O porządkach i sodówkach
Urodziłem się w 1930 roku.
Dobrze pamiętam jak wyglądał wtedy Kazimierz, jak żyli ludzie. Mnie szczególnie utrwalił się porządek, jaki wówczas panował.
Szczególnie pamiętam ulicę Lubelską: jezdnia była wybrukowana grubymi kamieniami, po jednej stronie był – jak się na to mówiło – rynsztok, tzn. zagłębienie, gdzie spływały wody burzowe i opady. Idąc w stronę szkoły był on po lewej stronie.
Komisja specjalna, łącznie z policjantem, chodziła i sprawdzała czystość w rynsztoku. Dlaczego? A dlatego, że bardzo często był on traktowany jako kanał ściekowy, wylewano tam fekalia: z nocniczka – fru – w nocy do rynsztoka. A rynsztok musiał być oczyszczony, wybielony, jakaś higiena była zachowana. Ten rynsztok to charakterystyczna rzecz dla ówczesnego Kazimierza. Nie było kanalizacji, wodociągów i to wszystko miało wpływ na higienę miasta, o którą jednak władze starały się dbać.
Poza tym druga rzecz charakterystyczna: w niedzielę sklepy były pozamykane, natomiast sodówki mogły być otwarte, z tym, że jak była pora sumy w kościele, musiały i one być zamknięte. Zresztą przeważnie sodówki były w rękach żydowskich. Nie przeważnie, tylko z całą pewnością w ich rękach. I tu też: na polecenie władz chodził policjant i sprawdzał, czy ta sodówka zamknięta.
Sodówki to były budki „przylepione” przy budynkach. Na Lubelskiej była taka budka, tu przy zejściu na Mały Rynek. Tylko wyglądało to inaczej niż dzisiaj: budynki były mniejsze, mniej zadbane, bardziej obskurne, inna trochę była wtedy architektura.
Dalej na Lubelskiej, po drugiej stronie, też była budka – sodówka. I na rynku, tu gdzie się idzie na plac zabaw, też. Co charakterystyczne – były w nich bardzo dobre napoje. Były też słodycze. Napoje były gazowane przeważnie, w takich dużych, miedzianych balonach, pod ciśnieniem. I był też kwas – napój – coś pysznego! a w okresach upału… Szklaneczkę podstawiał i siu! Napsiukał tego i z przyjemnością się piło.
Piwo natomiast to był rarytas, nie dla wszystkich. Nie było tak modne jak teraz. W sodówkach go nie było. Tam sprzedawali tylko oranżady, kwas chlebowy.
Sodówek było więcej.
A na rogu Nadwiślańskiej i Podzamcza, jak jest skwerek, była budka wyłącznie ze słodyczami. Też żydowska. Pamiętam, taki przystojny, wysoki czarny Żyd z brodą usługiwał. Jak pierwsi Niemcy wjechali samochodem do Kazimierza w 39 roku, to pierwsza rzecz jaką zrobili, to wpadli do tej budki i… czekolady, słodycze pozwolili sobie wziąć, zarekwirować.
I niedługo potem, okupacja, wojna… Potem już nie było ani słodyczy, ani czekolad, ani żydowskich sodówek…