Rozważania plastyczne: Ś.p. Jan Wydra
Prof. Tadeusz Pruszkowski

Bardzo utalentowanego malarza straciła sztuka polska. Umarł Jan Wydra. Młody, w chwili śmierci, zaledwie trzydzieści pięć lat liczący artysta należał do stowarzyszenia malarzy pod nazwą Bractwo św. Łukasza. W Pierwszych wystawach Bractwa Wydra brał udział z dużymi obrazami, malowanymi energicznie z wielkim polotem i sentymentem. Obraz p.t. „Boże Narodzenie”, jedna z najwcześniejszych prac Wydry, dobrze się zapisał w pamięci tych, co go widzieli. Zdarzyło się, że w kilka lat po wystawie słyszałem ciepłe słowa o tym obrazie Wydry od ludzi niebylejakich.

W pierwszym okresie swej samodzielności malarskiej po wyjściu ze Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, malował wiele i dobrze. Potem przyszły złe chwile: Wydra zapadł na gruźlicę. Nie pomógł spóźniony, niedostateczny choć wieloletni ratunek w Zakopanem. Wydra od kilku lat nie mógł już tworzyć naprawdę. Mimo że kilkakrotna poprawa zdrowia budziła nadzieję, nie wrócił już Wydra do sił, o dawnej energii i podjęciu wysiłku prawdziwego nie mogło być mowy.

We wspomnieniu o Wydrze chciałbym trwale zapisać jego cichą zasługę w pracy dla naszej kultury. Chciałbym ciężkie warunki życia i śmierci młodego malarza uprzytomnić czytelnikowi jako przykład ofiarnej pracy obywatelskiej. Malarz z powołania nie liczy na karierę materialną, bo ta w tym „fachu” jest niemożliwa. Nawet najszczęśliwsi a prawdziwi artyści nie osiągają powodzenia życiowego równającego się choćby przeciętnej sytuacji w innym zawodzie. Malarz wie o tym z góry, że obierając sobie ten rodzaj twórczości bierze ślub z ubóstwem. Słowa :poświęcił się sztuce” nie są patosalnym komunałem, ale żywą rzeczywistością. Niechże społeczeństwo tych, co pośród niego pracują ideowo w jakiejkolwiek dziedzinie, otoczy ciepłem życzliwego zainteresowania. Artyści, wynalazcy, uczeni jednako w ciężkich warunkach pracujący twórcy są misjonarzami kultury.

Bez pracujących cicho i z uporem, jak Jan Wydra, utalentowanych twórców nie ma rozwoju. Bez ich wysiłku życie bliźnich byłoby szare, nudne i głupawe. Zmarnowany talent Wydry jest stratą ogólną.

Obserwowałem rozwój Wydry od pierwszego dnia studiów w Szkole Sztuk Pięknych. Miał zadziwiającą zdolność pojmowania i jeszcze większą zdolność plastycznej realizacji zamierzeń. Trudności rysunku i techniki malarskiej istniały dla Wydry w minimalnym stopniu. To też nadzieje rokował bardzo wielkie. Gdyby był w możności zapoznania się z dorobkiem sztuki nagromadzonym w ciągu wieków w muzeach europejskich, do swobodnego przetrawienia widzianego i skonfrontowania się z własną zdobytą umiejętnością, byłby może mistrzem przynoszącym zaszczyt swemu narodowi. Miał na to wszelkie zadatki. Niestety nie miał Wydra możności pełnego lotu. Mimo to pracując w najcięższych warunkach, o których wspomniałem, potrafił pozostawić o swej sztuce piękną pamięć. I za to składamy mu na świeżej mogile cześć i głęboki szacunek.