Wróżbita Ułanek
Pan F. opowiada:
W latach 50. przyjeżdżał do Kazimierza pochodzący z Kamienia wróżbita, Ułanek. To był człowiek już starszy, kulawy, o jednej nodze. Chodził o lasce, zawsze się nią podpierał, a że chciał parę groszy zarobić, to się pokazywał na targu – ludzie go znali i brali, żeby powróżył.
Jeździł on też po wsiach; specjalnie przychodził pod hotel przy zakładzie pracy w Poniatowej. Które chłopaki przyszli po zmianie i mieli wolne, to każdy sobie coś tam robił: czy radia słuchał, czy w karty grali niektórzy. To Ułanek wchodził do hotelu, pukał do pokoju:
– Chcesz powróżyć? – pyta się.
– No powróżyłbym.
I wróżył chłopakom.
Przyjeżdżał też często do Kazimierza. Jak były targi, to na targ przyjechał, bo wtedy dużo ludzi było, to zawsze ktoś tam sobie wróżył. Albo do Opola na targ, tak żeby zarobić parę złotych.
Siedział sobie, albo chodził, a że ludzie wiedzieli, że on wróży, to go sami zatrzymywali. Ludzie go szukali. Ktoś miał jakiś kłopot, to go zaczepiał, poprosił, żeby mu powróżył, a on to z chęcią robił.
Kazał gdzieś usiąść, na boku gdzieś pod drzewem czy pod słupem, i wróżył.
Miał normalne, zwykłe karty do gry, które rozkładał.
Ze mną było tak:
Spotkaliśmy się, porozmawialiśmy chwilę, zapytał się, czy chciałbym wróżbę. Chciałem. Poszliśmy więc w jakiś zaciszny kąt:
– Siądź tam – kazał mi usiąść naprzeciwko siebie, karty rozłożył i zaczął mówić.
Miałem przełożyć te karty na dwie czy na trzy kupki na początku, jakoś tak, (nie pamiętam dokładnie szczegółów. Co kazał to zrobiłem, ale specjalnie pod uwagę tego nie brałem). A potem on przekładał te karty, układał. I mówił na ich podstawie.
A ja niektóre rzeczy połapałem, ponotowałem i kartkę z zapiskami mam do dziś.
Nie zapisałem tylko jednej rzeczy: mówił mi, że mam od wschodu zbitą szybę w oknie i przez to okno jestem co wieczór podglądany przez sąsiada.
– Ale teraz on ma trudności – mówi Ułanek – bo tam się trochę zarosło krzakami. Nie może dostrzec wszystkiego.
To pamiętam jak dziś i to się sprawdziło. Ten sąsiad to był taki człowiek nieuczciwy! On aby zawsze żerował na kimś, do ORMO należał. A okno rzeczywiście było potłuczone, do dzisiaj jest pęknięte ( szyba była za bardzo ściśnięta w ramie i w czasie mrozu pękła ze skosa. Nie wiedzieliśmy wcale o tym z żoną, firanki były powieszone, nikt się temu nie przyglądał).
Przyszedłem wtedy do domu i opowiadam żonie:
– Ty, Władek mi mówił, że mamy szybę pękniętą! I że ten taki nas podgląda!
Idziemy do okna, patrzymy – rzeczywiście. Pęknięta szyba. Zdziwiliśmy się bardzo i już zawsze zasłanialiśmy to okno szczelną zasłonką.
A Ułanek – spokojny to był człowiek. W tym, co mówił, coś prawdy jest… W tym, co zanotowałem, niektóre rzeczy się posprawdzały, inne nie.
Wróżył mi, że się ożenię ze starsza blondynką… A ja nie miałem dziewczyny blondyny! Po prostu nie przyciągało mnie do blondynek. Ja lubiałem dziewczyny z czarnym włosem, z dobrym rumieńcem na buzi, to było – mi się zdaje – moje powołanie, żeby z taką dziewczyną chodzić. I żona moja taka właśnie była: włosy miała brązowe, ale nie czarne, tak jakby jej w rozjaśnienie trochę szły. Ale do twarzy jej pasowały, bo miała buzie rumianą, zawsze uśmiechniętą.
Poznałem ją tak: z kolegami, jak to kawalerka, poszliśmy na potańcówkę, do dziewuch. Zobaczyłem tę moją wybrankę, zapytałem się „czy pozwolisz zatańczyć sobie z jednego przed odejściem”. Poprosiłem ją do tańca. A ona w tańcu jak fryga była koło mnie! Pytam się „czyje ty, dziecko, jesteś?”. – „Ojca i matki” – mówi. Tak było. Potem jeszcze jednego tańca śmy zatańczyli razem, powiedziała mi już skąd jest, gdzie mieszka, podziękowałem i poszliśmy z chłopakami, a one, dziewuchy, się bawiły dalej. I od tamtej pory zawsze zwracaliśmy na siebie uwagę. Na zabawie to wyglądałem jej, czy nie stoi wśród ludzi, żeby ją porosić do tańca. I tak się pomału zaprzyjaźniliśmy. Lata leciały, a myśmy siebie patrzyli… 4 lata chodziliśmy z sobą.
Nie mieliśmy gdzie mieszkać, nie było pracy, nie było pieniędzy na ślub.
Dopiero jak dostałem pracę, to sobie garnitur przyszykowałem… Kupiłem towaru i uszyłem. Wtedy zresztą zarabiałem na szyciu, miałem pensyjkę niedużą. Myślałem: „jak się pobierzemy, to ją do roboty wciągnę i będziemy sobie żyć”.
Tak sobie pomyślałem, tak zrobiłem i tak sobie do dziś żyjemy, choć nie to Ułanek mi wróżył…