W Kazimierzu o Kazimierzu
Jolanta Fajkowska i Krzysztof Karpiński
Rozmawiają Jolanta Fajkowska i Krzysztof Karpiński.
Krzysztof Karpiński
Przyjeżdżam do Kazimierza od dawna, od wielu lat. Dlaczego akurat tu? Bo kiedyś mieszkałem w Radomiu, a Kazimierz był blisko. Był najbliższym miastem zupełnie innym niż okoliczne letniska. A poza tym zawsze uważałem, że są dwa miasta, gdzie weekend może być wyjątkowy: Zakopane i Kazimierz.
Zbieraliśmy się z przyjaciółmi i spędzaliśmy czas w pięknych okolicznościach przyrody. A później zamieszkał tu mój kolega i to on pokazał mi Kazimierz od innej strony, której wcześniej nie znałem. Na przykład z perspektywy tworzących tam artystów. I to oni stanowili o nowym spojrzeniu na to miejsce.
Od początku zachwycała mnie atmosfera miasta, jego architektura. W Polsce PRL-owskiej nie było wielu miast, gdzie władze zwracały uwagę na to, jak się buduje. Kazimierz znajdował się pod taką opieką, wszystko musiało być zgodne z regułami sztuki historycznie istniejącymi w regionie. Opowiadał mi o tym wielokrotnie wspomniany kolega, który był nota bene miejscowym geodetą. Poza nielicznymi wyjątkami nie ma tutaj przypadkowych domów, nie zdarzają się tzw. gargamele, jak to można zauważyć w innych częściach naszego kraju. Kazimierski styl jest w zasadzie zachowany. Niemal w każdym domu widać kamień wapienny i to też jest ten kazimierski styl. Coś pięknego!
Wy, kazimierzacy, może już tego nie widzicie, ale domy są do siebie podobne, mają dość szczególne proporcje: masywny, ciężki dach, który trochę przygniata dom do ziemi, ale proporcje są zachowane. To dobrze, że są służby, które pilnują, by coś rażąco innego tutaj nie powstało.
Jolanta Fajkowska
Po raz pierwszy zajrzałam do Kazimierza będąc jeszcze w podstawówce. Miałam świetną nauczycielkę, która uczyła nas nie tylko polskiego – literatury, języka, gramatyki itd., ale również umieszczała to w ogólnym kontekście historyczno – artystycznym. Opowiadała wiele razy o Kazimierzu, więc poznałam to miasteczko, zanim jeszcze przyjechałam. Oglądam na zdjęciach attyki, domy, kamienice i wszystko sobie wyobrażałam…
Później, kiedy poznawałam lepiej Warszawę, ze zdziwieniem przyglądałam się Pałacowi Kultury i Nauki: odkryłam, że jest bardzo związany z Kazimierzem. Choć proporcje są całkiem inne, to w elementach architektonicznych można doszukać się kazimierskich wpływów. Rosyjscy architekci projektując Pałac szukali stylu polskiego. Konstrukcja – moskiewska, ale ozdobniki miały nawiązywać do stylu polskiego. Szukali go i znaleźli w Zakopanem i w Kazimierzu. Esencja polskości.
Później przyjeżdżałam, bo to blisko z Warszawy, więc łatwo było zajrzeć, a poza tym przecież istnieje legenda, mit, że Kazimierz jest artystyczny, piękny, uduchowiony…
Przestałam przyjeżdżać, bo miałam dosyć tłumów ludzi, mężczyzn w krótkich spodenkach wchodzących do kościoła – ten ogólnie obowiązujący brak szacunku i wszechobecna tandeta bardzo mi przeszkadzały.
Po 10 latach znowu zajrzałam. Miałam długą przerwę, choć to raptem 120 km!
K.K.:
A jednak mit jest ciągle żywy. Przed wojną było to drugie po Zakopanem miejsce, gdzie pojawiało się tylu artystów. Przyjeżdżali na odpoczynek i żeby chłonąć atmosferę, tworzyć…
J.F.:
Kazimierz to nie tylko rynek. Są i inne miejsca, uliczki, zaułki, zakątki – piękne i ciche. Trzeba wierzyć, że jest tu to niezwykłe „coś”. Trzeba w to wierzyć, jeśli chcemy, żeby następowały zmiany, żeby trwało życie…
Wiadomo, że urokliwych miejscowości w Polsce, na świecie jest więcej, ale nie wszędzie są tacy ludzie jak tutaj. Bo oczywiście miejsce to ludzie. Miejsca same poprzez siebie nie istnieją, istnieją tylko przez ludzi. Przez ich pasje, namiętności, działania. Miejsce samo dla siebie jest puste, martwe. Musi być człowiek, który je poruszy i ożywi.
Kazimierz ma ludzki wymiar. Wszystko jest dla człowieka, nie jest przesadzone, nie ma drapaczy chmur i galerii handlowych, choć wiadomo, że ludziom łatwiej się żyje z galerią handlową w pobliżu. A tu we wtorki i piątki jest targ!
K.K.:
Mało jest na świecie miejsc mających taką urodę, taki czar jak to miasteczko. Tu jest coś bardzo specjalnego, miejsce to ma wielką moc. Tutaj można zamieszkać.
J.F.:
Wszyscy poszukujemy raju, naszej Arkadii. Czy Kazimierz może być taką arkadią? A przecież tu mieszkają ludzie, którzy by chcieli żyć tak jak inni. Mieszkańcy Kazimierza mogą powiedzieć: oglądamy piękne nowoczesne miasta, a my mamy być ciągle zaściankiem? Tylko po to, żeby mieszczuchy z Warszawy się zachwycały?
K.K.:
W Kazimierzu warto wracać do historii – do przedwojnia, do lat 30. W latach 20. rynek wyglądał fatalnie, ale już w 30. trochę lepiej, i budził zachwyt. Wtedy właśnie powstała kolonia artystyczna. Konieczne jest odwoływanie się do bogactwa historii.
J.F.:
Trzeba sięgać po potencjał, który tu istnieje, trzeba go wykorzystywać. Warto wracać do wszystkiego, co tu powstawało, przypominać, że na przestrzeni lat powstawały tu różne dzieła i zjawiska z obszaru kultury. W ogóle nie ma się nad czym zastanawiać, tylko trzeba działać! W przyszłym roku o tej porze już coś zorganizujemy. I to będzie punkt wyjścia do tego, żeby pokazać najróżniejsze fenomeny kulturowe i współistnienie różnych społeczności.
Mieszkańcy Kazimierza powinni być dumni z tego, że tutaj mieszkają. Można by nawet powiedzieć, że powinni się czuć wyróżnieni, że Bóg im pozwolił zamieszkać w takim miejscu. Nie każdy ma to szczęście. On ich tutaj posadził, zasadził, umieścił, dał im szansę, a oni muszą ją wykorzystać, bo inaczej zgrzeszą. Są wyróżnieni. Jest coś takiego, jak zobowiązanie wobec miejsca: mieszkam tutaj i muszę robić wszystko, by było pięknie.
K.K.:
W Kazimierzu i jego okolicach osiedlają się przybysze z innych regionów.
Życie toczy się bardzo leniwie, wszędzie blisko, wszyscy się znają…
Nad Wisłą funkcjonuje coś, czego w Warszawie nie można się doprosić – pływają statki. Nie jest to żegluga na miarę przedwojennej, ale jednak… Można popłynąć, zobaczyć panoramę miasta z perspektywy rzeki.
Co ja bym tu widział? Jako członek Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego interesowało mnie zawsze to, żeby w tak atrakcyjnym miejscu był klub, miejsce do słuchania muzyki. W Zakopanem funkcjonuje już festiwal jazzowy, mieliśmy w tym roku jego siódmą edycję. Pomyślałem, że może powinno zaistnieć również w Kazimierzu jazzowe granie. Wydaje mi się, że obserwujemy renesans jazzu w Polsce, czas, by jazzmani częściej odwiedzali Kazimierz!
Pracuję teraz nad książką o muzyce jazzowej okresu międzywojennego na ziemiach polskich, jestem mniej więcej w połowie, mam różne bardzo ciekawe materiały i nic o Kazimierzu! Dobrze byłoby dotrzeć do zdjęć z dancingów, do historii zespołów, które tu grywały i kilka słów o nich napisać – jeśli coś takiego oczywiście miało tu miejsce.
Jolanta Fajkowska – dziennikarka, publicystka, prezenterka telewizyjna i radiowa, z wykształcenia slawistka i historyk sztuki po studiach humanistycznych na Uniwersytecie Karola w Pradze. Pracę zawodową rozpoczęła w Polskiej Akademii Nauk, później były Pracownie Konserwacji Zabytków, następnie Polskie Radio, telewizja Polska. zobacz też stronę www.fajkowska.pl.
Krzysztof Karpiński – prawnik, prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie, pianista, krytyk muzyczny. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Wiedzę muzyczną zdobywał w Państwowej szkole Muzycznej w Radomiu. Współpracował m.in. z Krzysztofem Sadowskim i Piotrem Rodowiczem. Prowadzil audycję „W jazzowym tonie”. Jest stałym współpracownikiem magazynu „Jazz Forum” i autorem monografii o niewidomym pianiście Mieczysławie Koszu. Obecnie przygotowuje książkę na temat polskiego jazzu w okresie międzywojennym.