Pawie pióro
Zofia Bogusławska, Celina Tatarkiewicz

fragmenty

Zabytkowe kamieniczki, zacienione ulice, kolorowe ogrody Kazimierza, oczywiście Wisła – wszystko opanowane przez bandę wesołych, inteligentnych dzieciaków i upalne słońce lata.

W tę barwną scenerię autorki opowieści wpisały zabawne przygody grupy swych bohaterów. Tropią „groźnego” przestępcę, anonimowo pomagają mieszkańcom miasteczka, oprowadzając jednocześnie czytelnika po urokliwych zakątkach starego Kazimierza. Uzupełnieniem tekstu są barwne ilustracje Stanisławy Saloni. Dzięki nim książkę nie tylko czyta się z zainteresowaniem, tę książkę z zachwytem się ogląda. A przecież nie jest to w dziecięcym świecie bez znaczenia.

Wstęp, czyli prezentacja głównych osób i miejsca

– Patrzcie! Znów bandziacy!
– Wyrastają, gdzie ich nie posiał.
– Tylko patrzeć, jak wystrzelą z nową psotą!
– Rady nie ma na tych chłopaczysków!

Takie i im podobne głosy podnosiły się na widok grupki młodych ludzi w wieku od lat jedenastu do trzynastu, których do uprzykrzenia często spotykało się w różnych miejscach starego miasteczka malowniczo rozłożonego nad Wisłą w głębokim jarze i na stokach piętrzących się wzdłuż maleńkiej rzeczki. Rzeczkę zwano Grodarzem. Grodarz to jakby gospodarz grodu. Ale jakim gospodarzem mogła być rzeczka, którą jednym skokiem mógł sforsować każdy maluch? Śmiechu warte. Co prawda płynęła bystro, koryto miała obmurowane na wyrost, wiosną wzbierała wcale groźnie i spiętrzała się wysoko. Dlatego pewno nazwano ją rzeką, przydzielono ulicę Nadbrzeżną i obdarzono mostem wysoko sklepionym. Przy tym moście pobierano1 kiedyś opłatę zwaną mostowym. Ale to było dawno, zwyczaj minął, a obok mostu wyrósł skromny budyneczek – Zielona Budka – gdzie przez wszystkie prawie miesiące roku sprzedawano wyborowe lody, podobno najlepsze w świecie. Przy Zielonej Budce nad Grodarzem szczególnie łatwo można było spotkać ludzi z Bandy.

Ale bandziacy dawali się widywać również w innych miejscach. Przy ruinach zamku i przy Baszcie, na Górze Trzech Krzyży i na plaży, przy Dworcu Autobusowym i w Wąwozie Małachowskiego, najczęściej zaś na Rynku przy studni.

Studnia była zabytkowa, osłonięta pięknym gontowym daszkiem, pod którym widniał napis głoszący, że woda jest zdatna do picia, ale po przegotowaniu.

Napis wydawał się rozsądny i oczywisty miejscowym obywatelom, rozdrażniał jednak i pobudzał do gniewnych uwag przyjezdnych, spragnionych ochłody turystów. Miejscowych gniewało coś innego, mianowicie kołyszące się wahadłowo nogi bandziaków, siedzących rządkiem na murku wzdłuż zabytkowego obiektu. Ten i ów przechodzień przygadywał kwaśno chłopakom. Oni przyjmowali przygaduszki z niezmąconym spokojem, czując za sobą niezawodne oparcie w wychowawcy, w panu Gawronku.

– Pan profesor Gawronek pracuje nad monografią. czyli dziełem źródłowym o naszym mieście, a my mu pomagamy. Właśnie nam zlecił rozpatrzenie ważnego problemu, dlatego tu jesteśmy i obserwujemy – odpowiadali w wyszukany sposób. Zwłaszcza słowo „monografia” i słowo „problemy” wybijali niezwykle uroczyście.

Czy oprócz poleceń pana Gawronka usłużni wychowankowie mieli na oku jakieś własne zamierzenia, o tym niewiele wiedziano. Domyślano się jednak, że przykre wypadki, które od czasu do czasu zdarzały się w mieście, miały z Bandą związek przyczynowy.

– Bez powodu przecież tak nie siedzą, na próżno tak nie łypią oczyskami, jak by chcieli wiedzieć wszystko i o wszystkich – mówili z goryczą obywatele i zaczynali wspominać: a to, a tamto się zdarzyło…

(…)

Pani Olejniczakowa słynęła z życzliwości dla młodych.

Dobrała właśnie szafirową przepaskę dziewczynie o błękitnych jak niebo oczach i cieszyła się, że tak pięknie ją zdobi. Gorąco doradziła jeszcze kupno wisiorka z kamyczkiem szafirowym i rada z dokonanej transakcji powróciła do przerwanej pogawędki.

– Że biegają, że ich pełno wszędzie, co to dziwnego, młodzi, więc ciekawi, a na naszym Rynku jest na co popatrzeć. Ludu kupa, zagranicznicy, samochody co krok to innej marki. Malarze przy swoich płótnach machają pędzlami. Wycieczki gapią się na zamek, na Farę, wypytują, gdzie ta kamienica Przybyłowa, gdzie ta Celejowska. Jeden mówi do drugiego: „Jejku, jakież to piękne!”

Panie straganowe pokiwały głowami. Od tego miejsca, gdzie siedziały za swoimi stołami Rynek podnosił się leciutko ku Farze białej jak mleko, strzelistej, z różowym spadzistym dachem, obwiedzionej wzdłuż białe go muru uliczką, która już wyraźnie stromo pięła się na wzniesienia, gdzie wśród gęstwiny ciemnej zieleni bieliły się w oślepiającym słońcu delikatne jak koronka ruiny prastarego zamku, a ponad nimi na najwyższym szczycie królowała jeszcze starożytniejsza Baszta. Wszystko to było obwiedzione błękitnym powietrzem, w którym jak szalone uwijały się z przejmującym skwirem jaskółki. Ich gniazda lepiły się do każdej wnęki, do każdego gzymsu zabyt kowych kamienic rynkowych, aż dziwili się przybysze, że tak uprzejme i łagodne wobec ptaków są miejscowe władze miasta.

Przecież te ptaszyska brudzą, przecież zanieczyszczają, gdzie indziej byłby z nimi krótki proces, a tutaj, proszę, gniazdo przy gnieździe, a miejscami podbudowane nawet deseczkami, aby już nikt nie miał żalu, że mu coś zleciało na kapelusz.

– Pięknie! – powiedziała z uznaniem dziewczyna, która przed chwilą nałożyła na włosy szafirową przepaskę. A potem spytała:

– Jak się idzie na ulicę Nadrzeczną?

Zwróciła się we wskazanym kierunku i ujrzała legendę, która na murze narożnej kamieniczki, pod okapem drewnianego dachu, barwiła się szafirem i zielenią. Szafir oznaczał Wisłę, zieleń tereny zalesione. Dziewczyna przystanęła, przeczytała: „Szlaki turystyczne” i zagłębiła się w starannym studiowaniu. Spis był niemały, obejmował dwadzieścia pozycji.

1 Baszta – wiek XIII
2 Zamek – wiek XIV
3 Kościół farny – wiek XIV
4 Plebania – wiek XVII
5 Góra Trzech Krzyży (epidemia 1705 r.)
6 Kościół Św. Anny – wiek XVII
7 Dawny szpital (MDK) -– wiek XVII
8 Dawne jatki – wiek XVIII
9 Bożnica (kino) – wiek XVII
10 Kamienice Przybyłów – wiek XVII
11 Kamienica Gdańska – wiek XVII
12 Dam Architekta – 1955 r.
13 Kamienica Górskich – wiek XVII
14 Kamienica Celejowska – wiek XVII
15 Kamienica Biała – wiek XVII
16 Łaźnie – wiek XIX
17 Kościół i Klasztor Reformatów – wiek XVII 18, 19, 20 Spichrze – wiek XVII

„Ileż tego – pomyślała. – Dobrze by to było obejrzeć i machnąć jakieś szkice. Może akwarele? Po to przecież przyjechałam. Ale jeżeli spotkam się z Adamem, z pracy będą nici… Adam leń … Zostanie w dzień plaża, wieczorem dansing i tyle.”

Ktoś ją potrącił przeciskając się do legendy i nie przeprosił. Niski, gruby jegomość. „Antypatyczny” pomyślała. On również zapatrzył się w spis zabytków. Pani straganowa miała rację: miasto ściągało gości. Dziewczyny już dawno nie było, grubas także zniknął w tłumie, gdy do legendy podszedł chłopak w jasnej wiatrówce. Ten równie pilnie przyglądał się topografii miasta.

– Szkoda, że się nie spotkali – powiedziała pani Karasiowa do pani Wiórkowej.

– Mogłaby z nich być piękna para.

– A może się spotkają – pogodnie zauważyła pani

Olejniczakowa odmierzając uważnie metr błyszczącej tasiemki – nasze miasto nieduże i wszystkie drogi prowadzą z powrotem na Rynek.

(…)