Adam Janicki, ps. „San”

Adam Janicki, ps. „San”
25.05.1900 – 2.03.1943

Wspomina Zofia Sijko z domu Janicka, córka Adama Janickiego:

Tyle lat już żyję, a jeden tylko jedyny sen miałam o ojcu, i to pięćdziesiąt kilka lat temu…

Po urodzeniu drugiego dziecka ciężko zachorowałam, było ze mną źle. Rozpaczałam, że nadchodzi koniec i że mąż zostanie sam z dwójką malutkich dzieci. I wtedy śni mi się ojciec – śni mi się, że schodzę po schodach, a na ręku trzymam małe dziecko. Schodzę i jest płot. Za płotem na ulicy stoi ojciec i się przygląda. Jest mi bardzo ciężko i mam taki wielki żal do niego, że dlaczego on mi nie pomoże przejść na drugą stronę? Jeszcze pamiętam ten ogromny żal do taty, że mi nie pomógł.

Zaraz potem rozmawiałam z jedną panią, która ten sen przetłumaczyła:

„Nie pomógł pani przejść na tą drugą stronę i miał rację, bo pani ma żyć jeszcze!”.

Taki sen miałam, jeden jedyny. To było 50 lat temu.

*

Jakaż to historia…

Adam Janicki (po lewej) we Francji

*

Tata przed wojną pracował we Francji, a my z mamą mieszkaliśmy w Kazimierzu. Lato ’39 roku ojciec spędzał z nami, w Polsce. Do pracy miał wracać 3 września, a pierwszego wybuchła wojna. Oczywiście nie wyjechał. Został, choć nie został zmobilizowany. Zdaje się, że nie miał polskiego obywatelstwa. Poniewaz jednak był patriotą, włączył się do ruchu oporu.

W domu nie było rozmów o konspiracji, o tym, że tata działa w Podziemiu, że z kimś się spotyka. Tymczasem należał on do tajnej organizacji.

Na budynku urzędu pocztowego wisiała tablica – godło z Polskim Orłem. Naczelnik poczty, Pan Pisz ją zdjął. Nie chciał, żeby wpadła w ręce wroga.

Mieliśmy wtedy plantację tytoniu, na podwórku była komórka, w komórce ułożony tytoń, a w tym tytoniu – Orzeł. Pan Pisz dał go ojcu na przechowanie i tata tak go właśnie ukrył.

*

Październik 1942 rok. Łomot do drzwi straszny, w nocy o godzinie czwartej, oczywiście rozpacz od razu, bo wiadomo, że to Niemcy. Zabrali ojca. „Chodź z nami” – powiedzieli.. Nie pamiętam jak wychodził, było ciemno, dzieci nas było troje, krzyk zaraz, płacz, pamiętam tylko, że matka moja wyskoczyła na ganek i krzyczała „Adasiu!, Adasiu!”.

Anna i Adam Janiccy

*

Zabrali go do Lublina na Zamek, do więzienia w Baszcie. Baszta była najcięższa. Mama jeździła, woziła mu paczki, a oni go męczyli, katowali. Nikogo nie wydał. Nic nie powiedział o miejscu ukrycia Orła Białego.

*

Za kilka dni znów przyjechali Niemcy i robili w domu przeszukanie. Jeden był prawdopodobnie Polakiem, bo bezbłędnie mówił po polsku i był bardzo, bardzo przystojny. Wprost aktor filmowy! Jakże mu pięknie było w mundurze… Byłam smarkata, bałam się, ale on mi się strasznie podobał.

*

W czasie rewizji słyszałam jak ten przystojny mówił, że gdzieś tam muszą jeszcze pojechać, a potem znajdą B. Pytali mnie, gdzie on mieszka, zażądali adresu. Podałam, cóż miałam zrobić. – Dobrze, pojedziemy do niego – mówi przystojny – ale później.

Odjechali, a ja w te pędy do B. Biegłam co tylko sił w nogach, żeby go ostrzec. Doleciałam, w domu była tylko żona, jego na szczęście nie było, siedział w lesie.

Wracałam na nogach z waty, w obawie, żeby mnie po drodze broń Boże nie zobaczyli i nie zgarnęli z ulicy, bo przecież grozili, że zabiorą mnie i brata.

*

A moja matka w tym czasie klęczała przed obrazem i modliła się, płakała. Jak mnie zobaczyła, jak ja ją zobaczyłam – tośmy obydwie strasznie płakały.

*

W czasie rewizji znaleźli godło i inne rzeczy, których nie pamiętam. Brali jeszcze coś z kredensu.

Potem podobno wrócili do ojca; jeden z oprawców przycisnął mu Orła do twarzy i mówi:

– Patrz, szwajne, polska świnio. Orzeł jest.

Stłukli kolbami, poprzetrącali mu ręce, nogi, skatowali go strasznie.

*

W dniu przeszukania wrócili do nas do domu jeszcze raz.

„Odwiedzić” nas przyszli. Przystojny wypytywał a co, a jak, ale ja nic nie wiedziałam, nic nie mogłam mu powiedzieć, więc się zabrali i poszli. Więcej tego Niemca nie widziałam.

*

To nie są informacje potwierdzone, ale przypuszcza się, że miejsce ukrycia Orła zdradził jeden z partyzantów z Bochotnicy o pseudonimie S. Nigdy nie zostało to wyjaśnione, bo w końcu sprawa jest delikatna i intymna. Nawet jeśli ktoś coś wiedział, to nie wyda przecież kata. Ale że ktoś zdradził – to pewne, bo przyjechali do domu, do Kazimierza, poszli prosto do komórki.

*

Tatę zabrali do Oświęcimia. W marcu dowiedzieliśmy się o jego śmierci. Został stracony, prawdopodobnie powieszony. Nie pożegnałam się z nim.

*

Badania podjęte przez redakcje wskazują z dużym prawdopodobieństwem, że więzień ten to Adam Janicki, przybyły do Oświęcimia 6 grudnia 1942 r.

Z prezydium przyszło zawiadomienie o zgonie. Z obozu nie przysłali nic, nic kompletnie. Nie dostaliśmy po nim ani dokumentów, ani tym bardziej – urny z prochami.

Gdyby była urna, tutaj bym ją miała … przecież mam taki duży grób… Tu bym miała ojca.

*

Żeby ktoś wiedział, ilu nieboszczyków z Kazimierza mi się śni. Najrozmaitszych, jacy tylko byli w Kazimierzu. Znałam lepiej, gorzej – ciągle mi się śnią po nocy obcy ludzie. A swoi mi się nie śnią. Dziwne. Sen z ojcem miałam, jeden jedyny. To było 50 lat temu.

Adam Janicki ps. San

Zygmunt Janicki, kuzyn:

Adam Janicki to mój stryj. Działał w organizacji Kadra Bezpieczeństwa pod pseudonimem „San”.

Okolica Kazimierza była organizacyjnym centrum, w którym mieściła się Komenda Okręgu KB. Funkcję komendanta sprawował b. dyrektor jednego z wileńskich teatrów, Stefan Bonikowski ps. „Piotr”. Mój stryj, „San” był szefem sztabu.

Zdradzono Sana.

Partyzanci mieli punkt zborny na Miejskich Polach u R., pod samym lasem. Tam mieszkał Stefan Bonikowski; miał on przy sobie kobietę. Nie żonę, kochanicę. Przychodzili tam chłopaki z partyzantki, m.in. stryjowe syny z drugiego stryja – tego z Rogowa i Kaczor Mietek, no i bechowcy też. W tym miejscu partyzanci dostawali pierwszą informację czy można wejść bezpiecznie do miasta, jak dużo jest Niemców – w ogóle to był pierwszy punkt informacyjny, ważny, bo w każdej chwili można się było spodziewać jakiejś wsypy. I te chłopaki – ja taki wyciągam wniosek – te chłopaki, które tam przychodziły, oni zapominali o pseudonimach. Rozmawiali sobie po imieniu, nie zachowując ostrożności i nie używając pseudonimów. Prowadzili jawne rozmowy.

Zdrajcą okazała się kobieta Bonikowskiego. Była niemieckim agentem. Zniknęła potem nagle, pierunem. Przyjeżdżali po nią partyzanci, szukali, dowiadywali się, a ona przepadła rozstąp się ziemia. Bonikowski zresztą też został aresztowany. Wtedy co i „San”. Janicki nie wydał nikogo. Nie zdradził. Zginął za Białego Orła.

oprac. Bożena Gałuszewska

Bardzo dziękujemy Pani Zofii, Pani Małgosi i naszemu nieocenionemu Panu Zygmuntowi.