Daniel Olbrychski o fenomenie Kazimierza

Na czym polega fenomen Kazimierza? Tkwi on w pięknie tego miasteczka i to najbanalniejsza odpowiedź… Ale prawdziwa.

I jeszcze w połączeniu tego piękna z tym, do czego tęskni natura ludzka.

To cudowne położenie na brzegu jednej z najpiękniejszych rzek w Europie, jeszcze ciągle półdzikiej… Moje usposobienie, moja natura ciągnie mnie ku temu, że żeby gdzieś być na stałe, to tam musi być rzeka, wzgórze, skarpa. Wychowałem się nad Bugiem i coś podobnego do krajobrazu dzieciństwa znalazłem przyjeżdżając po raz pierwszy (chyba z wycieczką szkolną) do Kazimierza. Zobaczyłem miasteczko, które jest położone podobnie do mojego Drohiczyna, tylko jeszcze na dodatek z zachowaniem przepięknej architektury. Tak właśnie sobie można wyobrazić to, co najpiękniejsze w polskiej architekturze sprzed wieków i właśnie to wyobrażenie urzeczywistnione, w tym jednym miejscu się skupiło: jest rzeka, można popatrzeć na nią z góry, widzieć przeciwległy brzeg, daleko bardzo sięgać wzrokiem… a jednocześnie być intymnie zamkniętym w oazie cudownej architektury, (która w tej chwili jest pięknie odnowiona).

Wspaniale się rozwija ten Kazimierz, tętni życiem, nawet aż za bardzo.

Już jako człowiek dorosły, ze środowiska artystów, przyjeżdżałem – jak się to mówi – do „miasteczka malarzy”. Ale przecież to nie tylko malarze, bo przyjeżdżali i pisarze, i poeci, i aktorzy. Na weekend, czasami na tydzień, ale w tamtych czasach Kazimierz był dosyć pusty i wspanialeśmy się w nim czuli, mieliśmy go jakby na własność, mieliśmy zacisze, gdzie można było i spacerować w nieprawdopodobnych, pięknych wąwozach, i jednocześnie wychodzić wyżej, gdzie z kolei krajobraz troszkę przypominał włoską Toskanię. W tym jednym miejscu jest jakiś rodzaj mikroklimatu! Wygląda to tak, jakby się tu połączyły najpiękniejsze fragmenty Europy, jakby one nas ukołysały mimo, że jesteśmy dużo bardziej na północ. Ale dzięki temu jest w tym i trochę uroku Prowansji francuskiej.

A poza przyrodą ocieramy się o to, co nasi pradziadowie stworzyli w poprzednich wiekach. I to wszystko istnieje w takim maleńkim skupieniu, gdzie widać wyraźniej i piękniej niż w dużych miastach jak Kraków czy przed wojną Lwów, czy Wilno.

Urok kazimierza polega na tym, że tu jest wszystko jeszcze mniejsze;

w przyrodę wkracza się z centrum Kazimierza, który jest fragmentem, może raczej miniaturką Krakowa, Lwowa, Wilna. Wkracza się wprost w przyrodę, z którą się aż tak nie obcuje ani w Krakowie ani we Lwowie ani w Wilnie. Ta przyroda jest nadzwyczajna i sprawia, że się człowiek czuje naprawdę pięknie!

Dlatego, gdy w pewnym momencie, dość zresztą przypadkowo

i niemal po ciemku nadarzyła mi się możliwość kupienia starej wiejskiej chaty kilka kilometrów od rynku, na skarpie – to natychmiast to zrobiłem. Nie wiedziałem wtedy, że za mną pójdą inni i w tej chwili ta wioska rybacka, taka zagubiona, ukryta, a przecież oddalona od rynku tylko o 20 minut spaceru wzdłuż Wisły, w okresie letnim (już nie mówiąc o okresie festiwali; bez przerwy są jakieś spędy) – w tej wiosce jest taki tłok, że nie ma gdzie zaparkować samochodu. Ja na szczęście mieszkam na skarpie i mogę połączyć bycie w przyrodzie z kontaktem z czymś innym. Mieszkam trochę w oddaleniu od tego strasznego turystycznego kotła (co jest konieczne dla odpoczynku), a jednocześnie, gdy mam ochotę – znajduję się w ciągu 10 minut samochodem, rowerem lub konno – na rynku. Ale na tym rynku w okresie festiwali i wakacji już w tej chwili nie da się odpocząć. Zwłaszcza, jeśli się jest osobą rozpoznawalną. Nie mogę spokojnie wypić kawy, a jeszcze 10 lat temu było to możliwe.

Z jednej strony mnie cieszy, że miasteczko zostało zauważone już nie tylko przez artystów, nie tylko przez ludzi szukających natchnienia, spokoju i ciszy. (Ci już wprawdzie tego tam znaleźć w sezonie nie mogą), ale z drugiej strony Kazimierz doceniła cała Polska i nie tylko. To świadectwo, że w ciągu ostatnich parudziesięciu lat nastąpił jednak ogromny skok cywilizacyjny. Można nad tym troszkę ubolewać: a to, że szkoda, że kiedyś tam było tak cicho, tak miło, raz na jakiś czas spotkało się znajomego i to było wielkie przeżycie, a w tej chwili już się tam nie jest anonimowym.

Drugą ważną rzeczą, która powoduje rozmiękczenie serca Polaka i chęć przyjeżdżania choć na parę godzin, na parę dni jest to, że widać tu ślady współżycia ze sobą dwóch wspaniałych kultur – polskiej, mieszczańskiej i żydowskiej – w tym najpiękniejszym słowa tego znaczeniu. To jest przecież miasteczko również tej piękniej kultury, tych naszych od wielu wieków braci. Przecież Żydzi wybrali sobie Polskę jako miejsce zamieszkania jeszcze za panowania Kazimierza Wielkiego. Dostali wtedy wspaniałe jak na owe czasy warunki osiedlania się. Mądry ten król uczynił tak nie dlatego, że był taki łaskawy, taki ekumeniczny: mądry ten król wiedział po prostu, że Polska, która dopiero co z lasu i z pogaństwa wyszła, potrzebuje wsparcia się kulturą starszą, wiedzą, rzemiosłem, handlem – tym wszystkim, co było w rękach gnanych po Europie i prześladowanych Żydów. W tej chwili, gdy siedzę sobie na rynku poza sezonem, w kameralnym gronie bliskich przyjaciół, z ogromnym wzruszeniem patrzę jak czasami wjeżdża autokar i wysypuje się z niego młodzież z Izraela, dla której Kazimierz jest Mekką. Natychmiast zapełniają uliczki, kupują pamiątki, i wtedy przymrużam oczy, widzę… to miasto w tej chwili dopiero żyje, młodzież taka sama jak przedwojenni mieszkańcy miasta napełnia radosną i krzykliwą wrzawą – krzykliwa to jest młodzież bardzo – temperamenty południowe… Wtedy patrzę – jakby czas wrócił…

W Czerniawach jest Ściana Płaczu, jak ją nazywam, czyli pomnik zbudowany z macew z nieistniejącego już cmentarza żydowskiego.

To piękna pamiątka kazimierskiej obecności naszych rodaków pochodzenia i wyznania mojżeszowego.

Mówiłem o przyjaciołach… wielu już odeszło. Odszedł Franek Starowieyski odeszli i inni, ale stale ktoś nowy się tu osiedla.

Powiedziałem też, że pierwszy raz przyjechałem do Kazimierza w młodości, w latach licealnych, na szkolną wycieczkę. Mądre to były licea, które prowadzały nas do teatrów, prowadzały nas na projekty filmowe. Tak, miałem szczęście uczyć się wtedy, w tych mądrych czasach w Liceum im. Batorego. Tamten program edukacyjny był lepszy od obecnego. Dziś uczniowie nie mają na nic czasu. Na przykład moje wnuki, wnuki Daniela Olbrychskiego nie wiedzą, co jest grane w teatrach polskich, a myśmy to wiedzieli. Wydaje mi się, że ten wyścig wszystkich przedmiotów, jaki w tej chwili się stosuje w edukacji, przeładowanie tak straszne, że oni nie mają czasu przeczytać książki ani iść do kina, do teatru, to nie jest dobre rozwiązanie. Nie wiem, może mieliśmy mądrzejszych nauczycieli?…

Wtedy przyjechałem do Kazimierza i zobaczyłem, że jest tu piękne. Pomyślałem, będąc zakochanym w jakiejś koleżance, że jak będziemy dorośli, to we dwójkę będziemy tu przyjeżdżali. I potem rzeczywiście przyjeżdżałem z wszystkimi kobietami, z którymi mnie los pięknie jakoś połączył, dramatycznie nieraz… Ten Kazimierz był obowiązkową Mekką weekendów. A teraz sam mam tutaj chałupę i zapraszam do niej moje wnuki z koleżankami.

Zmieniło się w Kazimierzu… Na przykład to, że teraz stało się to miasto szalenie turystyczne. Świadczy to o tym, jak duży jest na nie popyt, a powód wziął się stąd, że bardzo się społeczeństwo wzbogaciło i jest to dowód na to, jacy stali się Polacy (mimo, że tak strasznie narzekają). Kazimierz w tej chwili stał się własnością wszystkich.

A dziś jest jeszcze piękniejszy, ponieważ się remontuje, wyrastają jakieś wspaniałe posiadłości, w pięknym zawsze stylu. Konserwatorzy szalenie tego pilnują i zawsze pilnowali. To miasteczko miało szczęście cieszyć się niezwykłą troską władz i za czasów PRL, i teraz. Tu nie można było się pobudować, ot – byle jak, czy nowobogacko, prymitywnie, głupio. Ja chcąc sobie dobudować malutki tarasik do tej chałupki, która zaliczona została do zabytków XIX – wiecznego wiejskiego budownictwa, musiałem uzyskać zgodę konserwatora. I bardzo słusznie, ktoś musi pilnować, żeby to było w dobrym stylu.

Miło jest się zastanowić nad tym wszystkim na Górze Trzech Krzyży, która góruje nad Rynkiem, zobaczyć, że tu wszystko jest w miniaturze, takie bliskie, chociaż troszkę już w tej chwili (jak na mnie) w sezonie zbyt męczące.

Lubię w Kazimierzu być poza sezonem.

*

Rozmowa przeprowadzona przy okazji nagrania audycji Radia ZET – w ramach projektu Urzędu Miasta: Kazimierz w Radiu ZET – zobacz i posłuchaj…