Andrzej Jałowiński
„Jałówka”

Andrzej,

trochę, szczerze mówiąc, zburzyłeś mój spokój, bo byłeś jedną z nielicznych osób, które tak bardzo bagatelizują problemy życiowe, że aż się to udziela. W każdym razie mi się udzielało. Nie wiem zresztą, czy słowo „bagatelizować” jest właściwe, może lepiej powiem: miałeś dystans. I dowcip – co w sumie dawało mieszankę o dość nietypowej barwie, rzadko spotykanej. Zburzyłeś mój spokój też dlatego, że kiedy Cię spotykało coś złego – zachowywałeś zimną krew i ten właśnie dystans. A teraz, jak już Cię nie ma, to nie wiem, czy nadal się ze swojej ostatniej przygody (która niewątpliwie wszystkich nas czeka), czy z niej też się nabijasz? Bo weźmy na przykład Twój wypadek samochodowy, jak Cię połamało. Wyszedłeś ze szpitala i co? I żarty sobie robiłeś. I rozdawałeś kieszonkowe kalendarzyki z fotografią krajobrazu po kraksie, z wrakiem na pierwszym planie. A tym, co Cię najbardziej wzburzyło w całej tej historii… zresztą opowiedz sam:

Wyjeżdżam zza zakrętu, widzę, jak z boku ni stąd ni zowąd jedzie chłop na furmance, prosto na mnie. Nie patrzy, co robi, jedzie. To ja już wiem, co się będzie działo. Walnął we mnie. No to ja się go pytam wściekły: „gdzie ch… jedziesz!!!”, a on mi na to: „na pole”.

Albo dialog między Tobą a A.:

Ona: Andrzej, byłeś na pogrzebie Z.?
Ty: Nie!
Ona: U kolegi na pogrzebie nie byłeś?!
Ty: Nie byłem, a co Ty myślisz, że jakbym poszedł to on by mi się zrewanżował?

Pamiętam taką rozmową, Twoją z Twoim kumplem D., odbytą zaraz po tym, jak przy kawiarnianym stoliku zamieniliście się na zegarki. Zamienialiście się zawsze, na wszystko, na głupstwa i na samochody, ale wtedy akurat na zegarki, pamiętam dokładnie. Powiedziałeś do niego, zapinając pasek na ręce: „D., tak się będziemy zamieniać całe życie, a na koniec zamienimy się na trumny.” D. wybuchnął gromkim śmiechem wawelskiego smoka, a mi się to nawet wydało dość prawdopodobne, to znaczy ta rzeczowa zamiana przedmiotu, bo jeszcze wtedy mi się zdawało, że są sprawy, które Cię nie dotyczą, albo dotyczą inaczej niż wszystkich. Byłeś zawsze w samym środku życia, stojąc jednocześnie od tego życia z dala i przez to zdawałeś mi się od życia niezależny. No cóż, jak już wspominałam, zburzyłeś pewien pion mojego myślenia, bo jednak Cię życie ugryzło. No i teraz wiem, że mnie też kiedyś ugryzie, znaczy wiedziałam wcześniej, tylko teraz do mnie dotarło.

Chociaż wszystko się zmieniło, zdaje mi się, że zaraz cię gdzieś zobaczę, jak lecisz z obrazami pod pachą po jakieś „parę złotych”. Lubię te Twoje obrazy. Na szczęście mam dużo, to i mam na co patrzeć. Bardzo Cię lubię, Andrzej,

Twoja koleżanka

fot. D. Jałowinski