Zdzisławy Sośnickiej. Drugi kierownik produkcji, czy może kierownik planu, był maniakiem tej piosenki i znalazł ją w restauracji przy Azotach, w szafie grającej. Do każdego posiłku musieliśmy wysłuchać utworu co najmniej pięć razy. Koszmar.

Potem długo mnie w Kazimierzu nie było. Pojawiłem się w roku 1978, późną jesienią, na początku moich studiów. Urządziliśmy sobie wtedy stacjonujący w PTTK, dwudniowy wyjazd integracyjny. Przyjechał cały I rok iberystyki, po troszku studentów ze starszych lat oraz kilkoro asystentów. Żeby nas wciągnąć w życie studenckie, trochę upić…

Z kolegą Jarosławem Gugałą znaleźliśmy w PTTK jakąś jeszcze nie rozpitą butelkę wódki, z którą schowaliśmy się w schowku na szczotki. Po chwili wszedł tam nasz kolega z roku, potem reporter Gazety Wyborczej i mówi „ no to polewajcie”. Ten facet miał nieprawdopodobnego nosa do wyczuwania, gdzie ktoś coś pije. Wystarczyło się schować z alkoholem – ten zaraz był.

Po takiej nieprzespanej nocy wyszliśmy nad ranem na rynek. Mróz straszny, zimno, listopad, my nie przystosowani do takiej pogody, ale za to bardzo rozgrzani atmosferą. Stanęliśmy na środku rynku i chociaż była piąta rano, zaczęliśmy śpiewać po hiszpańsku piosenkę z filmu „Nakarmić kruki” pt. „Porque te vas”. Upajaliśmy się tym. Natchnęło nas do śpiewania bycie iberystami – to właśnie wtedy się nimi poczuliśmy. Ja, choć poszedłem na studia ideowo i zawsze czuję się przede wszystkim iberystą, wtedy, na kazimierskim rynku poczułem się zintegrowany z innymi iberystami. Bardzo mi było przyjemnie, że takie fajne rzeczy przeżywamy w takim fajnym miejscu. Odespaliśmy noc, potem spacery, znowu do kamieniołomów…

Kamieniołomy to jest coś, co najbardziej utkwiło mi w pamięci jeszcze w dzieciństwie: nie fara, nie Dom Architektów – bo to jest jakaś wiedza: wiem, że to tu jest. A kamieniołomy z Kazimierzem kojarzą mi się tak, jak zapach mandarynek ze świętami Bożego Narodzenia. Kamieniołomy to zapach Kazimierza.

To, co teraz powiem, nie jest rzeczą miłą, ale pewnie wszyscy o tym wiecie… Od kilku lat Kazimierz ma nie fajną opinię miejsca, do którego nie ma po co jechać, bo ściąga tam pół lansującej się Warszawy tylko dlatego, że chce błysnąć na rynku, przejść się z jednego baru do drugiego i wieczorem wrócić do domu. Taki, ot, po prostu deptak warszawski, tylko ładniejszy i daleko. To jest opinia tych, którzy nie jeżdżą do Kazimierza obowiązkowo co tydzień, nie muszą pojechać w pierwszy ciepły weekend do Kazimierza nad Wisłą, nie muszą się lansować w ten sposób. Stało się tak w ostatnich latach, kiedy namnożyło się knajp i zaczęła się pojawiać szarańcza; wielu ludzi nie chce przyjeżdżać w obawie, że będą spotykali swoich znajomych, i że to w ogóle jest trochę obciach, bo wszyscy muszą do Kazimierza. Trudno zaprzeczyć, że dużo w tym prawdy… Szkoda.


FILIP ŁOBODZIŃSKI

Filip Łobodziński (ur. 24 marca 1959 w Warszawie) – polski dziennikarz i tłumacz, muzyk Zespołu Reprezentacyjnego. Znany także jako aktor dziecięcy.  Wystąpił w filmach Abel, twój brat Janusza Nasfetera (1970), Podróż za jeden uśmiech (1972) i Stawiam na Tolka Banana Stanisława Jędryki (1973), Poszukiwany, poszukiwana Stanisława Barei (1973) oraz Mysz Wiktora Skrzyneckiego (1979). Podkładał również głos do polskich wersji językowych filmów zagranicznych. W 2009 roku, po 30 latach przerwy, powrócił na ekran w krótkometrażowym filmie Groby.

Na studiach iberystycznych, wspólnie z Jarosławem Gugałą, założył grupę muzyczną o nazwie Zespół Reprezentacyjny, z którą nagrał płyty: Za nami noc… (pieśni Lluisa Llacha) (1985), Śmierć za idee – ballady Georgesa Brassensa (1986), Sefarad (1991), Pornograf (1993) i Kumple to grunt (2007). Zespół, w którym Łobodziński jest gitarzystą i wokalistą, wykonuje piosenki katalońskiego barda Lluisa Llacha i francuskiego piosenkarza Georges’a Brassensa. We wrześniu 2005 w Barcelonie wręczył Lluisowi Llachowi medal na 25-lecie Solidarności. Od 1983 roku współpracuje (sporadycznie) z zespołem Filharmonia im. Romualda Traugutta, specjalizującym się w polskim repertuarze patriotycznym.

Jest autorem hiszpańskich tekstów dwóch piosenek śpiewaczki operowej Małgorzaty Walewskiej na płycie Mezzo oraz trzech polskich tekstów piosenek do płyty Ciepło zimno jazzowej wokalistki Anny Serafińskiej i piosenki Ema, wykonywanej przez Pawła Kukiza na płycie Yugoton.

W 2000 opublikował wspólnie z Grzegorzem Brzozowiczem książkę Sto płyt, które wstrząsnęły światem. Kronika czasów popkultury.

Od 1988 pracuje jako dziennikarz. Najpierw muzyczny w miesięcznikach „Non Stop” (1988-1989) i „Rock’n’Roll” (1990-1991), potem redaktor działu zagranicznego dziennika „Obserwator Codzienny” (1992). Od 1992 do 2000 w redakcji Wiadomości TVP, gdzie pracował jako reporter, wydawca, korespondent zagraniczny i prezenter. Przez pewien czas (1994) prowadził program „Kawa czy Herbata?”. W tym czasie współpracował też z miesięcznikami „Machina” i „Max” oraz radiową Trójką.

W 1999 w Hawanie brał udział w rozmowach przedstawicieli dawnej polskiej i węgierskiej opozycji demokratycznej z dysydentami kubańskimi.

Po odejściu z telewizji krótko działał jako copywriter w agencji reklamowej Young & Rubicam, by w 2001 wejść do redakcji tygodnika „Przekrój”. Od 2004 jest dziennikarzem tygodnika „Newsweek Polska”.

W marcu 2009 roku został prowadzącym wznowionego po 5 latach programu kulturalnego TVP „Pegaz”.

Od 1995 tłumaczy literaturę z języka hiszpańskiego (m.in. Klub Dumas, Fechtmistrz, Szachownica flamandzka i cykl Przygody kapitana Alatriste Artura Pereza-Reverte (nagroda Instytutu Cervantesa w Warszawie za najlepszy przekład 2004 roku), Córka kanibala Rosy Montero, Zeszyty don Rigoberta Maria Vargasa Llosy, Na tropie Klingsora Jorge Volpiego) oraz piosenki z języka angielskiego, głównie do filmów dziecięcych (m.in. Król Lew, Toy Story, Aladdyn, Szmacianki-Gałganki, Kacze opowieści, Chip i Dale Brygada RR) i dla teatru (piosenki Latającego Cyrku Monty Pythona).

Jest autorem przekładów wielu utworów wykonywanych przez Zespół Reprezentacyjny.

W 1995 przetłumaczył i wykonał piosenki do dobranocki BBC Pajączek.

Jest też autorem nowego przekładu autobiografii Milesa Davisa Miles. Autobiografia.