Refleksje nt. strategii promocji marki
Jerzy Żurawski
Refleksje zanotowane po spotkaniu prezentującym strategię promocji marki Kazimierz, które odbyło się 9 marca 2011 r. Przedstawiono na nim opracowane niedawno logo miasta. Podczas spotkania przy udziale radnych Rady Miejskiej oraz mieszkańców rozmawiano o założeniach „Strategii marki Kazimierz Dolny”, jak również o złożoności zarządzania marką Kazimierza Dolnego. Usłyszeliśmy wiele głosów w dyskusji oraz opinii, co do potrzeb promocji miasta i koniecznych działań. W całości przytaczamy zdanie Jerzego Żurawskiego:
Kazimierz znam od lat sześćdziesięciu, czyli dwukrotnie dłużej niż liczy sobie wiele osób obecnych na spotkaniu. Przez 40 lat w Kazimierzu mieszkałem i pracowałem oraz patrzyłem na zmiany w nim następujące. I mam następujące refleksje, które nie godzą absolutnie w propozycje przedstawione podczas prezentacji strategii marki:
W latach 50-tych, kiedy Siciński odbudował SARP, a potem w latach następnych, kto bywał w Kazimierzu? Otóż: „plecakowi” turyści, zorganizowani przez PTTK, których skład personalny – to ludzie kulturalni. Następnie – studenci uniwersytetów, akademii i politechnik, a także ich profesura.
Ponad to, do Kazimierza przyjeżdżali najwybitniejsi architekci i ci nadawali styl bycia w Kazimierzu. Kto jeszcze? Literaci, filmowcy – nie chcę wymieniać konkretnie, bo musiałbym sypać największymi nazwiskami naszych twórców kultury.
Przyjeżdżali również letnicy z dziećmi, wynajmowali pokoje na tygodnie, na miesiąc. I ta postawa to było sto procent wtajemniczenia w Kazimierz, bo nikt niewtajemniczony nie miał potrzeby bywania tutaj. Otóż co się potem stało? Na początku prezentacji prowadzący zwrócił uwagę na cenną wartość miasta, a mianowicie kameralność. Między ową kameralnością z lat 50 – tych czy 70-tych z dzisiejszą „kameralnością” nie ma żadnego porównania. Dzisiaj kameralności po prostu nie ma, a to z dwóch głównie powodów. Pierwszy to ten, że została zagęszczona zabudowa w sposób maksymalny i wizualnie Kazimierz wiele stracił, chociaż w porównaniu z innymi podobnymi miastami może sprawiać wrażenie „kameralnego”. Następnie: zmieniła się struktura ruchu samochodowego i tu nie ma na kogo zwalić winy, bo po prostu dawniej nie było komunikacji na obecną skalę, jeśli przyjeżdżał jakiś gość samochodem, to samochód ten oglądano na rynku z każdej strony, jak zjawisko. Powtórzę, że nie ma kogo obwinić za ten stan, ale jednak nie można mówić o kameralnym Kazimierzu przy takim ruchu, jaki jest obecnie.
To są problemy, które zwaliły się na Kazimierz, a ja podniosę jeszcze jeden: mówiłem o tych, którzy przyjeżdżali przed laty i podkreślałem, że ci byli w stu procentach wtajemniczeni w Kazimierz. A kto przyjeżdża dzisiaj? Zmieniła się struktura społeczna bywalców. Dzisiaj mamy tu klasę średnią, której dawniej w ogóle nie było, bo była albo inteligencja twórcza, albo biedni urzędnicy czy robotnicy. Dziś gros osób przyjeżdżających to owa klasa średnia i poniżej. Ci ludzie mają swoje wymagania i to oni generują potrzeby, na które Kazimierzanie muszą odpowiedzieć – bo z tego będą żyli. Nie mogą powiedzieć „nie będziemy obsługiwać ludzi niekulturalnie zachowujących się”, bo splajtują. A ja, kiedy sobie przypominam rozmowy osób, które tutaj bywały od lat 50-tych do 70-tych, to widzę ogromną różnicę. Teraz, gdy spaceruję, przysłuchuję się, o czym mówi aktualna publiczność Kazimierza, i to, co słyszę świadczy o tym, że ci ludzie nie przyjeżdżają po to, żeby wchłonąć atmosferę miasta, żeby zapoznać się ze stylami jego obiektów architektonicznych, nie przyjeżdżają po to, by zwiedzić muzea… Przyjeżdżają po to, żeby wypić piwo w ogródku na rynku, będą się czuli bardzo uhonorowani, jeśli wypiją wódkę z malarzem i zjedzą obiad.
Tylko niektórzy fatygują się na zamek, jeszcze mniej – do obejrzenia kościoła farnego, a już w ogóle nie ma tych ludzi, dla których spacer wąwozami jest przeżyciem. I ja nie widzę rozwiązania tego problemu.
Ani przy pomocy tego opracowania, które zostało przedstawione ani przy pomocy innych rozwiązań nie zmienimy struktury społecznej, my nie wychowamy tych ludzi, nie jesteśmy w mocy tego zrobić.