Miasteczko
Urszula Gronowska, Jacek Zaim
Jest coś niezwykłego w zimowej nierychliwości i aurze wieczorów małych miasteczek.
Pierwszy mrok otula domy. Kolory tracą intensywność, zlewają się w jeden, coraz bardziej wspólny ton. Ten zapadający zmierzch niespodziewanie wydobywa urodę zwykłych przedmiotów i miejsc.
Nagle „prostują” się koślawe ściany. Nabierają jakichś proporcji i architektonicznej poprawności nierówne futryny i okiennice, otulone śniegową pierzynką. Zyskują ukryte piękno niezauważalne za dnia.
Prószy śnieg. Urzeka mrok i chwiejny blask pojedynczych latarń, miękko kołyszący sylwetkami domów, sprawiając wrażenie ich wieczornego ożywania… Chwila jak u Chagalla.
Słychać głos kościelnego dzwonu. Mimo pozornego braku ruchu i życia ktoś jednak myśli o odmierzaniu czasu i wszystko ma swoją kolej.
Jak łatwo zgubić moment zmierzchu „przysiadającego” na budynkach i ośnieżonych drzewach… Rzeka cała we mgłach. Wieczorem spowalnia swój bieg, spowita w nostalgiczne błękity i szarości. Cicha i leniwa. Rankiem znów będzie rześka i weselsza.
A tu wita mały świat drewnianych zaułków, uliczek i dróg, jakby specjalnie czekały, żeby podążać ich szlakami… Świat facjatek i wykuszy, balkoników i ganków, po których z niebywałą lekkością wspinają się okoliczne koty. I chłód zmierzchu prawie dotykalny.
Małe tajemnice i historie. Życia, zapisane w drewnianych ścianach, w naruszonych upływem czasu murach i brukach, pełne niebywałych tajemnic i zwykłych ludzkich wydarzeń.
Tekst: Urszula Gronowska
Zdjęcia: Jacek Zaim