Walka z ruiną
Józef Dutkiewicz

W praktyce konserwatorskiej ruina istnieje nie tylko jako pojęcie statyczne, ujęte zazwyczaj romantycznym oplotem pnączy — daleko częściej występuje jako ukryta i skomplikowana siła niszczycielska. Jej podmiotem jest czas i przyroda i — jakże często — człowiek. Jest podobna do gruźlicy: niszczy wewnętrznie organizm, nie wywołując niemal żadnych zmian zewnętrznych. Warto użyć tego porównania, aby dać obraz zniszczenia i rozkładu, w jakim znajduje się większość zabytkowych budowli kazimierskich. Po sumiennem badaniu, przy szczegółowych oględzinach murów i dachów, wnętrz mieszkalnych i strychów, ustalają się dwie przedewszystkiem obserwacje: wytrzymałość materiału, z jakiego zbudowane są kazimierskie zabytki, a więc kamień-wapniak i drzewo, — przeważnie miękkie, — przekroczyła nakreśloną jej granicę, a bezwzględna eksploatacja budynków przez właścicieli, przy braku konserwacji, przyspieszyła dzieło zniszczenia. Warto wniknąć w szczegóły i rozmiary zniszczenia. Zdawaćby się bowiem mogło, że to przecież każde polskie miasteczko znajduje się w takim mniejwięcej stanie utrzymania i zachowania. A jednak wielka ilość zachowanych tu zabytków i stosunek niezwykłego bogactwa form architektonicznych do niepospolitego ubóstwa nielicznych mieszkańców miasteczka, czynią to zagadnienie nadzwyczainem.

Główne bogactwo architektury Kazimierza pochodzi z początku XVII i częściowo drugiej połowy XVII w. Niewielka stosunkowo część zabytków odnosi się do w. XVIII. Najbardziej monumentalne i godne podziwu dla form plastycznych budynki — trzy kościoły, kamienice mieszczańskie, najpiękniejsze śpichlerze — powstały całkowicie lub stężały w ostatecznym wyrazie właśnie w w. XVII. Bardzo zresztą łatwo znaleźć genezę tego niezwykłego rozwoju architektonicznego miasteczka. Wiąże się on ściśle z okresem dobrobytu w pierwszej połowie XVII w., kiedy to Kazimierz byt wielką centralą wywozu zboża. Ze zbożem wiązały się bezpośrednio śpichrze, dochody z handlu zbożem pozwoliły kupcom na wzniesienie bogatych świątyń i wspaniałych siedzib własnych. Ze stacyj docelowych eksportu zboża — z Gdańska i Holandii — przychodziły zamiłowania i wpływy artystyczne. Niestety, niedługo trwał wiek XVII. W następnym, kiedy to i drogi handlowe zmieniły się i Wisła zaczęła zamulać port, Kazimierz jak Bruegge zaczął zwolna obumierać. Powstało w tym czasie jeszcze trochę — drewnianych już — domów mieszkalnych. w których tu i ówdzie zachowały się daty wyrzezane na siestrzanach u stropów i dwa lub trzy śpichrze na dawnem wybrzeżu Gdańskiem. Wiek XIX — może na szczęście — nie wniósł nic do miasteczka oprócz zapomnienia.

Wiek XX zapisał się odrazu zniszczeniem: spaleniem w r. 1915 południowej ściany rynku i ulicy Senatorskiej, z pięknemi kamienicami renesansowemi i zniszczeniem części śpichrzów i domów mieszkaInvch. Reszty dokonał szybko posuwający się proces »dobrowolnego” rozkładu materiału budowlanego, spowodowany zaniedbaniami XIX w. Obecny stan zniszczenia przedstawia się jak następuje. Z kamienic renesansowych w rynku zostało zniszczonych przez wojnę pięć, a przy ulicy Senatorskiej trzy. Kilka z nich, z bogatemi attykami i portalami, stało jeszcze — coprawda bez dachu — do r. 1926. Absolutny brak większych środków finansowych na konserwację nie pozwolił ich uratować. Mury musiano rozebrać, bo groziły niebezpieczeństwem dla życia. Wśród śpichrzów wielkie szkody swem niedbalstwem wyrządził już wiek XIX. Pozbawione pokrycia dachów i niekonserwowane mury poczęły się zwolna rozpadać. Z dwudziestu kilku śpichrzów doszło do naszych czasów w całości (pod dachem) pięć. Poza niemi da się naliczyć dziesięć mniej lub więcej zaawansowanych ruin po śpichrzach, nie brak wśród nich i takich które przypominają raczej stos kamieni. Nic zresztą dziwnego. Rozkład kamienia (miejscowego wapniaka) pod wpływem zmian nasycenia wilgocią i nagrzewania, odbywa się stale i konsekwentnie. Co roku zapada się jakaś ściana lub narożnik zwłaszcza na wybrzeżu Krakowskiem. Pośredni pomiędzy śpichrzami a kamienicami budynek dawnej t. zw. Faktorji Angielskiej, a raczej jego ruina, może posłużyć za ruchomy obraz tego stanu rzeczy. Przed dwoma laty zawaliła się jego ściana tylna, w ub. r. sklepienie większej części parteru, a w obecnym – sklepienia ponadokienne. Równie ciągły, choć mniej widoczny, proces zniszczenia toczy się wśród mniej artystycznie wartościowych ale zabytkowych i tworzących tło architektoniczne, – domów mieszkalnych miasteczka. Murowane i drewniane dobiegają już kresu swego pracowitego żywota. Ich dachy zmurszałe i przegnite, pozbawione – śmiesznie powiedzieć – nieraz wiązania i krokwi, nie przedstawiają wartości jako zapora przed deszczem i sterczą raczej siłą przyzwyczajenia jako dekoracja. Mury nasiąknięte wodą, pozbawione ochrony, walą się. Dla tej właśnie przyczyny musiano przed dwoma laty opróżnić dwa domy w rynku pod nr. nr. 33 i 34, poczem z trudem tylko przy udzieleniu subwencji dało się skłonić właścicieli do ich odbudowy. Z tego też powodu opróżniony i został sąsiedni dom pod nr. 32, piętrowy, z wielkim wiszącym dachem; wobec braku zgody właścicieli na odbudowę czeka go w najbliższych miesiącach rozbiórka. Te same czynniki sprawiły że w ostatnich dniach runęła część tylna domu w rynku i ulicy Lubelskiej. Wydaje się też że w najbliższym czasie seria ta kontynuowana będzie ze szczególną uporczywością. Wskazuje na to stan dachów i murów. Wygląda że teraz właśnie kończy się tym domom ich czas wysługi, materjał osiągnął kres swej trwałości – no nie zamierzają dłużej służyć ani żyć. Czytelnika zastanowi niewątpliwie co wobec tego stanu rzeczy robi konserwator zabytków, władze budowlane i miejskie, i dlaczego ta nieubłagana fala zniszczenia nie zostanie wreszcie powstrzymana? Za odpowiedź posłużyć może następujące zestawienie. Budżet trzechtysięcznego miasta jest tak skromny że po opędzeniu najkonieczniejszych wydatków nie pozwala nie tylko na opiekę nad sztuką i zabytkami, ale nawet na najbardziej potrzebne inwestycje. Właściciele, biedni i pozbawieni dochodów, nie są w możności utrzymywania tak kosztownych obiektów zabytkowych. Pozostaje państwowa opieka nad zabytkami. Od trzech mniejwięcej lat, kiedy zostały wydatnie powiększone, subwencje na konserwację zabytków Kazimierza wynoszą od 1 800 do 2 000 zł rocznie. Za te pieniądze prowadzi się najkonieczniejsze drobne reparacje, jak m. in. remont części dachu nad śpichlerzem dawniej Ulanowskiego, okien w kościele św. Anny, udziela się pomocy na reparację domów z podsieniami pod nr. 33 i 34 w rynku, dokonywa się odsłonięcia podsieni — koniecznego przy przebrukowaniu rynku — w kamienicach pod św. Mikołajem i św. Krzysztofem. Tymczasem niezbędne zabezpieczenie każdego ze śpichrzów czy domów zabytkowych w miasteczku musi wynieść od 5 – 10 000 zł bez przystosowania ich do użytkowania, a zatem ostatecznego zabezpieczenia. Spichrzów jest około 15, a domów godnych konserwacyj ponad 30. Czyni to razem sumę do 450 000 zł. Osiągnięcie jej byłoby możliwe przy przyjściu z pomocą innych źródeł spoza obecnie wchodzących w rachubę. Narazie nic dziwnego że stan posiadania zabytkowego w Kazimierzu cofa się i że niestety, jeszcze w najbliższym czasie zginie sporo pięknych i jedynych budowli kazimierskich. Na początku – mówiąc o walce z ruiną przy budowlach kazimierskich — zaznaczyłem że istnieją dwa szczególnie dotkliwe czynniki tej ruiny. Są to: materiały z których wzniesiono budynki, i obecna eksploatacja zabytków. Jeżeli walka o opanowanie niszczenia się materiału — łamliwego i lasującego się kamienia-wapniaka i spróchniałych konstrukcyj z miękkiego drzewa w budynkach – przedstawia duże trudności techniczne i wymaga przedewszystkiem dużego wkładu pieniężnego, to rozwiązanie sprawy eksploatacji budynków ma aspekt daleko bardziej wielostronny i skomplikowany. Można sobie wyobrazić, że idealną pomocą w rozwiązaniu sprawy eksploatacji byliby zamożni i pełni głębokiego sentymentu nabywcy zabytkowych budynków, którzyby zastąpili obecnych. Jakkolwiekby było, powstrzymanie procesu zniszczenia i zabezpieczenia fantastycznej architektury Kazimierza jest sprawą zapewnienia stałego dopływu takich sum dla miasta, któreby pozwoliły na odbudowę w ciągu kilku lat zagrożonych domów miejskich i śpichrzów. Trzeba przytem wziąć pod uwagę iż remonty domów wymagają całkowitej niejednokrotnie wymiany materiałów: ścian, sklepień i stropów, wiązań dachowych i ich pokrycia. To tak jakby budowa nowych domów ściśle w ramach starych. Często trzeba przytem odsłaniać lub przywracać fragmenty dekoracyjne architektury, które uboga i nieczuła na sens dawnego budownictwa ręka poutrącała lub zakryła. Wśród śpichrzów trzeba odbudować te, które się do tego jeszcze nadają z wyzyskaniem na potrzeby współczesne: schroniska, mieszkania, pracownie, składy. Resztę trzeba utrwalić w momencie ich rozkładu i zabezpieczyć tak żeby po-zostawić grymas upadku ale spetryfikowany. Ruina — ale wypielęgnowana, zmumifikowana — wabić może dalej oko, szukające swobody i własnej, fantastycznej rekonstrukcji przeszłości, ożywienia jej osobliwem bogactwem form, niemożliwością dokonanych przeżyć. Jeśli jednak w najbliższej przyszłości nie znajdą się środki na przeprowadzenie tych koniecznych i nie tak znowu kosztownych zabiegów — będziemy milczącymi świadkami upadku i pokojowej zagłady jednego z najpiękniejszych zespołów, jakie stworzyły w Polsce sztuka i przyroda.
Józef Dutkiewicz