Gość w Kazimierzu
Nissan Tzur

Nazywam się Nissan Tzur, ale tak naprawdę moje nazwisko brzmi „Ciechanowski”. Musieliśmy je zmienić, bo w Izraelu „Ciechanowski” brzmi trochę śmiesznie… Dlatego używamy skróconej wersji w języku hebrajskim.

Mam 39 lat i pracuję w Polsce jako korespondent mediów izraelskich, m.in. dziennika Maa’riv. Czasem zdarza mi się wykładać dziennikarstwo na polskich uniwersytetach, w tym na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

Od kilku lat mieszkam w Krakowie z moją piękną żoną Dorotą.

Red.: Czy piszesz tylko o Polsce?

Nissan: Jestem reporterem zajmującym się całą Europą Wschodnią – newsy, artykuły, ciekawostki, które niekoniecznie muszą być związane ze sprawami żydowskimi czy izraelskimi. Po prostu przedstawiam ważne wydarzenia z dziedziny polityki, sportu, kultury czy zjawisk społecznych, które mają miejsce w tej części świata.

Drugim, równoległym poziomem mojej działalności są felietony, które publikuję na swoim blogu. Piszę tu głównie o sprawach dotyczących Polski, Polaków i polskiej kultury, przy czym staram się pokazywać najlepszą, najpiękniejszą stronę Polski. Próbuję przełamywać pokutujące ciągle stereotypy i robić coś na rzecz budowania tolerancji i polepszania stosunków między Żydami i Polakami. Wiem, że nadal panuje wielka podejrzliwość, ludzie ciągle mają o sobie nawzajem bardzo złą opinię – Polacy o Żydach, Żydzi o Polakach.

Pokazuję, że nie jest całkiem tak, jak się potocznie myśli, udowadniam, że naprawdę wielu, wielu Polaków nie ma nic przeciwko Żydom, niektórzy nawet nas lubią! Polakom podoba się Izrael, jeżdżą tam na wycieczki, studiują judaizm, uczą się hebrajskiego, organizują żydowskie festiwale itp. Widzę, jak rośnie zainteresowanie tymi tematami i o tym opowiadam społeczeństwu w moim kraju.

Myślisz, że ludzi w Izraelu to interesuje? Że jest takich wielu?

Sądząc po ilości komentarzy, jakie pojawiają się na moim blogu, myślę że tak. W Izraelu są rzesze ludzi, którzy przybyli z Polski: w Polsce się urodzili, więc z pochodzenia są Polakami, choć przenieśli się do Izraela. Takim przykładem jest mój ojciec. Oczywiście, że historie o kraju, z którego pochodzą, są interesujące dla nich i ich potomków.

Ja sam jako dziecko słuchałem opowieści mojego dziadka, więc siłą rzeczy i w naturalny sposób zawsze ocierałem się o historie z Polski. Wśród nich urosłem i wciąż mnie one intrygują.

Zwłaszcza, że kontekst tego zagadnienia bywa z jednej strony śmieszny, a z drugiej smutny: wiele, wiele osób jest przekonanych, że znają Polskę doskonale. Są pewni „panującego” tu powszechnego antysemityzmu, nie mają wątpliwości, że wszyscy Polacy nienawidzą Żydów. Zawsze zadaję komuś takiemu pytanie: ile razy byłeś w Polsce, że tak dobrze wiesz, co ludzie myślą i jaka panuje tam atmosfera? Słyszę wtedy odpowiedź: „Ja? Moja noga nigdy nie stanie w Polsce! Ale wiem”. Aha. Nigdy nie byłeś, ale jesteś ekspertem. Właśnie dlatego staram się pokazywać dobrą stronę Polski, która przecież obiektywnie istnieje.

Niestety, czasem muszę pisać również o gorszych sprawach, bo i takie mają miejsce.

A kiedy teraz, mieszkając w Polsce, spotykasz kogoś, o kim nie wiesz, jakie ma poglądy, mówisz otwarcie kim jesteś i skąd pochodzisz? Czy masz opory?

Mówię. Ani się nie boję, ani nie wstydzę, choć czasem rzeczywiście mam obawy, bo nie wiem jak ten ktoś to przyjmie. Zdarza się tak najczęściej w przypadku ludzi starszych. Przekonuję się stale, że w tamtym pokoleniu wciąż tkwi wiele głęboko zakorzenionych, żywych, negatywnych stereotypów na temat Żydów.

Bywa, że czuję dyskomfort mówiąc kim jestem, bo mam poczucie, że Żydzi nie są do końca akceptowani – i to nie tylko z powodu antysemickich „racji”, ale też np. ze względu na aktualną sytuacje polityczną. Miałem przyjaciela, naprawdę dobrego przyjaciela, z którym rozmawialiśmy o konflikcie palestyńskim. Raz mi powiedział: „i tak wszyscy wiedzą, że zabijacie tych biednych Palestyńczyków za nic”. W takich sytuacjach jako Żyd czuję się źle. Ale ogólnie rzecz biorąc mam w Polsce naprawdę wielu przyjaciół i generalnie moje żydostwo nie przysparza kłopotów.

A samo słowo „Żyd” używane w Polsce – nie czujesz, że jest ono zaproszeniem do wrogich gestów? Daje pretekst do jakichś kontrowersji lub konfrontacji?

Nie. Mówię, że jestem Żydem i jeśli komuś się to nie podoba, to już jego zmartwienie.

Ale zdarza się?

Nie za często. Pamiętam tylko raz, całkiem niedawne zdarzenie w hipermarkecie. Poprosiłem po angielsku o kawałek mięsa. Pani zapytała mnie skąd jestem, powiedziałem, a ona na to „Ja nie lubię Izraela. Mam rodzinę w Libanie, który jest cały czas bombardowany przez Izraelczyków”.

To interesujące. Widać, że coś się zmieniło, że problemem jest już nie tylko stereotyp, ale też obecna sytuacja polityczna.

Tak. I to jest to, o czym już mówiłem, że czasem czuję dyskomfort. Ludzie oglądają wiadomości, czasem złe i nieprawdziwe, przeważnie płytkie, jednostronne i zakłamane, a na ich podstawie wyrabiają sobie pogląd. Sądzą, że Izrael jest państwem agresywnym, że żołnierze izraelscy zabijają ludzi bez powodu. W marcu tego roku byłem zaproszony do panelu dyskusyjnego na jednym z krakowskich uniwersytetów na temat konfliktu izraelsko – palestyńskiego. Byli tam przywódcy społeczności palestyńskiej w Polsce, reprezentujący w dyskusji Palestynę, ja zaś reprezentowałem Izrael. Przyszło wielu studentów, a ich pytania świadczyły o tym, że opinie wywodzą się z domu. W tych opiniach czuje się, że oni niby dokładnie wiedzą, nie mają wątpliwości kto jest winien. I tu bez znaczenia jest to, co się im powie, bo oni już i tak „wiedzą”. Druga grupa to ci, którzy usłyszeli wiele, wiele kłamstw, ale i ci uważają, że potrafią jednoznacznie i arbitralnie ocenić, kto jest dobry, a kto zły. Fakty im w takim wyobrażeniu nie przeszkadzają. Nie znaczą nic. Fakty rozbijają się o ich myślenie.

Nigdy o kwestii polsko-żydowskiej nie myślałam w takim kontekście. U mnie sprowadzała się ona do odwiecznych, folklorystycznych stereotypów i nie zdawałam sobie sprawy, że dziś może to mieć inny wymiar, osadzony we współczesnych realiach, już bez nawiązań do tego co było. Zawsze myślałam, że stereotyp pochodzi tylko z zatwardziałego „nasze ulice wasze kamienice”, ale to, co mówisz otwiera mi oczy na fakt, że teraz doszło jeszcze coś innego.

Dla nowego, młodego pokolenia to właśnie jest temat. Tu wydają sądy i na ich podstawie kształtują poglądy. To jest problem, który niepokoi młodych. A starsze pokolenie? Jestem pewnego razu na krakowskim rynku i widzę: stoi starsza kobieta z transparentem. Nie zacytuję dokładnie, co było na nim napisane, ale coś w tym stylu, że Żydzi zabrali wszystko, bo sterują rządem, sprawują nad nim kontrolę i że nie muszą pracować, bo już wszystką mają. Zabrali też pracę Polakom. No więc starsze pokolenie nadal jest przekonane, że to Żydzi sterują tak naprawdę polskim rządem, że każdy dzień zaczynają od telefonu do rządzących, żeby im wydać polecenia, co dzisiaj zrobimy.

To normalne. Fajnie jest znaleźć winnego, wszystko jest wtedy łatwiejsze…

Żydzi zawsze dźwigali brzemię roli kozła ofiarnego… winni wszystkiego zła – od zatruwana studni i porywania dzieci począwszy, na Ukrzyżowaniu skończywszy.

Tak i nadal jest to żywe, zwłaszcza na wsi. W dużych miastach podobne przekonania nie funkcjonują już tak powszechnie, szczególnie wśród młodych.

A Twoja historia? Dlaczego ty, urodzony w Izraelu, nazywasz się Ciechanowski?

Moi przodkowie żyli w Polsce. Dziadkowie spotkali się…

Ale od początku.

Szymon Ciechanowski, więzień Auschwitz, choć ceniony przez załogę obozową szewc, umierał z głodu. Wcześniej zagazowano mu żonę i dwójkę dzieci, jego komora gazowa ominęła, ale przyszedł czas, kiedy i jego życie zawisło na włosku. Śmiertelnie głodny, ostatkiem sił doczołgał się do kuchni. Wiedział, że tylko tam, gdzie jedzenie, jest jego przetrwanie. Zgięty wpół stał na progu i błagał o kawałek chleba. Jakaś dziewczyna prosiła go, żeby poszedł, że tu nie znajdzie nic do jedzenia, a swoją obecnością naraża siebie i innych. Błagał. Złapał ją za pasiak i patrzył tak żałośnie, że wyciągnęła skądś kawałek chleba. Przeżył. W obozie nigdy więcej tej dziewczyny nie widział.

Kiedy do obozu zbliżali się sowieci, naziści pognali więźniów w marszu Śmierci. Szymon uciekł. A może uciekł już po tym, jak sowieci wyzwolili obóz? Nie jestem pewien, ale wiem, że błąkał się po lesie. I w lesie natknął się na tamtą dziewczynę z kuchni, na Marysię. Miriam Podolską. Odtąd byli razem. Już jako małżeństwo zamieszkali we Wrocławiu, gdzie dziadek otworzył warsztat szewski. W 1946 urodził się mój ojciec, potem przyszła na świat jego siostra. W 1957 roku, kiedy sytuacja Żydów w Polsce stawała się coraz trudniejsza, kiedy polscy sąsiedzi coraz częściej wołali za nimi „Żydzi wynocha stąd”…

Przepraszam, muszę ci przerwać, bo nie rozumiem: skąd sąsiedzi wiedzieli, że to żydowska rodzina? Mąż, żona, dzieci, wszystko normalnie. Przecież nie mieli wypisane na czole?

Nie wiem dokładnie, skąd wiedzieli, ale wiedzieli.

Poczekaj, bo to dla mnie ciekawe. Ktoś mieszka za ścianą, i skąd ja mam wiedzieć, kim on jest? Powiedz, jak do siebie mówili.

Rozmawiali w jidysz. (Zresztą w Izraelu też zawsze rozmawiali w jidysz). Obchodzili szabat w sobotę, nie kryli się. Ojciec, kiedy poszedł do szkoły, też nie taił, że jest Żydem. Dzieci wiedziały, powiedziały rodzicom – ludzie wiedzieli.

Aha…, no więc już wiemy, skąd wiedzieli. Czyli to nie jest tak, że Polacy „mieli nosa” i rozpoznawali Żydów tak po prostu…

…Sytuacja w kraju naprawdę już stawała się mało sympatyczna dla Żydów.

Wtedy dziadkowie zdecydowali ruszyć do Izraela, bo w Polsce robiło się niebezpiecznie. Czuli zagrożenie. Wyjechali, zamieszkali w Izraelu, o Polsce nawet nie chcieli myśleć. Jeśli mówili, to zawsze tylko źle. Jako dziecko słyszałem wiele, wiele historii o Polsce i w mojej świadomości było to najgorsze miejsce na świecie. Wiedziałem, że ja, jako Żyd, mam nigdy nie postawić tam nogi. Nigdy przenigdy.

Pięćdziesiąt lat później mój ojciec wciąż nie chciał słyszeć o Polsce i Polakach, dla niego byli to wciąż jedynie antysemici. Mnie samemu nigdy by przez myśl nie przeszło, że mógłbym tam pojechać, a co dopiero – zamieszkać. Jeśli zapytałabyś kiedyś mnie, jako nastolatka, gdzie jest ostatnie miejsce, w którym chciałbym się znaleźć, odpowiedziałbym: Polska.

A tymczasem życie potoczyło się swoim torem, jakby na przekór temu wszystkiemu. Nasze losy – tym razem przeze mnie – znów związały się z krajem dziadków.

Pamiętam moje pierwsze doświadczenie z Polski: jechałem taksówką z lotniska do hotelu i co chwilę widziałem namalowane na murach szubienice z gwiazdą Dawida albo z napisem JUDE i podobne komplementy. Wtedy pomyślałem „Ups, chyba to, co słyszałem było prawdą”.

Mama dzwoniła do mnie co pięć minut i pytała, czy wszystko w porządku…

Potem dopiero zrozumiałem, że tych napisów nie muszę traktować poważnie, bo mają związek z określonymi grupami, np. „kibiców piłkarskich”, i że wcale niekoniecznie dotyczą one dokładnie Żydów jako Żydów, że są to jakieś skróty. No, w każdym razie, że nie jest to tak groźne jak myślałem i że nie muszę się bać.

Ale skąd się tu wziąłeś?

7 lat temu do Polski przygoniła mnie miłość… jak zazwyczaj w takich historiach. Pewnego dnia w Izraelu pewna Polka zapytała mnie, jak znaleźć hotel. Pomogłem jej i zakochałem się. Pojechałem do Lublina, żeby się z nią spotkać. Nic z tamtej miłości nie wyszło, ale wtedy po raz pierwszy w moim życiu pojawił się romantyczny Kazimierz Dolny. I Polska, z którą się jednak związałem.

Potem spotkałem moją żonę, dostałem propozycję z gazety i postanowiłem tu zamieszkać.

Jak Twoją decyzję przyjęła rodzina? Z ich nastawieniem…?

Moja mama pochodzi z Maroka, z nieco ortodoksyjnej rodziny. Powiedzieć jej, że będę miał żonę Polkę, katoliczkę… to nie było łatwe. Nie była zbyt szczęśliwa, za to pełna podejrzliwości. A dziś moją żonę kochają bardziej niż mnie.

W 2007 r. przyjechali do Polski i odtąd bywają niemal co rok. W czasie swojej pierwszej wizyty czuli się naprawdę zszokowani zmianami. Pamiętali przecież tylko głęboki komunizm. A mimo to, że widzieli, ile się zmieniło, byli nieufni. Mieli wrażenie, że wszyscy na nich patrzą, że wszędzie czai się wrogość i czasem się to nawet potwierdzało, choć nie były to jawne akty wrogości. Raczej jakieś przemycane słówka, spojrzenia, które dało się jednak odczytać. W Polsce ciągle jeszcze można się z czymś takim spotkać.

Ale przecież i w Izraelu słyszałem o Polsce same negatywne rzeczy… To obopólna sprawa, uprzedzenia i jednych, i drugich.

A co z twoim żydostwem? Kultywujesz tradycję? Jesteś religijny?

Jestem Żydem. Staram się co sobotę chodzić do synagogi, przestrzegać praw i zasad zapisanych w Torze i żyć zgodnie z tradycją. Nie jem wieprzowiny, obchodzę Yom Kippur, celebruję wszystkie wielkie święta żydowskie, ale już na przykład nie obchodzimy w domu szabatów. Przestrzegam tego, co wydaje mi się najważniejsze w żydowskiej tradycji, ale przy tym staram się żyć po prostu w zgodzie z ogólnoludzkimi wartościami. I wierzę w Boga, nie jestem jednak ortodoksem. Na szczęście zarówno Dorota, jak i jej rodzina, szanują moją religię i tradycję, w której zostałem wychowany. Rozumieją, że jako Żyd mam pewne powinności, np. post w święto, albo zakaz jedzenia wieprzowiny. Mama Doroty nigdy na obiad nie podałaby mi kotletów schabowych.

Mam swoje przekonania i światopogląd, ale nie myślę, że w niebie, blisko Boga, będą tylko Żydzi. Wierzę, że znajdą się tam wszyscy dobrzy ludzie, niezależnie od wyznawanej religii. Szanuję innych, jeśli oni szanują mnie. Moje przekonania i sympatie albo antypatie na pewno nie płyną z mapy politycznej ani tym bardziej – wyznaniowej.

A jakie masz zdanie na temat sytuacji Żydów w Polsce? Jak oceniasz kondycję polskich wspólnot żydowskich?

Tym, co mnie zasmuca i co mi przeszkadza, a daje się zauważyć jest fakt, że Żydzi w Polsce są bardzo podzieleni. Zamykają się w maleńkich społecznościach czy organizacjach i się nawzajem zwalczają. Trzech Żydów w Polsce, cztery społeczności – i już ze sobą wojują, kłócą się. Każda społeczność nienawidzi tej innej. To dla mnie smutne. W takim kraju, gdzie żyje naprawdę garstka Żydów i gdzie nie wszystko jest względem nich sympatyczne, tym bardziej powinni trzymać się razem, jednoczyć i współdziałać, a oni się zwalczają. Sami sobie powinni wystawiać dobre świadectwo, by ono działało na ich korzyść, tymczasem jest na odwrót.

A żydowskie życie?

Tak naprawdę, to ono niestety niemal w Polsce nie istnieje. Nie ma tu zbyt wielu Żydów. Chociaż obserwuję, że w ostatnich latach trochę się ten stan polepsza i widać jakieś symptomy jego odradzania. Częściej jednak ma to związek z Polakami, z tym, że ich to interesuje, a nie z realnym, faktycznym życiem żydowskim i jego przywróceniem. Zapanowała moda żydowskie tematy: otwiera się żydowskie restauracje, organizuje się żydowskie festiwale, słowem – Polacy zaczęli się interesować tą kulturą i tradycją. Niektórzy studiują judaizm lub język hebrajski, inni szukają swoich korzeni i czynią kroki ku staniu się Żydami zgodnie z tradycją. Są też ludzie młodzi, zaciekawieni historią swojego miejsca i odkrywają, że tak naprawdę żyją w miasteczku, które przed wojną było sztetlem. To ich intryguje, więc uczą się języka i zgłębiają przeszłość.

Powstają też projekty mające na celu zwiększenie tolerancji, jak np. ten, w którym biorą udział więźniowie. Podczas odbywania kary opiekują się żydowskimi cmentarzami, spotykają się z rabinem czy przedstawicielem żydowskiej społeczności, mają styczność z tymi sprawami. Sam rozmawiałem z jednym więźniem skazanym za morderstwo, biorącym udział w takim przedsięwzięciu. Pracuje on w muzeum żydowskim w Chrzanowie, bardzo się interesuje historią Żydów, historią Holocaustu, wiele na ten temat czyta, chciałby kiedyś zwiedzić Izrael.

Myślisz, że takie projekty naprawdę budzą szczere, autentyczne uczucia? Czy może w tym zainteresowaniu jest drugie dno?

Dla niektórych więźniów jest to na pewno tylko szansa na opuszczenie celi, zmianę otoczenia, przebywania na zewnątrz – choćby przy okazji sprzątania cmentarza. Ci wykorzystują projekt jako okazję do urozmaicenia rutyny dnia. Ale niektórych tematy żydowskie naprawdę zainteresowały, obudziły się w nich refleksje. Część z nich na pewno czegoś się dowiedziała, a w każdym razie – może pierwszy raz w życiu – spotkała prawdziwego Żyda.

Ale jeśli miałbyś mówić o Polakach w ogóle, to wierzysz, że uprzedzenia znikają?

W niektórych przypadkach tak, w niektórych nie.

Jeden z moich pierwszych wywiadów w Polsce przeprowadziłem z ojcem Rydzykiem. Zapytałem go, skąd się bierze jego szczególna reputacja. Odparł, że to, co się o nim mówi to kompletna nieprawda, że on kocha wszystkich ludzi, Żydów też i że bardzo lubi Izrael. Czy mu wierzę?… Myślę, że chciał zachować poprawność polityczną.

Ale są ludzie, którym naprawdę wierzę i wiem, że są szczerzy. Spotykam całe rodziny, które z zamiłowaniem studiują judaizm, bezinteresownie, z pasją. Byli katolikami, a chcą przejść na judaizm. Przygotowują się do konwersji. Oni nie mają żadnego innego powodu poza potrzebą serca czy duszy.

Patrzysz na Polskę – i?

Moja reporterska misja polega na poszukiwaniu i przedstawianiu dobrych stron Polski, choć nie mogę pomijać rzeczy świadczących o tym, że jednak niewiele się tu zmieniło, np. w mentalności. Niestety. Piszę i o tym, bo to jedno z oblicz Polski. Nie mogę pomijać faktów tylko dlatego, że są złe. Są faktami, dzieją się i moim obowiązkiem jest ich odnotowanie. Teraz właśnie przygotowuję artykuł o obraźliwych, antysemickich komentarzach, ukazujących się na popularnych polskich stronach internetowych. Nikt nie widzi powodu, by się tym zająć, by np. wszcząć postępowanie, mimo, że są to wykroczenia i wypowiedzi karalne. A ktoś to pisze, ktoś to czyta i ktoś to publikuje… Na takim właśnie portalu przeczytałem artykuł o niedawnym akcie terrorystycznym w Bułgarii. Pod nim roiło się od komentarzy typu „Świetna robota!”. Byłem wściekły. Zastanawiałem się, jak zarządzający tymi stronami mogą się godzić na tego typu komentarze??? Jak mogą pozwalać na ich upublicznianie? Czytając coś takiego czuję, że autorzy wpisów są autentycznie zadowoleni z obrotu spraw, a swoim głosem udzielają swoistego poparcia dla aktów. Zadzwoniłem do jednej z osób zarządzających tym ogólnopolskim, poczytnym portalem i zapytałem, jak może popierać akty terroru i antysemityzmu. Człowiek ów był cokolwiek zszokowany. Czemu go pytam? Co on niby ma z tym wspólnego? A ma, skoro pod artykułem o ataku terrorystycznym pozwala na publikacje w stylu „świetna robota”, „byle tak dalej” itp. Jeśli umożliwia ludziom takie wpisy, to znaczy, że popiera sytuację. Był wściekły. Powiedział, że w ich redakcji nie pisze się artykułów o takim charakterze, a tylko daje się czytelnikom platformę do wypowiadania własnych opinii, emocji i uczuć na forum. Zapytałem: gdyby ktoś napisał, że fajnie by było skrzywdzić rodzinę rzecznika prasowego waszego portalu – udostępnił by pan platformę do wymiany takich myśli i idei? Byłoby to w porządku? Czy może jest to w porządku tylko jeśli dotyczy kogoś innego? Odbyliśmy długą rozmowę. Kilka minut potem dostałem mail, w którym napisał, że przeczytał komentarze pod artykułem, że jest całkowicie zszokowany, że nie wiedział o nich i że są one wbrew regulaminowi. Przysłał mi link do tegoż regulaminu wraz z informacją, że każdy, kto czuje się urażony, może zawiadomić policję. Powiedziałem: to wy tworzycie strony i regulamin i wy powinniście wziąć odpowiedzialność za publikowane treści. To wasz obowiązek, nie mój. Nie powinniście czekać na to, aż ktoś „urażony” zawiadomi policję, tylko sami powinniście kontrolować to, co się u was dzieje. Posłałem mu kilka pytań na ten temat, do tej pory czekam na odpowiedź…

Takie historie sprawiają, że można mieć złe zdanie o Polsce.

Ale z drugiej strony, jeśli dzieje się coś dobrego – piszę o rzeczach dobrych. Usiłuję zachować obiektywizm i widzieć wszystko, bez uprzedzeń i tez stawianych dla zasady.

Moim zdaniem do złej reputacji Żydów w Polsce przyczyniają się działania gminy żydowskiej. Przyglądam się im i to, co widzę, utwierdza mnie w takim właśnie przekonaniu. Reprezentanci gminy wyprzedają pożydowskie mienie (nieruchomości), nie przejmując się ich wartością historyczną ani duchową. Pozwalają na wybudowanie drapacza chmur obok synagogi, a rabin naczelny wyjaśnia, że bez takiego obiektu wspólnota żydowska zginie. Tłumaczył mi, że pieniądze z wynajmu będą przeznaczane na gminę, a ja nie wierzę w prawie żadne jego słowo, bo mam dowody, że nie do końca wszystko jest tak, jak on to przedstawia. Tam nawet w drobniejszych sprawach roi się od dwuznaczności. Dwa miesiące temu byli w Polsce moi rodzice, chcieliśmy razem pójść do synagogi Nożyków. A tu zażądano od nas opłaty za wstęp. Nie chciałem zapłacić. W moim pojęciu świątynia nie może być otwarta tylko dla tych, którzy mają pieniądze, a ich brak nie może zamykać drzwi biednym. Bo co pocznę, jeśli spotka mnie tragedia, jeśli poczuję, że już znikąd nie nadejdzie pomoc i że tylko w Bogu mam pociechę…

…a przy drzwiach stanie ktoś, kto każe mi za szukanie pociechy płacić? Zwłaszcza, że każe nie Bóg, tylko człowiek. W czyim imieniu ten człowiek działa? Czy w imieniu Boga?

… właśnie. Straciłem pracę, pieniądze, nie mam co jeść, idę do Boga, żeby mi dodał sił i co? Mam za to zapłacić? Nie sądzę, by Bóg uważał, że ludzie powinni zarabiać na synagodze. To tak, jakby trzeba było płacić za wejście na mszę w kościele. Takie zachowanie pozwala potwierdzać i utrwalać stereotyp, że Żydom chodzi tylko o pieniądze i że na wszystkim potrafią zrobić interes. Nawet na świętości. To bardzo źle.

Czy Twoim zdaniem dzięki tej oficjalnej, statutowej działalności gminy może się w Polsce odrodzić żydowskie życie?

Wiem, że naczelny rabin próbuje: podróżuje, organizuje życie wspólnoty, celebruje szabaty i święta – a w każdym razie pokazuje lub sprawia wrażenie, że coś w tym kierunku robi. Myślę jednak, że to nie wystarczy. Tu potrzeba misji i poświęcenia, a rabin wykonuje po prostu swoją zwyczajną pracę, ciesząc się przy okazji statusem i pozycją. Cieszy się „byciem kimś ważnym”, zadowala go to, że jest gospodarzem jakichś wydarzeń, że się udziela w telewizji itd. A rzeczywistość? Byłem na żydowskim cmentarzu w Warszawie i po prostu chciało mi się płakać na widok połamanych nagrobków i porozrzucanych kawałków płyt. Zapytałem pracownika cmentarza, dlaczego nikt o to nie dba, czemu te nagrobki wyglądają jak łzy przelane nad nimi samymi? „Wie pan, ile kosztują naprawy i sprzątanie? – zapytał – Ile trzeba na to pieniędzy?” A ja wiedziałem tylko, ile pieniędzy dostaje gmina… Miliony. Miliony! Zapytałem naczelnego rabina, co robią ze środkami z donacji i ze sprzedaży nieruchomości. Zapytałem czemu nie publikują corocznych rozliczeń. Odparł: „och, powiedziałem moim przyjaciołom z gminy, że powinniśmy być bardziej przejrzyści, że powinniśmy informować o naszych działaniach, ale to zależy nie tylko ode mnie, lecz i od nich. Oni muszą na to wyrazić zgodę”. I w ten sposób nikt naprawdę nie wie, co się dzieje ze wszystkimi pieniędzmi, dokąd one idą. I nikt nie ponosi za to odpowiedzialności, nie ma kogoś, do czyich obowiązków należałyby rozliczenia. Zapytałem kiedyś o to mojego bardzo dobrego kolegę będącego członkiem gminy. Odpowiedział: „ja tylko chodzę się tam modlić. Nie chcę nic więcej wiedzieć, nic więcej słyszeć ani nic mówić. Wiem, że coś się tam dzieje, ale nie mogę o tym rozmawiać, bo popełniłbym grzech obmowy, a Tora zakazuje mówić źle o innych”. Oczywiście, wiem, że miałby coś do powiedzenia, ale nie chciał zgrzeszyć.

Tymczasem to wszystko, co się tam dzieje wpływa na reputację wszystkich Żydów, pogarszając ją.

Powiedz, czy w Polsce mieszkają jeszcze jacyś prawdziwi Żydzi?

Niewielu. Ciężko tu znaleźć praktykujących Żydów, przyznających się jawnie do swojego pochodzenia i takowe posiadających.

Czyli uważasz, że Żydów w Polsce nie ma?

Prawdziwych? Prawie nie ma. Niektórzy, nawet jeśli są, to nie chcą się ujawniać, bo się ciągle trochę boją lub wstydzą. Myślę natomiast, że wielu jeszcze nie wie, że są Żydami. Nie odkryli póki co swoich korzeni, bo np. rodzina im o tym nie powiedziała. Żydzi w Polsce to Żydzi z Izraela lub innych krajów, którzy przybywają tu w interesach. Ci nawet czasami się w Polsce osiedlają, ale autentycznych, praktykujących Żydów polskich jest naprawdę mało.

Widzę natomiast – bo sam mam takie budujące doświadczenia – że coraz częściej ludzie nie rozmawiają ze mną „jak Polak z Żydem” lecz po prostu: jak człowiek z człowiekiem.

sierpień 2012 r., rozm. Bożena Gałuszewska