Sierpień
Rok 1920

Rok 1920, sierpień…

Bronek ma 10 lat. Mieszka z bratem przy ul. Sadowej, stąd widzi, jak wzdłuż Wisły ciągną ułani. Idą do Warszawy, stawić się na wezwanie Marszałka.

Bronkowi jakiś czas temu umarła matka, potem tatuś. Został sam, chowa się pod okiem i kuratelą brata.

W Legiony, z narażeniem życia, szli ochotnicy. Wiedzieli, że jeśli nie wygrają, to… szkoda gadać; szans powodzenia wróżyć im nie było można, bo stanąć mieli oko w oko z największą konnicą Europy, może świata. Powodzenia więc nie wróżył im nikt, łącznie z Francuzami. Jeden Francuski generał mówił „ludzie, co wy zrobiliście???!”.

A przed nimi była jedna z 24 najważniejszych bitew w dziejach, tylko oni jeszcze o tym nie wiedzieli, tylko przeczuwali, że trzeba stanąć naprzeciw Siemiona Budionnego i walczyć póki sił, póki oczy patrzą, a ręce wyciągają się do wroga. Wiedzieli, że albo wrócą nieboszczykami, albo pozwijają ich rodziny, wywiozą na Sybir, a majątki potracą. I koniec.

Trzecie powstanie, coś w tym rodzaju.

Z Kazimierza poszło trzech. Poszedł Dunia, (wiem, że był, bo mi dziadek opowiadał), poszedł Piądłowski (wąwóz Piądłowskiego tylko został, tej rodziny w Kazimierzu już nie ma[*zob. przypis]…) No i trzech Skrzeczkowskich poszło. Poszedł Aleksander, który już miał wtedy szlify podoficerskie. Dziadek Wacław, no i Bronek.

To był zryw narodowy, Pierwsza Brygada… Szli od Krakowa, na Warszawę, przez Kazimierz siłą rzeczy. I tutaj pięciu się przyłączyło. Dało swoje konie, kto co miał, siadło, zostawiło żony, rodziny…

Bronek widzi, że brat bierze konia i idzie w stronę Wisły. Zostawia żonę, dobytek i idzie. Wacek mówi: „A, co będzie. Albo się przeżyje, albo i nie”. Dołączył się Piądłowski, dołączył dziadek, brat dziadka, i ten mały Bronek. On miał wtedy 10 lat; sam, rodzice umarli.

Bronek jest malutki, co to – 10 lat? Zaczyna płakać. „Nie zostanę bez ciebie!” – wrzeszczy do Wacka. „Muszę iść” – mówi ten starszy brat. Bronek leci za nim, woła, leją się łzy. „Nie chcę zostać z twoją żoną!” Zawraca Wacek, wsadza Bronka na siodło. Jadą razem.

Wylądowali pod Czarnobylem, na dalekiej Ukrainie.

Bronek – dziecko pułku. Nie tam, że znalezione gdzieś po drodze… dzieci pułku to były zazwyczaj sieroty, a Bronek poszedł z bratem na wojnę. Bo powiedział, że inaczej sobie nie wyobraża. A Wacek? Też mądry… wziął dziesięcioletniego brata na pewną śmierć…

Ale wygrali. Pogonili Budionnego, pogonili Tuchaczewskiego – dwóch największych wtedy wodzów na świecie. (A ten Tuchaczewski, Michaił Nikołajewicz, jak wybuchała wojna, siedział na urlopie. Wojna grzmi, a on wypoczywa! To puścił się w pogoń i swój pułk dopędził dopiero pod Dęblinem…) Tamci mieli konnice, a te nasze – to takie ułany, jak dziś Józek: dać mi konia, lejce – pojadę. A wygrali!

I wrócili. A to był świat drogi! Na daleką Ukrainę ich pogonili, w Rosję… Wracają. Wszyscy ich witają, nawet w powiecie. Każdy z szacunkiem. Co rok obchody, pamięć.

Bronek potem zaczyna się uczyć, w końcu, po tej wojnie.

Wcześniej się w ogóle uczyć nie chciał. On się nie uczył, on chciał iść na wojnę, o – ryby łapać, kłusować, łódką pływać, ale nauka?! Dopiero, jak wrócił z wojny. Wszystko to potem opisał w życiorysie. Że w wieku chyba 13 lat zrobił całą szkołę podstawową w przeciągu roku. Potem gimnazjum opłacał mu brat. Uczył się, bo chciał się dostać do kadetów, a to był warunek.

*

Mijają lata. Bronek staje się oficerem. Wybitnym. Ostatnie, co widzi w tym życiu, to drzewa w katyńskim lesie. Ostatnie, co słyszy, to szczęk pistoletu przystawionego do głowy. Potem nie słyszy już nic.

Chyba że to, jak go tu u nas wspominają…

ps

*przypis: Informacja Opowiadającego nieścisła – W Kazimierzu wciąż żyją potomkowie Rodziny Piądłowskich.