Korespondencja z Indii
Dorota Celarska

Dorota Celarska, przyjaciółka redakcji, specjalnie dla naszych Czytelników przesłała korespondencję z Indii wraz z fotoreportażem. Redakcja zaś, wiedziona zachwytem niedawną wyprawą kazimierskich Kolegów do Birmy, z największą radością niniejszym publikuje poniższe dowody na piękno, różnorodność i dziwność tego świata. Po obejrzeniu zdjęć jesteśmy coraz bliżsi pewności, że podróżnicy są prawdziwymi szczęściarzami.

Dorota jest zawodowym pilotem i opiekunem wycieczek m.in. w Indiach, współpracuje z „Supertrampem” (supertramp.pl)

„Kiedy pierwszy raz pojechałam do Ladakhu – tzn. do Tybetu po stronie indyjskiej, wzruszało mnie wszystko, wzruszało mnie nawet oddychanie tamtym powietrzem. Był to zachwyt do łez. Potem, gdy pojechałam kolejny raz, zachwytowi towarzyszyły już bardziej przyziemne uczucia: zauroczenie miejscem walczyło z lękiem wysokości i przestrzeni. Uświadomiłam sobie, że górskie drogi są wąskie i kręte, że wiodą tuż nad stromym zboczem, a kierowca autobusu ciągle się ogląda do tyłu. Z trwogą myślałam o pasażerach na dachu.

Ludzi zaczęłam postrzegać jak ludzi, nie jak obiekty do zwiedzania okazało się, że mają całkiem inną mentalność, ale ogólnie wszystko jest jak zwykle – są mili i niemili, dobrzy i źli.

Teraz, kiedy już przywykłam, podróże te stały się częścią mojego normalnego życia, tyleż radosnego, co frustrującego.

Ogólnie mówiąc, w nas wszystkich <stąd> pokutuje nadal mit dobrego dzikiego, człowieka nie skażonego cywilizacją, żyjącego w zgodzie z naturą, nie zepsutego postępem. My, turyści, czujemy, jakbyśmy podbijali nowe lądy i kultury, mając autochtonów za malowniczych, ale jednak trochę mniej rozwiniętych niż my. Tymczasem mechanizmy działania eksploracji turystycznej są wszędzie takie same – tubylcy potrafią się świetnie dopasować do wyobrażeń i czerpać z tego wizerunku pełną garścią. Zazwyczaj wszystkie piękne cuda, które widzimy w egzotycznych krajach są zwykłym pamiątkarstwem i scenografią do zdjęć. Oczywiście – architektura, krajobraz, ludzie – są autentyczni, ale już różne przedmioty kulturowe zazwyczaj mają cechy atrakcji turystycznej.

Prawdziwe życie zaczyna się na ulicy, pośród tłumu. W zaułkach dopiero widać rzeczywistość. Na pewno na użytek obcych i tam dokonują się pewne „ceremonie folklorystyczne”, ale jeśli chce się zobaczyć prawdziwe życie – trzeba zboczyć odrobinę z turystycznego szlaku. Inna sprawa, że te turystyczne ścieżki i atrakcje są właśnie po to, by cieszyć oczy wycieczkowiczów, głodne widoków dziwnych i barwnych.

Nie ma w tym nic niezrozumiałego, istota tkwi w koncepcji wędrówki: w tym, czy się chce podziwiać żywe pocztówki i obrazki z kalendarza, czy zobaczyć inność w jej prawdziwym wydaniu. To ostatnie doświadczenie jest o tyle ważne, że kształtuje nie tylko nasze pojęcia estetyczne, ale i etyczne, ludzkie poznawcze.

Jako pilot, opiekun grup, krążę pomiędzy tymi dwoma wymiarami: z jednej strony w egzotycznej, pięknej scenerii, z drugiej – wśród ludzi biednych, którzy na wszystkim, również na mnie chcą zarobić maksymalnie dużo, ile się da. Żyjąc tam, znając realia, czasem się złoszczę, bo wiem, kiedy oszukują, kiedy dają świadectwa „zespucia” i zmanierowania. Z drugiej strony rozumiem to. Ludzie biedni, ludzie ulicy, żyją naprawdę w ekstremalnie nędznych warunkach. Nie mają szansy zarobienia na niczym innym.

Tak to wygląda z perspektywy osoby jedną nogą żyjącej w tamtym świecie, który mimo biedy i różnic w mentalności jest cudowny. Podróż do Indii jest naprawdę podróżą do Baśni tysiąca i jednej nocy.