Pamiętam Zaporę
Marian Józefacki
Partyzanci Zapory byli i za niemieckich czasów i potem, za resortu.
Pamiętam, jak przyszli do magazynu zboża (a wszystko, co się ze zbożem działo nas dotyczyło, bo mój tata miał młyn).
Partyzantów dwóch przyszło do młyna, że oni zabiorą zboże. Nie pytali się o zgodę, zresztą to było niemieckie ziarno, normalnie kontyngentowe. Zabrali.
A jeszcze dużo wcześniej, jak w Arkadii było żyto, przyjechali dwoma furmankami, po cywilnemu, nikt nic nie wiedział, znienacka. Naładowali ileś tam tych worków, nie liczyłem, sporo. Kazali tylko zgłosić na milicję, że ktoś zabrał ojcu tyle zboża z magazynu. Chodziło im o to, żeby Niemcy nie karali niewinnych ludzi, cywilów, a tym bardziej młynarza. Rozdali je to temu, to temu. Resztę – a ciemno było – ludzie rozebrali. Rozszedł się niemiecki kontyngent.
Znów w magazynie na Lubelskiej szyby były pomalowane na niebiesko, nie widać było, co jest w środku. Kiedy bomba tam trzasnęła, ludzie wszystko zobaczyli i zboże rozebrali. Później ten sam jęczmień przywozili np. z Cholewianki, a ojciec mełł. To było to niemieckie zboże, które ludzie sobie odebrali.
Znałem Zaporę, był często w naszym domu. Lubił bardzo moją mamę, a mama zawsze coś tam mu dała dobrego do zjedzenia. Mieszkaliśmy na rogu, w strategicznym miejscu, na skrzyżowaniu ulic i kawałek od miasta.
Młody był, niskiego wzrostu, ale bystrzak. Miał dużo swoich charakterystycznych cech, umiał dowodzić, ale fajny był. Pamiętam, że nigdy przy sobie nie miał broni, tylko zawsze jeden taki przychodził, kładł na szafie stena, żeby leżał w razie czego. A my, chłopaki, zaglądaliśmy. Zapora miał w sobie taki tupet, energię, jak mówił, to wszyscy czuli respekt, choć on młody.
Był raz u nas w domu, miał też być Wisła z Puławskiej ulicy, i taki Gienek D, też partyzant. Gienek D. położył się z boku na tapczanie i mówi, że się prześpi, a inni partyzanci z Zaporą siedzieli sobie w drugim pokoju.
Innym razem Zapora chyba był zmęczony, bo leżał w łóżku, a myśmy z bratem Pulkiem chodzili i pilnowali, bo on nam powiedział „wy sobie bądźcie gdzieś tu blisko”. Obstawione było wszystko dookoła, dalej w krzakach jeszcze dwóch stało. Chodziło o bezpieczeństwo.
My sami nawet nie wiedzieliśmy jak on się nazywał, Zapora i koniec. Tata mówił mu „komendant”, to i my tak mówiliśmy. Przychodził do nas na odpoczynek. Raz pamiętam zimową porą zmarzł strasznie i kazał mamie smażyć jajka, (bo moja mama bardzo dobrze robiła jajecznicę). Usmażyła mu te jajka, zjadł i później spoczął. Mama robiła też kiszone ogórki, Zapora zawsze mówił: „jak przyjdę jeszcze raz, to żeby tylko były te ogórki, ciociu. („Ciociu” mówił do mojej mamy). O to, to zawsze żebyś miała”.
Raz spał. I to dość długo spał. Dookoła była obstawa. Zapora do mnie i do brata mówi „wy chłopcy tam na rogu se siądźcie”. Siedzieliśmy, ale jak to chłopaki, bardzo byliśmy zaciekawieni, szczególnie bronią.
Niedaleko Poniatowej, na Siewalce go aresztowali. A w tej Siewalce błoto takie straszne, ani dojazd, ani droga, ani piechotą nie poszłaś, oni tam ledwo końmi jeździli.
Umówili go z resortem, że rzekomo miał się ujawnić czy coś. A to była pułapka na niego zastawiona, ale jakoś się stało, że w nią nie wpadł.
Dopiero potem przepadł, koniec. Potem jak już był zabity wyrokiem, to jeszcze do zabitego do niego strzelali.
oprac. Bożena Gałuszewska