Walewska & Grudzień Farny

Mieszkanie w Kazimierzu to całkiem skomplikowana zależność pomiędzy ustępstwem i zachwytem, zrzędzeniem i euforią, szczęściem i nieszczęściem. Dziś jednak zdałam sobie sprawę z tego, jaką szansę na emocje dostajemy tu, w tym małym Kazimierzu, od sama nie wiem kogo… Koncert w Farze. Piękna muzyka, piękny śpiew, piękna pani, piękny kościół, piękne organy – musiałam zamknąć oczy, bo przez chwilę miałam wrażenie, że to chyba nieprawdziwe, to wszystko. A jednak. Głos Małgorzaty Walewskiej, zupełnie niewiarygodny: niski, gęsty, mięsisty, syty dźwiękiem i głębią, tajemniczy i niepokojący. Piano i forte równie nasycone i pełne, grube, rzęsiste dźwięki o dziwnej przy tym delikatności. Barwa, o której myśli się, że chyba nie powinna istnieć w naturze, że jest niemożliwa. Ale skoro jest i jest tak niewiarygodnie namacalna, to myślimy – nadprzyrodzona. Możliwe, że dzieci, mające lepszy kontakt z nieznanym, niektóre rzeczy wiedzą lepiej; mój dwu – z górą – letni syn, gdy usłyszał jak Małgosia nuci podczas próby, powiedział: śpiewa bozia. Coś w tym jest, choć brzmi nieco świętokradczo, ale dwulatkowi można wybaczyć, zwłaszcza, że już w trakcie pierwszego utworu usnął jak anioł. Myślę, że śniło mu się niebo, blisko którego my, słuchający – zdawało nam się – stanęliśmy.
A nasze organy… rozpoznałabym ich dźwięk na samym końcu świata.
Trzeba by komuś za to wszystko dziękować: i za ten śpiew, i za grę, za muzykę, i za to, że słyszymy i czujemy. Trzeba za to dziękować.
Bożena Gałuszewska




fot. Norbert Kiljan