Genowefa Ajtel
„Gienowa”
W poniedziałek 11 lipca br. wczesnym rankiem, zakończył się jeden z najpiękniejszych rozdziałów w historii Mięćmierza.
Mówiliśmy wszyscy o niej „Gienowa”.
Była dobrym duchem Mięćmierza.
W połowie lat 70-tych ubiegłego wieku Gienowa, wraz z córką Wiesią, stworzyła dom – przytulisko, gdzie można było znaleźć zawsze przysłowiowy ciepły kąt i najeść się do syta legendarnego swojskiego jadła.
Tryskająca humorem, zawsze uśmiechnięta, dowcipna i rozśpiewana z pięknymi koralami na szyi, wyglądała na osobę, która nie zna zmartwień i dawała wszystkim poczucie, że zmartwień po prostu nie ma.
Jakież to było kojące dla gości, którzy ze zgiełku wielkomiejskiego docierali pod skrzydła Gienowej, by doznać ciepła, którym promieniowała!
Nie miała łatwego życia, wychowała piątkę dzieci, przeżyła wiele trudnych chwil – a pogody ducha nie straciła nigdy. To Ona dała prawdziwy początek dzisiejszej kolonii osadników mięćmierskich, wszyscy po kolei korzystaliśmy z oparcia, jakie dawała, to do niej tęskniły nasze dzieci kiedy zbliżały się wakacje i do niej tęskniliśmy my, kiedy wir zabieganego życia nie pozwalał na kolejny przyjazd do Mięćmierza.
W ostatnich latach z dumą przyglądała się jak mięćmierska Karczma podtrzymuje rodzinne tradycje, była szczęśliwa spoglądając ze swojego ganku na gromady gości, którzy znowu, jak za dawnych lat, odwiedzają kultowe miejsce, któremu dała początek. Z zainteresowaniem wśród gości wypatrywała starych znajomych dając ręką dyskretny znak porozumienia.
Dzisiaj Gienowa wyruszyła na swój najdłuższy, nieskończony spacer, uśmiechnięta, jak zwykle, wśród kwiatów, nuci sobie zapewne swoje ulubione piosenki i wspomina stare czasy.
Wspomnijmy i my.
Bartek Pniewski
11 lipca 2011, Mięćmierz