Ghetto
Eljasz Izgór
Uliczki ciasne i tonące w błocie,
Niskie chałupki; sprzęty: stół i łóżko;
Szyby wybite, zapchane poduszką,
Kominy krzywe, jak pazury kocie.
Uliczki ciasne i tonące w błocie,
Niskie chałupki; sprzęty: stół i łóżko;
Szyby wybite, zapchane poduszką,
Kominy krzywe, jak pazury kocie.
na wieży furgotał blaszany kogucik
na drugiej zegar nucił
mur fal i chmur popękał
w złote okienka
gwiazdy lampy
„Rzeczka, mostek dwa trzy wozy,
Prom o kilka sterczy staj,
Żydki ciągną za powrozy,
Kmiotek w ślad im wola: daj!
Tuż przy rzeczce miasto leży,
Pod miasteczkiem droga mknie,
Krzyż, przy Męce kwiatek świeży,
Wokół pola, łąki pstre. […]”
„Gór pasma u nas są gośćmi rzadkiemi
Dziecięciem dolin jest nasz polski żyd…
Więc do Kaźmierza tęsknię, do tej ziemi.
Gdzie bodaj wzgórki słodzą ludzki byt…”
W szkole było harcerstwo, to znaczy starsze dzieci – harcerstwo, młodsze – zuchy. Chłopcy mieli swoje drużyny i swoje zbiórki, dziewczynki osobno. W podstawówce było ZHP, a w szkole średniej Socjalistyczny Związek Harcerstwa Polskiego…
W czasach, kiedy ja byłem mały, w domu siedziało się jak na szpilkach, byle wyjść… Wychodziłeś na dwór i coś musiałeś ze sobą zrobić, ileż można było sterczeć na tym rynku. Plac zabaw – to była rozrywka!
Zupę się je dwa dni: raz gotowaną, raz odgrzewaną, ale już na trzeci dzień, to się nie ma chęci…
Kozy? A były W Bochotnicy kozy. Były, były, trochę kóz było. Nie pamiętam czy białe czy jakie, nie wiem, bo ja kozów nie lubiałam.
W Wylągach koło Kazimierza Dolnego znajduje się pochodząca z 1907 roku kapliczka św. Józefa. Ma ona nietypową inskrypcję… Reportaż Katarzyny Michalak.
Było to jeszcze przed wojną. Pojechałem do pensjonatu. Pensjonat jest to takie miejsce, gdzie dzwonek oznacza obiad, a nie żadne święto…
Basia i Rysiek mieli sklep. Sklep Gontal, a Gontal był zjawiskiem.
Recenzja powieści Lejba Raszkina, opublikowana w piśmie „The Jerusalem Post”.
Jeden z rozdziałów napisanej w języku jidysz powieści Lejba Raszkina, której akcja toczy się w Kuzmirze – rodzinnym sztetlu Autora.
W Kazimierzu kiedyś były dwie księgarnie.
Tak w jednym z wywiadów obóz ten wspominał Marek Edelman.
93-letnia Pani Władzia wykłada co i jak. Gdera przy tym: „teraz to nie to co kiedyś, słonina to była słonina… a dziś wszystko zeszło na dziady”.
Wczasował się jeden taki w ruinach. W tym usypisku kamieni, które zostało po willi Szukalskiego.
W 1913 roku gdy miała 8 lat, rodzice zabrali ją w niedzielę na wycieczkę do Nałęczowa.
W budce przy mostku nad Grodarzem były lody. Lody, ciastka i oranżada w woreczkach. Potem, u Pana Zbyszka Gajewskiego były niezapomniane frytki, ale to już inna historia…
W niedzielę dnia 5 maja r. b. Automobil-Klub Polski zorganizował konkurs na oszczędność paliwa na dystansie Warszawa – Kazimierz nad Wisłą i z powrotem.
„Piątego maja 1901 roku w niedzielę raniutko przypłynęliśmy do Kazimierza, tam żeśmy strawne wzięli i okupiliśmy się.”
Ty nie masz pojęcia jakie tam było błoto! Jebuckie mydło.
„Panna Krajewska jest pierwszorzędną krawcową” – pisze w „Dwóch księżycach” Maria Kuncewiczowa. Sportretowana tu panna Walentyna to postać autentyczna – jedna z sióstr Zdanowiczównych.
Mamusia mi dała ten grosz.
Fragment tekstu opublikowanego w „Pamiętniku Literackim, Z. 3 (2014)
Tego miejsca już nie ma, ale kiedy jeszcze było, nie dało się go przeoczyć.
Do tych krawcowych chodziło się szyć i słuchać.
Pokazuję moim amerykańskim wnukom obrazy na ścianie i mówię „tam, w Kazimierzu – tam nauczyłam się czytać i kochać słowa. Tam się urodziłam.”
„Nigdy nie widziałem takiej nędzy – rynsztoków, rozklekotanych drewnianych domów powyginanych w fantastyczne kształty i tak niewiarygodnie obdartych ludzi.”
To nie jest wspomnienie doniosłego wydarzenia historycznego. To migawka z dawnej codzienności.
W Kazimierzu spędziłam swoje pierwsze osiemnaście lat życia. W tamtym okresie nie wyobrażałam sobie możliwości istnienia poza moim ukochanym miasteczkiem.
Żyję lat już dobrze ponad osiemdziesiąt, a takiej jak w tym roku wiosny nie pamiętam!
Magiel, prowadzony wiele lat temu przez kazimierską spółdzielnię, znajdował się na ulicy Lubelskiej.
Wspomnienia polskiej rodziny żyjącej we wsi Rogów gm. Wilków, w czasie okupacji hitlerowskiej.
Zawsze elegancka, uśmiechnięta, miła, skromna, idąca z pomocą słowem, gestem, uczynna w każdej sytuacji, gotowa nieść pomoc tam, gdzie zachodziła potrzeba.
„(…) chodzimy do Domu Kultury. Profesor muzyki prowadzi tu chór Ligi Kobiet; piosenki zapisujemy w zeszytach.”