Wesołe wojenne zimy
Za niemieckich czasów po wybuchu wojny trzeba się było szybko przyzwyczaić do sytuacji i jakoś się do niej dostosować. Żyliśmy normalnie, nawet nie bardzo przestrzegaliśmy tych wszystkich wojennych rozkazów. Na przykład zaklejanie okien: niektórzy naklejali paski na szyby, ale inni, np. my… Skądże.
W zimie, jak przyszedł wieczór, to spędzaliśmy czas w gronie przyjaciół. Koleżeńskimi „paczkami” lataliśmy na sanki, na kuligi, ślizgaliśmy się, spacerowaliśmy i robiliśmy sobie w śniegu psikusy.
Nie było telewizji, wieczory długie, więc się młodzież zbierała w domach, a w razie godziny okupacyjnej – po kryjomu uciekało się to tędy, to tędy, przeleciało się cichcem zaułkami, byle tylko się spotkać. Życie toczyło się normalnie, ale bardziej towarzysko niż w dzisiejszych czasach. I jednak dużo weselej. Mimo wojny było bardzo miło wśród swoich kolegów, wspominamy to z rozrzewnieniem. Graliśmy w loteryjkę, we flirty, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie różne rzeczy, sympatyzowaliśmy, normalnie było. Jakoś inaczej na to wszystko patrzyliśmy: trzeba było uciekać do okopów – uciekaliśmy. Trzeba było iść na wysiedlenie – szliśmy. Leciały z nieba bomby – to się chowaliśmy. Byliśmy młodzi, nie chcieliśmy myśleć o śmierci i nie myśleliśmy. Ale o niektórych z nas pomyślała sama śmierć i część moich kolegów zabrała do siebie. Szkoda, bo byliśmy tacy piękni!
Na podstawie wspomnień Pani H. oprac. Bożena Gałuszewska