Scena z życia miasteczka

Pewien Żyd bogaty, żyjący przed laty
w mieście Kazimierzu, po rannym pacierzu
rzekł do swej Ryfkełe: moje ty aniełe,
za dwie tłuste kury spod Krzyżowej Góry
dałem dwa dukaty, a Mojsze garbaty
za cebuli wianek wziął grosik i dzbanek.
Za trzy śledzie słone, z beczki wyłowione
płaciłem na rynku w sklepiku przy szynku.
Wracam, moja Ryfko, patrzę – naprzeciwko
Ickowi spod studni woda w wiadro dudni.
Przypomniałem sobie, że gdym był w chorobie
Icek w każdy ranek niósł mi wody dzbanek –
dałem mu złotego za troskliwość jego.
Na dobry początek w ten poranny piątek
wspomogłem biednego połową złotego.
W aptece Szlemiela kupiłem funt ziela
na bóle w wątrobie. Przypomniałem sobie,
że święto nadchodzi, więc wśród łez powodzi
wziąć na bórg musiałem (bo więcej nie miałem)
siedem świec u Tawii… oddam jak Bóg sprawi.
I tak, moja duszko, na żadne cacuszko
nic się nie zostało, choć serce by chciało
kupić ci buciki, pierścionki, guziki,
i suknie, i szale na niedzielne bale…
Toć Salomon stary, mędrzec naszej wiary,
prędzej oszaleje niż z próżna naleje…
Płynie Wisła płynie, szumi wiatr w fasinie,
cóż, że mąż bogaty, gdy skąpi na szaty…
Poszłam za starego dla życia lepszego,
ale tu ni włości, ni żadnej radości.
Ten sknera bogaty każe mi rwać kwiaty,
nimi cieszyć oko, bo rosną wysoko
do samego nieba, a płacić nie trzeba.
Młodość moja minie – szumi wiatr w fasinie…
Jedna radość wielka, że nie mam lusterka,
bo za drogie było, więc się nie kupiło.
Za chustą nie płaczę, sukni nie zobaczę,
a choćbym i miała, gdzież bym oglądała?
Czas mi kradnie lata, nie jestem bogata,
ni szat, ni zwierciadła, a młodość przepadła.
Płynie Wisła, płynie, szumi wiatr w fasinie,
płyną lata, znoje, a w Wiśle łzy moje.

Bożena Gałuszewska