Siedem życzeń
Klątwa Bogini Bast

„Siedem życzeń” – w latach 80-tych jeden z najpopularniejszych seriali dla młodzieży. Muzykę do filmu skomponował John Porter, piosenkę tytułową wykonuje zespół Banda i Wanda. Dialogi napisał m.in. Maciej Zembaty. Jedną z głównych ról gra znana kazimierskiej publiczności Bella Olejnik.

Szósty odcinek serii w dużej części nagrany został w kazimierskich kamieniołomach.

Scenograf, czy może ktoś, kto scenografowi pomagał wynalazł nas – paru chłopaków – i skompletował ekipę, która miała stawiać dekoracje.

Chętnie chodziliśmy tam pracować, oni świetnie płacili; film miał duże pieniądze.

Do kamieniołomów zwozili materiały – jakieś płótna, bale, deski – z tego wszystkiego trzeba było wybudować egipską wioskę. Ale najpierw musieliśmy całe te transporty rozładowywać.

Raz wielkim samochodem przywieźli dużą partię drewna, którą musieliśmy zdjąć z ciężarówki. Upał potworny, my rozebrani, bez koszul, bez bluzek.

Z gorąca trudno było wytrzymać: przecież to niecka kamieniołomów, pełnia lata lipiec – sierpień, strasznie gorąco i ani odrobiny cienia, ani powiewu wiatru.

Porozbierani, spoceni, bierzemy się za rozładunek.

Otworzyłem burty ciężarówki i jak tylko to zrobiłem, deski te burty rozepchnęły.

A była przy nich taka zastawa z metalu podnosząca burtę po to, żeby weszło więcej desek. I jak to rozepchnęło, tak mnie, cholera, strzeliło. Centralnie w sam mostek.

Do dzisiaj mam ciętą szramę od szyi przez pierś.

Szczęście od Boga, że wykonałem taki gwałtowny ruch w prawo! Tylko mnie dzięki temu skaleczyło i uderzyło, że w porę odskoczyłem. Jakby nie to, rozpłatałoby mnie żywcem na pół. Płuca, serce – wszystko by było na wierzchu.

Dopiero po chwili dotarło do mnie co się stało. Krew się leje, upał, ani się gdzie schować, o opatrzeniu rany nawet nie ma mowy. Więc co zrobiłem? Biegiem do Wisły. Stanąłem w wodzie.

Powoli dochodziłem do siebie; rana pod wodą, chłodno. Stałem tak chyba z godzinę… ochłonąłem i wróciłem do roboty.

Budowa dekoracji trwała chyba z tydzień. Przychodził facet i mówił: tu filary, tu filary, na to płótno naciągnąć, płótno zagipsować, zrobić z tej faktury imitacje kamienia – i cała robota.

Scenograf dawał wskazówki, myśmy wykonywali. Potem, gdy scenografia była gotowa, dowieźli zwierzęta. Jakieś kozy, osiołki, nie pamiętam co jeszcze. Wielu kazimierzaków pracowało przy tym filmie. Jako statyści, oczywiście. Pół Kazimierza się tam kręciło. Ale trzeba przyznać, że dobrze płacili. Oni płacili, my pracowaliśmy.

Pamiętam, że głównego bohatera grał chłopak może dwunastoletni, może dziesięcio. Do planu zdjęciowego różne rzeczy dowożone były dużymi samochodami ciężarowymi, tymi takimi podobnymi do ogórków roburami.

Często gęsto takim właśnie roburem jeździł tenże chłopak, który nawet nie sięgał swobodnie do pedałów. Jeździł sobie po Krakowskiej, po planie, wkoło kamieniołomów.

Był lubiany, miał dobre układy z jednym kierowcą i kierowca mu dawał samochód. Zresztą lubiany był w ogóle przez całą ekipę, to było widać.

Jedyne, co w tamtym czasie stało w kamieniołomach, to była szopa, która zresztą potem spłonęła. W tym budyneczku postawili nam, pracownikom i ekipie, saturator. Dowieźli wielką butlę z gazem, wodę, jakiś sok.

Napojów chłodzących nam w każdym razie nie brakowało, a że strasznie było gorąco – skwar, słońce, otwarta przestrzeń bez kawałka cienia – to saturator był niezwykle przydatny. Piliśmy dużo z powodu skwaru. Przecież pracować trzeba było za dnia, w pełnym słońcu, bo tam ani prądu, ani światła. Po zmierzchu już nic byśmy nie zwojowali.

Opaleniznę wtedy mieliśmy taką, że świetnie się komponowaliśmy ze scenografią.

Natomiast przez historię z rozładunkiem, omal nadwiślańskiej egipskiej wioski nie przypłaciłem życiem…

Mogłem stać się ofiarą klątwy faraona. A nie, przepraszam: tamten odcinek nosił znamienny tytuł: „Klątwa bogini”. Do tej pory mam po niej pamiątkę.

oprac. Bożena Gałuszewska