Mietek Kaczor
Opowieść Pani Wisi
Kochałam się bardzo w koledze z Rogowa, Mietku Kaczorze. Uczęszczał on do szkoły kadetów w Nowym Sączu, a tutaj spędzał tylko wakacje. Piękny miał mundur, piękną czapkę, takie piękne sznury zawieszone na ramieniu.
Kiedy przyjeżdżał do Kazimierza, to szedł przez Cholewiankę, Dąbrówkę – aż do Rogowa. Uczniowie w wojsku mieli wakacje w innym terminie niż my w szkole, ale gdy już przyjeżdżał – to tak właśnie szedł, a po drodze był dom moich rodziców. Gdy byłam w szkole czy na boisku ganiałam z innymi dzieciakami, a on był tu gdzie teraz jest przychodnia – to ja już wiedziałam, że on na mnie czeka, mowy nie było, żebym nie wiedziała. On mnie kochał, ja jego też kochałam. Myślałam: „on mnie kocha, ja jego też kocham, on jest najpiękniejszy na całym świecie”. I tak szliśmy do domu, 600 metrów jedno od drugiego, bośmy się siebie ogromnie wstydzili. Mój ojciec miał pleciony płot dookoła domu i raz zauważyłam różyczkę polną zatkniętą w tym płocie. Jezus Maria! Już nie mogłam o niczym innym myśleć! Wiedziałam absolutnie, że go kocham, a on mnie, wiedziałam, że to jest od Mietka.
Kiedy wybuchła wojna Mietek był już oficerem, absolwentem swojej szkoły podchorążówki. Dostał się do obozu niemieckiego i stamtąd uciekł. Przyjechał do domu i zawiązał pierwsze Bataliony Chłopskie.
Na jego grobie jest piękny napis. Zrobiła go Mietka rodzina, przecież on zginął za ich życia:
O Polsko Ty moja, gdy już będziemy nieprzytomni, wspomnij Ty o nas, o wspomnij.
J. Słowacki
Mietek był w partyzantce, ja już byłam mężatką, a on i tak nadal często wstępował do naszego domu. I dalej był moją wielką miłością. Rowerem, pamiętam, jechał raz do Kazimierza ze swoim adiutantem, Janem Matusiakiem, też z Rogowa, na egzekucję. Prosiłam go, żeby nie jechał, chociaż nie wiedziałam dokładnie co i jak (przecież to byli wojskowi, nie mogli wszystkiego mówić). Powiedział tylko, że musi jechać w bardzo ważnej sprawie, wykonać wyrok. To znane w Kazimierzu wydarzenie jeszcze do dziś.
Wyrok miał miejsce na Nadrzecznej za posterunkiem, tam gdzie wtedy były żydowskie pensjonaty. Tam mieszkał Treuhander, Niemiec, a właściwie nie Niemiec, tylko poznański Polak, volksdeutsch, który zarządzał majątkiem ziemskim w Podgórzu. Partyzantka polska podejrzewała go o to, że wydaje Polaków, że współpracuje z Niemcami. Poszli we dwóch go zabić, wykonać wyrok. Weszli do jego mieszkania, gdy cała rodzina jadła obiad. Ale że spotkał się tu wojskowy z wojskowym – to jakoś tak to się odbyło, że strzelili równocześnie: Mietek do niego, a on do Mietka. Świadkowie tego zdarzenia mówią, że Mietek nie od razu całkiem umarł, tylko sam się dostrzelił. Czołgał się po krzakach, a tu już szwadron wojska niemieckiego za nim, nalot z bronią. A Treuhander umarł w szpitalu*.
Mietka pochowali na kierkucie, to znaczy taki to pochówek Niemcy mu zrobili: rzucili go za bramą. Na kierkucie zresztą grzebali wszystkich zakatrupionych na Gestapo w klasztorze. Jeszcze tej samej nocy poszli tam partyzanci, odkopali go i pochowali na cmentarzu. Mój ojciec w swoim ogrodzie na Cholewiance miał piękne świerki. Wtedy nie było żadnych kwiatów ani wieńców, tylko na mogiły przychodziły dziewuchy zakochane w Mietku, w tym, w tamtym. Ojciec pozwalał uciąć gałęzie świerkowe, żeby wianek uwić i to musiało starczyć za całe fanfary.
Nie zostaliśmy parą, bo byliśmy smarkaczami. On się nie ożenił, choć jako dorosły miał kilka narzeczonych. To była nasza dziewczęca miłość. Tak się to wszystko skończyło…
Na jego grobie we Wszystkich Świętych stoją zawsze chorągiewki biało – czerwone i ten napis wymowny.
A ten jego adiutant nie był wcale ranny w czasie akcji i parę dni potem przyłączył się do jakiejś grupy Batalionów w Nałęczowie. Na stacji w Karmanowicach jakiś Niemiec chciał go wylegitymować. Janek wiedział, że i tak zostanie zabity, więc powiedział „ja jestem żydem”. Niemiec strzelił mu w łeb. Pochowany jest w zbiorowym grobie w Markuszowie.
oprac. Bożena Gałuszewska
* Informacje dotyczące śmierci M. Kaczora różnią się od siebie w różnych relacjach. Postaramy się rzecz wyjaśnić.