Regina Lewenstein

To, co napisane jest poniżej, to najintymniejsze, a zarazem najprawdziwsze okruchy przeszłości. Dostaliśmy je od Alexa Lawrence’a, wnuka BP Reginy Lewenstein. Oddał nam kawałek siebie i kawałek swojej przeszłości. Dziękujemy, Aleks.

(A wiesz, że jak przepisywałam wiersz o łopacie, która się tłukła w świeżej mogile Twojego dziadka, to z mojego sufitu spadł wielki, drewniany anioł? Wisiał na tym suficie od lat. Smutny, leży na podłodze. Czemu?
Czy dziadek nie słyszał wcześniej, jak głośno płakała jego Regina?
Niechżeż Ją wreszcie utuli, a my pozostańmy
z Ich Błogosławioną Pamięcią.)

bożena

Antoni Michalak, Pani z pieskiem, 1931 r., Portret Reginy Lewenstein. Oryginał obrazu znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie

Babcia, kiedy mieszkała w Willi Regina, ona prowadziła pensjonat, tylko latem… Babcia zawsze wstawała bardzo rano, o godzinie 6-tej, siadała koło pieca (który latem nie był gorący) i pisała wiersze. Przez lata musiała napisać dużo tych wierszy, ale ich już nie ma… Jedyne, które zostały, wysłałem do Kazimierza…

2 II 1936*
Nie ma tam wolności ducha,
Gdzie wewnętrzna zawierucha!

1 VI 1936
Próżno szukasz szczęścia wszędzie,
Ono w tobie samym będzie;
Doń prowadzi równa ścieżka:
Ono w twoim sercu mieszka!

16 XII 1936
Wszyscyśmy jednym łańcuchem związani:
Wielcy i mali, wolni i skazani…
A choć tytanów szereg bardzo długi,
Mały u Boga ma większe zasługi!

14 IX 1936
Lećcie orły tak wysoko,
Jak nie sięga nasze oko!
Pędźcie orły! Dacie życie,
Myśli mej nie dogonicie!

Zostało ich tylko dziewięć, dziewięć wierszy babci Reginy Lewenstein, uratowanych dlatego, że przesłała je wnukowi Aleksandrowi, studiującemu w tamtym czasie w Londynie…

27 IX 1936
O, gdybym mógł na jeden dzień…

O, gdybym mógł na jeden dzień,
Na jedną, tylko jedną chwilę,
Jak krótkiem życie jest motyle,
Usunąć z myśli smutku cień!

O, gdybym mógł spokojnie śnić
O słońcu, które wczora grzało,
O szczęściu, które mię spotkało,
Znów schwycić szczęścia wątłą nić!

Możliwy przecież jest i cud:
Wszystkie się budzą drzewa w lesie,
Więc może radość nam przyniesie
Już i jutrzejszy ranka wschód!


7 XII 1936
Wzleć myślą w niebiosa, a sercem wzleć w zaświaty,
Gdy zda ci się, żeś jeszcze zbyt mało bogaty,
Sięgnij do brata twojego ducha skarbnicy:
Może się jeszcze jednej dowiesz tajemnicy!

1 I 1937
Ptaszek i ludzie

Wzleć ptaszyno wzwyż, o wzleć
Ptaszku mały, ptaszku wolny.
Cóż ja znaczę – nieudolny?
Gdybyż twoje skrzydła mieć!

Ty, tak drobny… Boska moc
W tobie pewność, śmiałość budzi
Nieziszczalną dla nas, ludzi.
Błądzi ciemna myśl, jak noc!

Tyś swobodny niebios król,
Ciebie nie przytłacza życie.
Nas przygniata troska, ból,
Czerw zazdrości gnębi skrycie.

Ty masz zawsze jedną pieśń:
Wiesz, jak brzmi i co oznacza,
Ciężkie brzemię nas przytłacza,
Kryje rozum szara pleśń!…

Ty wesela pełen zdrój
Masz w serduszku w każdej chwili…
Wiedziem żywot my motyli,
Ssie z nas krew komarów rój.

Tyś jest mędrcem: żyjesz tak,
Jak trza: według Boskiej woli.
My nie znamy swojej roli,
Wszystko się układa wspak!

Kiedy babcia pisała, to przy niej, jak pamiętam, siedział jej kot, który tylko pił herbatę z mlekiem, a nie samo mleko. Jak skończyła z pisaniem, to wchodziła do kuchni, ażeby pomóc ze śniadaniem i zająć się sprawami domowymi. Pamiętam, że babcia dawała pierwsze śniadanie o ósmej – dziewiątej, drugie śniadanie o jedenastej, obiad o trzeciej, kolację o ósmej. O ile się nie mylę, kosztowało to gości coś w rodzaju 4 – 5 zł dziennie.

2 II 1937
W królestwie cudnych marzeń

W królestwie cudnych marzeń
Spokojne wiodłem życie.
Do zwykłych ludzkich zdarzeń
Tęskniłem jednak skrycie.

Wierzyłem już za młodu,
Że brat mój był tytanem,
Na zamku moim z lodu
Był równym ze mną panem!

I w idealnej jaźni
Panował spokój miły…
W bogatej wyobraźni
Miał trwać on do mogiły.

Różowe okulary
Na nosie mym siedziały,
A ja naiwny, stary –
Ten świat nasz doskonały

Za raj na ziemi brałem
A za… anioły – ludzi…
I… głupi wciąż myślałem
Że… demon się nie zbudzi.

I tak – po złudzeń fali
W różowy płaszcz odziany –
Pędziłem ciągle dalej
Zgłodniały, niewyspany!

Śród zderzeń kiedyś wielkich
Ja moje szkła złamałem
I… bez upiększeń wszelkich,
Bez płaszcza też zostałem!…

Świat złudzeń się załamał,
Jak lód wiosenny w rzece.
Nie ja, lecz świat ten kłamał,
Już nie wiem, jak dalece!…

Ja wierzyć w prawość chciałem
I kochać ludzkość szczerze,
Pod nogi jej się słałem,
Jak najwierniejsze zwierzę!

I wszystkich chciałem bronić:
Wierzyłem w czystość duszy.
Swą piersią ich osłonić
I zmniejszyć ich katusze…

I chlebem się podzielić
I katem swoim w chacie
I czarny rys wybielić
Nie myśląc o swej stracie!

Świat zdawał się różowy,
A człowiek każdy bratem,
Ten każdy brat mój nowy
Cząsteczką… całym światem!

Niestety, świat omylny:
Fałsz zwykłych ludzi cechą…
Nie każdy zwierz przychylny,
Złodzieje pod mą strzechą!

Skąpany w zimnej wodzie
Przejrzałem dziś na oczy:
Znikł zamek mój na lodzie
A… wampir serce toczy!

Przyjaciół ślad zaginął,
(Najpewniej ich nie miałem)
I nim dzień jeden minął,
Marzenia pogrzebałem!

3 II 1937
Wolność i Prawo.

Nie pusta zabawą
Jest Wolność i Prawo.
To ziemia, po której się chadza!
To oddech i życie
W swobodzie, na szczycie,
Powietrze, co życie osładza!
To radość tworzenia,
To światło bez cienia,
To uśmiech czystego dziecięcia…
To cud i nadzieja,
Że minie zawieja
Nadzieja wielkiego Poczęcia!
To słońce i rosa,
Co wkracza w niebiosa,
Szacunek dla siebie samego…
To wejście na szczyty,
Gdzie człowiek jest syty
I chleba i wiedzy – wszystkiego!

IV 1938

Niewyczerpana jest krynica ducha.
Choć w życie ludzkie cierpienie się wwierci
Ducha ludzkiego ono nie uśmierci.
Nigdy nie wpłynie wichr, ni zawierucha,
Niewyczerpana jest krynica ducha!
Im więcej cierpień wnosi życia fala,
Tym większy płomień się czynu rozpala!

W niedzielę wieczorem, dziadek, babcia, rodzina i goście przychodzili do pokoju (jeżeli mogli się wszyscy zmieścić) i śpiewali polskie tradycyjne piosenki.

10 VI 1938

Jakie prawo obowiązuje?
Niech kraj cały decyduje,
Jakie prawo dominuje.
To, co prawdę pogrześć pragnie
I do kłamstw się łatwo nagnie
I pretensje sobie rości
Do ucisku… Czy wolności?…
Co współbraci do niedoli
Spycha do pariasów roli,
Co ma łączyć uścisk bratni
Bez obłudy i bez matni…
Co jest w kraju życiem – siłą,
A co zgubą, co mogiłą?…
Przesąd, co się w krew nam wsączył…
Czy wolności jasna droga
Wzwyż wiodąca – wprost do Boga,
Co kraj nam w oazę zmieni,
Nie da chwastom się rozplenić!


Ku nam przypłyną z szumem fal,
Ze śpiewem ptasząt cudne chwile
I mnie się jutro tez przymili,
Radosna myśl popłynie w dal!

I szczęścia zdrój wytryśnie znów
Z nadzieją i z wiosennym tchnieniem,
Ogrzeje słońce swym promieniem,
Przyniesie szepty słodkich słów!

Przedziera słońce się zza chmur
Pewno i dla mnie tez zaświeci…
Wszak kocha Bóg swe wszystkie dzieci,
Przybędzie z lasów, łąk i gór!

Już znikła rozpacz! Nie ma łez!
Chwila – się serce uspokoi,
Od słodkich marzeń aż się roi
Szykuje groszki, róże, bez!

Czy wiecie ludzie, co to kwiat?
To cudny uśmiech jest dziewczęcia…
Kto nie ma o tem z was pojęcia,
Dla tego rajem nie jest świat!

Dziadek ożenił się z babcią, Reginą z domu Cukier, w 1885 r. Jej rodzice to byli Szymon Cukier i Natalia, z domu Szwiezer. Dziadek się dorobił i w 1891 albo1892 roku kupił posiadłość w Kazimierzu. Nazwał ją Willa Regina.

24 VII 38
Więc świeć słoneczko…

Słońce, po co próżno grzać, próżno świecić?
Mylisz się nieraz – mylisz milion razy,
Myślisz, że świecisz ludziom, a… to głazy.
Ognia miłości tobie nie rozniecić!

Lecz spojrzyj, słońce, tuż wyrasta kwiatek,
Szuka on ciepła, szuka twych promienia,
Tuli się do cię, tuli i rumieni,
Bez ciebie byłby jak biały opłatek!

Więc – świeć, słoneczko, i powiedz ty światu,
Że nie ma życia bez słońca – miłości,
Bez tych czynników nie ma potomności,
Niech więc nikt z wami nie bierze rozbratu!

Babcia szalenie lubiła obrazy. W latach 20-tych, jak Prof. Pruszkowski przyjechał do Kazimierza ze studentami, to babcia zwykle zapraszała kilku studentów na herbatę, zdarzyło się, że któryś z nich dał babci swój obraz, jako prezent. Jednym z tych studentów był Feliks Topolski. Spotkałem go w Londynie, kilka lat przed jego śmiercią. On dobrze pamiętał babcię, wiedział o portrecie Michalaka i zapytał się mnie, czy ja chciałbym mieć rysunek dziadka. Chciałem, więc narysował portret z fotografii, ale nie podpisał, dał tylko inicjały. A portret namalowany przez Michalaka nazywa się „Pani z pieskiem”. Pani – to moja babcia Regina, a piesek, to czarna suczka czułała o imieniu Żabka.

1 IX 1938
Irenie Harand (?)

Nie tylko maczałaś pióro w atramencie,
Lecz dałaś nam serce gorące w prezencie.
Cos tylko mogła dla ludziś czyniła,
Dopókiś ojczyzny swojej nie straciła!

Cześć Tobie kobieto – cześć Tobie człowieku:
Ty jesteś ozdobą dwudziestego wieku!
Patrzę w Twoje serce – patrzę w cudne oczy,
Płomień w nich gorzeje przecudny – proroczy!
Niechaj się nam palą najczystszym płomieniem –
I drzemiącego świata będą sumieniem!

Jak umarł dziadek, 19-go stycznia 1939 roku, to kiedy był pogrzeb – w całym mieście Kazimierzu zamknęli sklepy… Na znak szacunku i poważania dla dziadka…

20 I 1939

Zgasło szczęście mego życia, jak słońce podczas nocy.
Lecz do mnie ono nie wróci: uległam przemocy
Siły Wyższej!… Nierówna walka: jestem pokonana!…
Rozpacz żre serce… Po co żyć? Po co budzę się z rana?
Myśl się błąka… Ciągle powraca ta sama i dręczy:
Po co, po co trzymać się życia jak nici pajęczej!
Po co żyć? Nie mam już jutra… a dziś – śmierć szczęście zabrała.
I tylko rozpacz, i tylko – żałoba na zawsze została!

Śmierć weszła w nasz dom i nasze serca w strzępy rozdarła,
Weszła bezlitosna i czarna się przepaść otwarła
I zabrała nam to, co było na ziemi najdroższego!
Za co nas życie tak karze… wyrządza tyle złego!…

Koszmarne wczora pozostawia upiorne wrażenie,
Stuk łopat… wyryty dół… zmrok… pochodnie …cienie i cienie!
Słychac tupot nóg i czarne się tłoczy mrowisko…
A ja i moje dzieci – od grobu tak blisko – tak blisko1…
Zda się jeden krok i razem się w grób ten położę,
Trzymają mie mocno pod ręce. Ty widzisz to wszystko, o Boże!
O, okrutne Przeznaczenie! Żegnamy Cię na wieki!
Już Twoje dla nas na zawsze zamknięte powieki!
Pozostawiamy Cię samego, oblewając mogiłę łzami…
Żegna Cię nasz przyjaciel dobrymi, ciepłymi słowami!

22 I 1939
Świat sczerniał cały. Domy i drzewa okryte żałobą.
I wszystko takie jest obce… i nikt nie będzie już Tobą.
Tęsknie ciągle do Ciebie… Myślę, że zaraz powrócisz,
Boś przecież mię nie zapomniał, cierpienia moje więc skrócisz!
Próżno Cię szukam i wołam – próżno za Tobą oglądam…


Wiatr tylko wyje żałośnie i pyta, czego ja żądam!
Do kogo się pójdę pożalić? Cóż ja odpowiem, bezradna?
Ze wszystkich kątów spogląda na mnie prawda wszechwładna!

Struny na zawsze zerwane, a beznadzieja została.
Kirem się serce powlokło!… Na wieki już się rozstałam!…
I zaczną się dni bezbarwne, zaczną się noce bezsenne,
W rozpacz bezbrzeżna zasobne i w ból piekielny brzemienne!
Dręczy tęsknota… Co począć – pytam i Boga i ludzi.
Możnaż o Tobie zapomnieć? Czy jutro rozpacz ostudzi?
Czy zerwać mam ja ze światem i w własnym bólu się pławić –
I ukochane me dzieci mam samym sobie zostawić!

Zostawiam Ciebie samego – zostawiam w chłodnej Cię ziemi
I żyję dalej – oddycham i idę precz ze swoimi!
I dzień nastaje po nocy, i nic się, nic nie zmieniło,
Tylko się otchłań rozwarła, tylko me szczęście ubyło!
Co znaczą blade te słowa!… serce zostało przy Tobie,
A ja?… Nędzne me ciało wlecze się dalej – w żałobie
Do domu, co pustką zieje – co pyta, gdziem Ciebie podziała;
Jakże ja mogę żyć jeszcze, gdy ta okropność się stała!

Niemcy zabrali babcię do getta w Warszawie. Ona tam umarła…
Pierwszy wnuk babci, Romek, miał narzeczoną, Zosię, ładną blondynkę. Kiedy tylko mogła, wchodziła do getta z jedzeniem dla babci. Romka, który był w wojsku, zabili Rosjanie na początku wojny. Spotkałem się z Zosią, wdową po profesorze akademii, w 1985 roku, kiedy byłem w Warszawie. Stąd wiem o babci w getcie…