Cmentarz żołnierzy radzieckich, czyli „ruski cmentarz”

Ciocia Katia i Bożena przy grobie

W dzieciństwie poznałam smak owocu granatu. Wygrzebywanie lśniących ziarek samo w sobie było zabawne, ale nie zdarzało się co dzień. Granaty przywoziła ciocia Katia, a kiedy przestała przyjeżdżać – skończył się granatowy epizod. Potem długo ich, granatów, nie widziałam, aż wreszcie znów się pojawiły, już w mojej dorosłości, w hipermarkecie. Niezmiennie jednak kojarzą mi się z ciocią Katią i cmentarzem radzieckich żołnierzy, których poległo w Kazimierzu wielu, wielu. Martwe te sieroty porzuciła wojna byle gdzie, ale Polska Ludowa zadbała, by przytuliła je obca ziemia cmentarna, ziemia, na której zginęli.

Całe pokolenia uczniów kazimierskich szkół maszerowały raz w roku aż za Czerniawy, chyba w maju, w czasie święta mającego związek z ZSRR, by trzymać wartę honorową przy grobach z czerwonymi gwiazdami. Atrakcją byli żołnierze z jednostki wojskowej w Puławach, przywożeni tu, stojący na baczność, oddający cześć pamięci salwami z karabinów. Dziewczynom podobało się to szczególnie, i to nie tylko harcerkom. Wcześniej, jeszcze przed galą uroczystości, uczniowie cmentarz sprzątali, regularnie, z zapałem.

Kiedy w Kazimierzu pojawiła się w połowie lat 70-tych pewna Rosjanka, szukająca zaginionego w czasie wojny brata, ludzie skierowali ją do p. Jadzi Tapicerowej, bo i ona i p. Witek, Tapicer, zaciągali w mowie i w ogóle wysławiali się z ruska. Miała to być gwarancja, że się dogadają. Pani Jadzia była przyjaciółką mojej mamy, więc i my zaraz tę Rosjankę poznaliśmy. Zmęczona, ale przekonana, że znajdzie ślad brata, przemierzała Lubelszczyznę i tak wreszcie trafiła do Kazimierza. Zaprowadzili ja na „ruski cmentarz”, chodzili, szukali. I był. Na grobie napisano, którego dokładnie dnia zginął i ciocia Katia strasznie płakała. „Jewo ubili w dzień rażdzienia…!” Miał 22 lata.

Wróciła do Tapicerów, wypłakała się, wyżaliła i zaprosiła nas wszystkich do brata w gości, na grób. Taki – mówiła – u nich zwyczaj. Siedliśmy na ziemi przy mogile, a na płycie ciocia Katia postawiła wódkę, zakąskę i granaty. Żywi się ugościli, a co zostało – zostawili zmarłym, na grobowym stole, aż do rana. Ja się najbardziej cieszyłam z granatów, ale moja siostra wpadła w zachwyt na widok munduru cioci Katii, gęsto oblepionego odznaczeniami, medalami, orderami.

Katia i moja siostra Grażyna

Ja dłubałam w owocach, a Grażynka paradowała z dumą w zbyt dużym mundurze żołnierki Związku Radzieckiego.

Pani Sabina Zapałowa, ciocia Katia, Anna Gałuszewska i Bożena

Ciocia Katia przyjeżdżała przez następnych kilka lat. Zbratała się z połową Kazimierza, przywoziła lalki z rudymi włosami, złote gwiazdki w klapę z główką Lenina (dużo) i granaty. Zawsze wtedy chodziliśmy na poczęstunek do mogiły radzieckiego żołnierza. Potem słuch o cioci Katii zaginął; myślę, że zrezygnowała z goszczenia się na braterskim grobie i postanowiła spotkać się z nim na innym gruncie. Myślę, że ten dzielny młodzik zaprosił ją do siebie. Czy oni oboje wiedzą, że zawsze o nich myślę w hipermarkecie, w dziale owoców?

Bożena Gałuszewska

Hania Gałuszewska, Bożena i ciocia Katia, ok. 1977 r.
fot. Norbert Kiljan
fot. Norbert Kiljan
fot. Norbert Kiljan