Mój dziadek Karol Kuzioła
Bogdan Kuzioła
Mój dziadek, Karol Kuzioła, był gorącym patriotą. Za jego życia byłem zbyt mały, żeby zrozumieć wszystko co mi przekazywał, ba, nawet za mały, żeby to spamiętać, ale ogólny obraz dziadka pozostał… Mało wspominał o rodzinie, o swoim dzieciństwie, tylko zawsze legiony, wolność, Polska… Dziadek nie bardzo co w domu robił, w głowie mu były tylko idee i wartości narodowe. Nie znaczy to, że był leniwy, przeciwnie: był pracowity, ale głowę nosił w legionowych chmurach: nic innego, tylko Piłsudski, Polska, niepodległość – nic więcej.
Kiedy psioczył, to nagminnie: „komunisty i pepeerowcy”, źle był do nich nastawiony. Dużo opowiadał o Katyniu, słuchałem tego od najmłodszych lat.
Dziadek miał krówkę i dwie świnki. W ten sposób sobie z babką dorabiali… Babka sprzedawała mleko, a jego codziennym zajęciem był obrządek i chodzenie z tą krówką na trawę. Co rano musieli wynosić gnój, dźwigali go na tragach i zrzucali w jednym miejscu, a potem, jak się nazbierało, to koniem wywozili na pole. To było dziadka zajęcie. Był pracowity, jakie to było pracowite ten człowiek… Tereny w Czerniawach są dziś bardzo zachaszczone, ale kiedyś, gdzie tylko było kawałek płaskiego, to używało się go jako pastwiska. Dziadek codziennie chodził paść krowę. Spotykał się tam z sąsiadem, swoim serdecznym kolegą i na tym pastwisku uderzali w politykę, nieraz im się krowy zapodziały, bo oni politykowali. Jak wracał do domu, to od razu widzieliśmy czy dyskusja była udana, czy poszła po jego myśli czy nie, bo jak był podminowany – znaczy się był spór. Ci dwaj się bardzo lubili, ale czasem różnili się w poglądach. Jak oni politykowali, Matko Jedyna! Ile razy nawet nie zauważyli, że po krowach ani śladu, polazły w szkodę, a oni tak we dwóch: polityka i polityka.
Dziadek Karol miał orientację, bo jak tylko się nadarzało, to dopadał radia, szukał Wolnej Europy i wsłuchiwał się w wiadomości o sytuacji w Polsce i na świecie, nie przepuścił żadnej okazji. Jeździł regularnie na zjazdy Peowiaków, kolekcjonował nie tylko zaproszenia i sprawozdania z tych spotkań, ale nawet bilety kolejowe. To był sens jego życia.
Znał się też dobrze z innym sąsiadem, Pepłowskim Zygmuntem i z nim też łączyły go wspólne zainteresowania. Pepłowski był tak samo patriotą zapatrzonym w Legiony. Zdaje się, że był wachmistrzem, a w wojsku, a to już przecież wyższe stanowisko. Zygmunt Pepłowski był bardzo oddany sprawie Polski. Spod jego ręki wyszedł pomnik stojący pod klasztorem. Wystarał się o kamień i sam własnoręcznie wystukał powoli napisy. Był ślusarzem, miał o tym jakieś pojęcie więc pomnik wykonał, a że teren pod klasztorem należał do zakonników, to udało się go tam ustawić, choć bez aplauzu władz. Miało to miejsce na początku lat 70-tych, pomnik stoi do dziś i przy nim odbywają się patriotyczne uroczystości. Dobrze przypomnieć, skąd się tam wziął. Szkoda, że dziadek już tego nie doczekał.
Zmarł, gdy przyszły do niego dwie kosy, jak to się mówi: miał 77 lat.
oprac. Bożena Gałuszewska