Wujek Ojciec Gwardian. O wujku
Sebastian Pawlik
List do redakcji:
Szanowna Pani,
Nazywam się Sebastian Pawlik, jestem bratankiem śp. Ojca Szczepana, ojca gwardiana.
Mam teraz kilka dni urlopu, więc porządkuję tu i tam, a przy okazji przeglądam fotografie i pamiątki po śp. wujku. Przychodzi tyle wspomnień i coś ściska za gardło…
Ojciec Szczepan, brat mojego taty, był cudownym i wyjątkowym człowiekiem. Był dla mnie drugim ojcem i wspaniałym przyjacielem. Spędzałem z nim wiele czasu. Często dzwonił do mnie do Bielska-Białej, żebym gdzieś z nim pojechał. Bywało, że nawet na drugi koniec Polski, lub całkiem blisko, np. do sióstr zakonnych do Stryszawy. W czasie tych podróży ciągle rozmawialiśmy i te rozmowy były dla mnie niezwykle ważne. Nadal są ważne, choć to już tylko wspomnienia. Rozmawiało się z nim jak z nikim innym. Wujek był naprawdę niesamowity! Kiedy te zakonnice się u niego spowiadały, na pokutę każda z nich dostawała od wujka „parę groszy” – jak to zawsze mówił – na czekoladę.
Teraz ja mieszkam w jego rodzinnym domu w Godziszce i nie ma dnia, żebym go nie wspominał i nie dziękował za jego wspaniałe i piękne serce.
Na temat wujka mógłbym bardzo wiele pisać i już nie raz myślałem, żeby to wszystko przelać na papier… oj, wujek by się ucieszył! Był taki czas, kiedy miał w planie wydać swoją książkę, wiem, że poczynił już nawet pewne kroki w tym kierunku, niestety przyszła choroba i początek końca dla Niego…
Mam tyle zdjęć wujka… Jest ich tak dużo, że wystarczyłoby na małą wystawę, może w Kazimierzu? Ba, są nawet kasety VHS (jakieś 70kg) z różnych uroczystości, w tym z koronacji Matki Boskiej Kazimierskiej. Wujek uwielbiał fotografować, zawsze jak przyjeżdżał w góry, uwieczniał na kliszy co tylko mógł.
Kochał zwierzęta. Kiedy pojawiał się w swoim rodzinnym domu, natychmiast zbiegała się gromadka kotów, pewnie dlatego, że zawsze dostawały od Niego różne przysmaki. O ile dobrze pamiętam, w Kazimierzu miał dwa psy, pamięta Pani „BUBUŚIA”? Ten pies chodził za wujkiem krok w krok, wszędzie, gdzie Ojciec Gwardian – tam i Bubuś.
Kiedy był w Kazimierzu, co roku jeździłem do niego na wakacje. Piękne miasteczko i bardzo mili ludzie.
Chciałbym odwiedzić jeszcze kiedyś Kazimierz Dolny, to wyjątkowe miejsce, gdzie naprawdę można odpocząć i powspominać tamte lata, może w przyszłym roku się uda?
Wspominam wiele osób z tamtego czasu… Ojciec Roger, Pan Wojtek, który towarzyszył wujkowi przez tyle lat, śp Pani Sarzyńska, która gotowała w kuchni i wołała mnie zawsze: „Bastuś, chodź, zjedz sobie coś”! Siostry zakonne, które prowadziły kiosk, nie pamiętam imion, ale były bardzo miłe. Była też cicha i zawsze uśmiechnięta siostra Jasia. Kiedy wujek był w Kazimierzu nie często nas odwiedzał, czasami tylko dwa razy do roku, ale jak już przyjechał, to wtedy naprawdę było święto! Mama gotowała wspaniały obiad, tata brał urlop, a ja z moimi trzema siostrami skakaliśmy pod sufit!!!
Oj, ile tego było… pełen bagażnik prezentów, słodkości, owoców, no i dla wszystkich rzecz jasna „parę groszy na czekoladę”. Ojciec Gwardian był naprawdę wspaniałym człowiekiem, pomagał wszystkim jak tylko mógł.
Ojciec Szczepan braci miał dwóch: Tadeusza i Józefa. Tadeusz to mój tata, a Józef niestety nie żyje, zginął w wypadku w kopalni, miał 37 lat. Była też siostra, miała pół roku jak zmarła, czasami wujek o niej wspominał.
Coś mi się właśnie przypomniało: kosiłem ostatnio trawę przed domem i odwiedził mnie sąsiad, Pan Ludwik. Wyłączyłem kosiarkę i na chwilę z nim usiadłem, żeby porozmawiać. Przyszedł powspominać wujka, mówił jakim dobrym był człowiekiem, aż w pewnym momencie rozpłakał się jak dziecko. Myślałem, że wytrzymam, ale nie dałem rady. Gdyby nas ktoś wtedy zobaczył, to by się zdziwił. Płakaliśmy obaj, dorośli mężczyźni. Wujek też lubił czasami popłakać. Jak każdy z nas był tylko człowiekiem, ale nie takim jak każdy z nas… był wyjątkowy.