Bale kotylionowe
Wspomnienia Danuty Pepłowskiej
Na Sylwestra nigdy nie ubieraliśmy sali w PTTK. Ale kiedy Pani Tyszkiewiczowa, która pełniła w PTTK-u jakąś poważną funkcję, brała udział w przygotowaniach, to bale stawały się barwnym, niezapomnianym wydarzeniem. To z nią robiłyśmy parasolki z bibuły, które służyły za kotyliony. Sprzedawało się je. Panowie chętnie kupowali, a pieniądze szły na PTTK. Podczas balu kotylionowego, gdy orkiestra zagrała walczyka, szukało się pary.
Pani na przykład miała czerwoną parasolkę i ten pan, któremu pani wpadła w oko starał się kupić też czerwoną, żeby mógł z tą wybranką zatańczyć. Taki pan musiał obserwować, jaką jego upatrzona pani ma parasolkę.
Robiłyśmy parasolki z bibuły, na kiju. Wycinało się szkielet – żebra – z tektury, potem się oklejało. Teraz bym tego w życiu nie zrobiła. One się nawet otwierały! Pani Tyszkiewiczowa nas tego nauczyła. Była bardzo pomysłowa w tych rzeczach. Przepiękne.
… To się chyba jakoś kleiło, robiło się paski z tektury i do nich się przyklejało bibuły, ale jak to było zrobione, że można było otworzyć? Teraz nie mam pojęcia.
… Ja miałam cudną, czerwoną w białe grochy…
Parasolki miały różne kolory. Albo kwiaty z bibuły – kotyliony. Z profesorem Kamińskim je sprzedawaliśmy.
Bal był zawsze w spichlerzu na dole, grała orkiestra Księskiego, tzn. Zygmunt Madejski i Kuzioła z Czerniaw. Byłam wprost zachwycona, jak Madejski Zygmunt grał na skrzypcach „Graj piękny cyganie”. To była specjalnie dla mnie grana piosenka. Coś pięknego.
Ja w ogóle kocham skrzypce. Ale nie pitolenie, tylko jak tym smykiem się pociągnęło. Księski grał na harmonii. Przepiękna to była muzyka, przepięknie oni grali…
Potrafiliśmy się bawić, mieliśmy bardzo wesołe życie.
Tak miło dziś wspominać.