To co przeżyłem
Adam Czartkowski

Fragment wspomnień Adama Czartkowskiego, dotyczący wakacyjnego pobytu w Kazimierzu nad Wisłą latem 1939 roku.

Rękopis przechowywany jest w PAN Archiwum w Warszawie.*

Po trzech tygodniach pobytu w Warszawie, wyjechaliśmy oboje na odpoczynek w Kazimierzu nad Wisłą, gdzie bratowa mojej żony Helena Michalczewska, wdowa po Antonim, prowadziła pensjonat Stow. Urzędn. Państwowych na tzw. Albrechtówce. […]

Pamiętam dzień wyjazdu do Kazimierza i ten nastrój, który mnie opanował.

Był bardzo upalny dzień lipcowy, aż szary od żaru. Jechaliśmy pociągiem pośpiesznym w stronę Lublina zaraz po 12-ej.

W okolicach Dęblina spotkała nas chwilowa ulewa. Drogę z Puław do Kazimierza zrobiliśmy w taksówce. I ledwo rozgościliśmy się w naszym pokoju w willi wśród pięknych sosen, wybuchła długa i groźna burza. […]

Ludzie odrzucali od siebie myśl o wojnie, a gdy im się mówiło, że pierwsze dni września będą krytyczne, nie wierzyli temu i bawili się, jak kto mógł. Pogoda ustaliła się bardzo piękna, wycieczek odbywało się w najrozmaitsze strony huk…[…]

Pamiętam, że któregoś dnia zjawili się w pensjonacie dr Hilchen z żoną i synem – przejazdem autem z Lublina do Warszawy. Pani Hilchenowa w rozmowie ze mną wygadała się, że jej mąż był w Lublinie, by zorientować się w możliwości wyewakuowania z Warszawy składów wydawnictw „Biblioteki Polskiej” (był on wtenczas prezesem Zarządu tej firmy), ale przekonał się, że jest to „marzenie ściętej głowy”, gdyż wszystkie wolne lokale w Lublinie już zostały zajęte przede wszystkim przez rozmaite urzędy centralne…[…]

I pamiętam ciekawe słowa, wypowiedziane przez „szarego” człowieka z Kazimierza. Płynęliśmy całym towarzystwem łodzią Wisłą z Albrechtówki do Kazimierza którejś niedzieli – w sierpniu – na nabożeństwo do kościoła farnego. Rozmawialiśmy

o położeniu politycznym; mówiono o tym, że przed wojną zabezpieczają Polskę sojusze z Francją i z Anglią. A wtem odzywa się przewoźnik nasz – mężczyzna trzydziestoparoletni – inteligentnie wyglądający (zapewne jakiś podoficer rezerwy): „A czy Hitler czasami nie porozumie się w jaki sposób z Rosją, by zagrozić nam z tyłu? Czy nie należałoby Polsce porozumieć się ze Związkiem Radzieckim?”. Odpowiedziano mu, że przecie Hitler tyle razy już oświadczał, że nie może być mowy o porozumieniu jego ze Związkiem Radzieckim i że przecie Polska ma pakt o nieagresji również ze Związkiem Radzieckim, więc chyba nie grozi nam to, czego się on obawia. Dodałem, że zresztą ani Niemcom ani Związkowi Radzieckiemu nie może zależeć na bezpośrednim zetknięciu się granic ich państw… Zdawało się wówczas, że my mamy rację – a jednak w kilkanaście dni okazało się, że właśnie jego przewidywania były słuszne…

Bawiąc w Kazimierzu dużo czasu poświęcałem na ostatnią korektę XII t. „Roczników Gdańskich” […]. Napisałem też kilka felietonów do „Kuriera Warszawskiego”. Codziennie rano po śniadaniu chodziłem wzdłuż brzegu Wisły te parę km z Albrechtówki do Kazimierza w celu wysłania listów oraz zakupowania gazet codziennych. Wracałem mniej więcej przed obiadem. Po obiedzie sypiałem, pisałem, robiłem korektę, spacerowałem. Po kolacji dość wczesnej pogawędka ze znajomymi. […]

Któregoś dnia spotkałem na Rynku w Kazimierzu prof. Zygmunta Wóycickiego, który w Kazimierzu od dawna posiadał willę, w otoczeniu trzech synów, oczywista oficerów rezerwy. Rozmawialiśmy o sytuacji politycznej i skoro powiedziałem swoje pesymistyczne zdanie o rychłym wybuchu wojny i jej ew. wyniku dla nas, młodzi panowie […] potępili jednogłośnie mój „defetyzm”.

Wyjeżdżając na wakacje z Gdańska namówiłem Augustyńskiego, by przedłużył je do 15- ego sierpnia, na co się zgodził. Podczas pobytu w Kazimierzu pisałem kilkakrotnie do niego, by wobec wciąż niewyjaśnionej sytuacji przedłużył je do 1 września, namawiałem też go do wyewakuowania całego gimnazjum wraz z nauczycielstwem i uczniami gdzieś do Wschodniej Małopolski – do Zaleszczyk czy innego miasta najdalej od Niemców oddalonego. Niestety ani na jedno ani na drugie nie zgodził się […]. Wobec tego przedłużywszy sobie urlop do 20-tego za jego zgodą – wyjechałem 18-ego sierpnia z Kazimierza, pozostawiając żonę w pensjonacie pod opieką jej bratowej. Do Warszawy nie chciałem jej odwozić ze względu na piękny czas i miły pobyt w Kazimierzu, do Gdańska nie mogłem jej zabrać, jak to czyniłem zwykle w innych latach, gdyż obawiałem się coraz bardziej wybuchu wojny […].

Wyjechałem z ciężkim sercem. Przed żoną starałem się „utrzymać fason”, ale w rozmowie z jej bratową byłem szczery i zapowiedziałem, że zostawiam żonę w Kazimierzu pod jej opieką do czasu aż po nią – w razie wybuchu wojny – nie przyjadę.

* Adam Czartkowski pracował jako nauczyciel nauk przyrodniczych w Gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej w Gdańsku.

Był jednym z głównych działaczy gdańskiej Polonii.

Zaangażowany w prace Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki, Komitetu dla Popierania Sztuki Polskiej w Gdańsku, inicjator wielu cennych wydawnictw, korespondent „Kuriera Warszawskiego”.

31 sierpnia 1939 roku szczęśliwie powrócił ostatnim pociągiem z Gdańska do Warszawy.

W czasie okupacji poszukiwany przez gestapo ukrywał się m. in. w Kazimierzu nad Wisłą.

W 1944 roku podczas ewakuacji w Piotrkowie zginęła jego żona Maria. Po wojnie osiedlił się w Łodzi. Był współzałożycielem Uniwersytetu Łódzkiego i Łódzkiej Akademii Medycznej.

Przytoczony fragment wspomnień powstał po 1946 roku.

Wszystkie dzienniki i pamiętniki A. Czartkowskiego uległy zagładzie w czasie wojny. W Bibliotece Krasińskich spłonął 11- tomowy (po 100 kart w tomie) dziennik z lat 1913-1930, noszący tytuł „Dzień po dniu”. W Bibliotece Instytutu Dokształcania Zawodowego (dawniej Muzeum Rzemiosł i Sztuki Stosowanej – Chmielna 52) spalił się dziennik z lat 1942-1944, w którym notował to, co widział osobiście, słyszał od innych i to, co przeczytał w podziemnej prasie. W jego mieszkaniu przy ulicy Rybaki uległ zniszczeniu rękopis wspomnień To co przeżyłem z lat 1881-1913, obejmujący czasy dzieciństwa, lat szkolnych w gimnazjum w Białej Cerkwi na Ukrainie, uniwersyteckich i pouniwersyteckich w Warszawie.

Podejmując próbę odtworzenia wspomnień, Adam Czartkowski chciał dać obraz życia inteligenta polskiego z końca XIX i pierwszej połowy XX w., szkice tych rozmaitych stron życia polskiego, które już nigdy nie powtórzą się – słowem przekazać pamięci to, czego za lat kilkanaście już nikt wiedzieć nie będzie…

oprac. Katarzyna Słojkowska


Najserdeczniej dziękujemy Pani Katarzynie Słojkowskiej za życzliwość – redakcja