Seweryn Aszkenazy o Kazimierzu
Seweryn o Kazimierzu opowiada mi tak, jak to tylko On potrafi…:
Rodzice mojej matki byli z Radomia, tam żyła bardzo duża rodzina Bojmanów. Mamusia się urodziła się w 1908 roku. Na imię miała Brendla Ryfka, a po polsku – Bronisława, po francusku Berenice. Kiedy byli dziećmi, to przyjeżdżali do Kazimierza Dolnego.
Ja o Kazimierzu Dolnym zawsze słyszałem, jakie to romantyczne, jakie fajne, niedaleko Radomia, słyszałem to zawsze od matki, jako dziecko. Nawet jeszcze później od czasu do czasu bąknęła, jak to było, kiedy przyjeżdżała z rodzicami, jakie to było sztejtel, jakie ono było fajne, jaka była synagoga… W Kazimierzu mieli jakichś przyjaciół, nie pamiętam kogo.
I kiedy ja przyjechałem tu po raz pierwszy ze swoim synem Adrianem, to Adrianowi pokazywałem miasteczko jakbym je znał, a przecież nigdy tu wcześniej nie byłem!
Zadzwoniłem do brata i mu to powiedziałem, a Edward mi odpowiedział: „jest, istnieje genetyczna pamięć, nie dziwmy się! Każde dejavu to jest genetyczna pamięć”. I wtedy właśnie zadecydowałem, że coś tu kupię.
Przyjechałem tydzień później i tydzień później… Czułem się u siebie i cały czas czuję się tu u siebie, to jest bardzo dziwne. Nigdzie się tak dobrze nie czuje jak tutaj i to jest zadziwiające. To jest moje…
I nie wiem, czy to jest moje, bo to jest Polska, czy jest moje, bo jest żydowskie, czy to moje, bo jest piękne? Czy może to jest moje, bo to mój sztejtel, czy moje, bo odpowiada mojemu romantyzmowi?
Nie wiem, ale tu mi jest jak u Pana Boga za piecem.
Rozmawiałem z kimś przed chwilą właśnie o tym i powiedziałem, że nie wiem, czy nam będzie tak dobrze w Palm Springs? Tam zimą jest ciepło, piękny widok, a ja nie wiem, czy tam mi będzie tak – jak mówią Rosjanie „ujutnie”? Przyjemnie, gemutlich… A tutaj tak jest, wiesz? Tutaj jest mi dobrze. Mam tu stale takie niezrozumiałe poczucia, na przykład: dom nie jest mały, a ja ciągle mam poczucie, że jest przytulny, że tu wszystko jest bliskie, łatwo usiąść jest kominek, kuchnia niedaleko, wejście zaraz…
Dziś byłem w Kazimierzu u człowieka, który strzyże mi włosy, przeszedłem się troszkę przy okazji, i znowu zobaczyłem, że to jest takie ładne, dziwne małe miasteczko… Można tu żyć.
Czemu dziwne? Dziwne, bo różne. Bardzo różne. To powinno być stare miasteczko – to jest stare miasteczko, ma kilkaset lat – a są i nowoczesne domy, ładne drogi… Gdybyś nie widziała starych kamienic i rynku, myślałabyś, że jest ono nowe, w każdym razie nie tak stare. A wychodzisz z rynku, idziesz nad Wisłę – i już jesteś gdzie indziej, w innym czasie.
Jak Kazimierz porównujemy do innych miasteczek, na przykład na południu Francji czy Włoch, to tam wszystko jest troszkę podobne. Jak jedziesz do nowszych miasteczek, to też wszystko jest podobne. A tutaj – obracasz się – stoi spichlerz. A tam – nowoczesny dom, a tu – normalny domek, tam chatka wiejska; tu jest ulica wybrukowana, a tamta trasa – asfaltowa. Dlatego patrzysz się w różne strony i ciągle widzisz coś innego. To jest fajne.
Przyjeżdżam do Kazimierza co roku, od lat, i wiem, że tu się dużo zmienia, ale tego nie widzę. To może ja się patrzę ciągle na te rzeczy, które mnie interesują? Wiesz, może nie chcę widzieć, że tu się zmienia? Bardzo możliwe, że chcę zachować tą moją pierwszą impresję sprzed lat. Ona była taka fajna, że chcę to utrzymać. Ja nie widzę dużo zmian, nie widzę tego. Z mojego punktu widzenia Kazimierz się nie zmienia. Jeżeli coś budują, to jest to w charakterze kazimierskim, i to nie pokazuje dużej zmiany. I widok na Wisłę, też się nie zmienia, nie widzę nic nowego, i Ty się nie zmieniasz. A ja też na pewno nie!
*
Nie przyjeżdżaliśmy do Kazimierza w czasach mojego dzieciństwa, bo to było daleko. Matka była wyswatana mojemu ojcu, który był poważnym kupcem – jego dziadek już był poważnym kupcem w Tarnopolu, wiesz?
Z Radomia była rodzina matki, a rodzina ojca – z Tarnopola.
I tam, w Tarnopolu mieszkaliśmy. Pamiętaj: Warszawa, Radom, Lublin – to była Rosja, nie było łatwych komunikacji z Tarnopola, z Austrii do Rosji. Łatwo było pojechać na południe, do Zakopanego, do Rabki. A tu było trudniej.
A może matka wtedy jeszcze tak nie tęskniła? Pamiętaj, że to była młoda kobieta, wojna wybuchła, kiedy matka miała 31 lat, młoda osoba, dwoje dzieci… Łatwiej im było pojechać wypocząć do Zakopanego i do Rabki.
A moje dzieci? Czy mają sentyment? Adrian ma, do niego coś tu troszkę przemawia. I jego żona, Magda, ma. Naturalnie ona kocha to miejsce
i zdaje się, że to przekaże swoim dzieciom. A moja córka? Czy to jest jej miejsce? Ona ma dopiero 18 lat i żadne miejsce nie jest jej, nawet Los Angeles, gdzie mieszka. To już jest dziecko światowe, i Adrian też, i Stefan, ale zdaje, się, że w nich ta jakaś struna sentymentu jest, bo oni nie chcą, żebym kazimierski dom sprzedał. Przyrzekłem im, że tego nie sprzedam. Mają sentyment, że papa tutaj był…
Czy moje dzieci tu będą wracać? Ty wiesz, to będzie zależało od ich romantyzmu. Jeśli będą mieli ten romantyzm mocno zakorzeniony, to im się na pewno będzie tutaj podobało.
rozm. Bożena Gałuszewska, 28 marca 2011