Radek Skrzeczkowski
Gonty na kazimierskich dachach – te stare gonty – dawno porosły mchem, między klepkami zagnieździły się pająki. Malownicze to bardzo, choć nadgryzione zębem czasu…
Bez kazimierskich dachów Kazimierz nie byłby kazimierski. Wszyscy wiedzą, że gont układał Radek Skrzeczkowski. Ten niezwykłej urody mężczyzna o magnetycznym spojrzeniu, z kocią zwinnością wspinał się na szczyty kamienic. I choć dla wszystkich najbardziej zdumiewająca w tym wszystkim była jego kulawa noga w wielkim bucie („jak on wchodził na drabinę?”), to mnie najmocniej zastanawia, jak on to robił, że sobie nie przydepnął tej długaśnej brody…
Radka właściwie uratowali Cyganie. Dosłownie, bo po tym, jak dyrektorowi Dz., kuzynowi Dz., rzucił garść opowieści o stryju zamordowanym w Katyniu, więcej w szkole miał się nie pokazywać. Ani w tej, ani w żadnej innej. No i jak to w bajkach bywa, ruszył w świat, rozejrzeć się za jakim fachem. Ruszył motocyklem i dojechał prawie do Dęblina, prawie, bo po drodze zdarzył się wypadek. Uderzenie wyrzuciło Radka daleko od szosy. Kiedy się przecknął, leżał między stosem patelni i czerwonymi butami z długimi cholewami. W taborze cygańskim wzięli go za swego (czarniawy był, smagły), zawieźli do doktora. Do zdrowia dochodził między tymi patelniami a czerwonymi cholewami. Nauczyli go tam tego i owego, i to i owo dość w życiu się przydało.
Piękny to był człowiek, niebywale. Tej piękności nabywał z wiekiem, im starszy, tym piękniejszy. Jego całkiem (jak na nasze warunki) egzotyczna twarz, miała w sobie jakiś majestat. Bez przesady!
Reżyser Andrzej Barański, kręcąc „Dwa księżyce”, obsadził go w roli modela, i to nie byle jakiego: na jego podobieństwo miał być stworzony przez malarza Bóg. Obraz, portret Boga. Nie ma dyskusji, do tej roli nie nadawał się nikt inny w całym Kazimierzu, a i poza Kazimierzem – ze świecą szukać. Piękny to był człowiek. A gont jak układał…