Menachem Kipnis
Zusman Segałowicz pisze: „Największym (z wariatów) był ludowy pieśniarz Menachem Kipnis. Miał cudowny dar opowiadania. Przez wiele lat opowiadał nam prześmieszne historyjki o kantorach i śpiewakach. Był niewyczerpanym źródłem ludowych pieśni żydowskich. Takich pieśni, o których układacze repertuaru koncertów nie mieli pojęcia […]. W naszym gronie Kipnis uchodził za nadzwyczaj miłego żartownisia, ale nie kpiarza. Do jego stolika garnęły się tłumy. Ludzie wiedzieli, że przy nim nie grozi im smutek.”
„Był barwnym człowieku parającym się literaturą, muzyką i folklorem żydowskim. Dziś Kipnis jawi się jako jeden z najważniejszych w dwudziestoleciu międzywojennym ludzi-instytucji, dla którego utrwalanie tradycji Żydów zamieszkałych w Polsce było nie tyle obowiązkiem, ile pasją. Przełomem w opisie jego dorobku okazało się wydarzenie wskazujące na jeszcze jedną płaszczyznę działalności Kipnisa. Pomiędzy 20 stycznia a 20 czerwca 2014 roku w Żydowskim Instytucie Historycznym im. Emanuela Ringelbluma w Warszawie wielkim zainteresowaniem cieszyła się wystawa Miasto i oczy prezentująca fotografie autorstwa Kipnisa, którą ŻIH wspólnie zorganizował z nowojorskim YIVO. Zaprezentowano ponad dziewięćdziesiąt zdjęć prezentujących sceny z życia żydowskich mieszkańców dawnej Rzeczpospolitej. Okazało się, że prócz literatury i muzyki Kipnis rozmiłował się, jak na owe czasy, w dość nowoczesnej formie przekazu, jakim stała fotografia. Co ważniejsze, traktował ją nie tylko jako narzędzie pracy, lecz możliwość narracji o współczesnym świecie. (…)
Menachem Kipnis urodził się w 1878 roku w Uszomirze na Wołyniu. (…) Rodzinę Kipnisów znano w okolicy, gdyż ojciec Menachema – Szaja Kipnis, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych przez słuchaczy kantorów (chazanów), którzy zasłynęli z wspaniałego śpiewu liturgicznego. Zarówno rodziny ojca, jak i matki, Lei Rejsli, były uzdolnione muzycznie. (…) Po śmierci rodziców najstarszy z braci zaopiekował się kilkuletnim Menachemem, a ponieważ podobnie jak ojciec został kantorem, docenił niezwykły głos brata i wprowadził go do swojego chóru synagogalnego. Isachar Fater, tworząc biogram Kipnisa, podkreślił, że śpiewał pięknym altem, który wraz z dojrzewaniem zanikł.
Jeszcze jedno wydarzenie odcisnęło swe piętno na życiu Kipnisa – wieczna ospa pozostawiająca na trwałe blizny na jego twarzy, co najprawdopodobniej uniemożliwiło mu solową karierę śpiewaka. Fater wspomniał, że z tego powodu Kipnis przez dłuższy czas musiał zajmować się handlem; jeżdżąc od wsi do wsi, skupował żywność, by potem sprzedawać ją w okolicznych miasteczkach.
Ambicje miał duże, choć wykształcenie niestety kiepskie, nie potrafił nawet biegle czytać nut. Nie mając pieniędzy na naukę (…) pobierał lekcje muzyki u znanego oraz poważanego kantora z Częstochowy – Bera Birnbauma, z tym że były to lekcje korespondencyjne… Przełomowym okazał się rok 1901, kiedy to Kipnis postanowił przeprowadzić się do Warszawy, która jawiła mu się jako centrum życia żydowskiego i faktycznie taką wtenczas rolę pełniła. Jako młody, ambitny i utalentowany dwudziestotrzylatek chciał podbić świat. Teatr Wielki ogłosił konkurs – nabór na śpiewaków. Kipnis przystąpił do niego z całą świadomością, wiedząc, że jeśli zdobędzie angaż, to stanie się pierwszym (jak potem czas pokazał – jedynym) śpiewakiem-Żydem. Jego tenor liryczny ponoć zachwycił znawców i Kipnis przez szesnaście lat pracował na deskach Teatru Wielkiego.
Kipnis często podróżował, by zebrać jak najwięcej ludowych pieśni żydowskich. Plon tych zabiegów zamknął w dwóch zbiorach wydanych w 1918 [60 żydowskich pieśni ludowych] i 1925 roku [60 żydowskich pieśni ludowych]. Kipnis stworzył jedną z największych kolekcji etnograficznych w Polsce. Zebrane pieśni publikował również na łamach „Hajntu”, gdzie zabłysnął jako świetny felietonista. By rozbudować swoje zbiory, zwracał się bezpośrednio do swoich czytelników z prośbą, aby ci nadsyłali zachowane w ich rodzinach, czy zasłyszane u bliskich zapisy ludowych melodii związanych z obrzędowością czy tradycjami żydowskimi.
W owym czasie stał się też rozpoznawalny dzięki literaturze oraz pracy publicystycznej, na potrzeby której świadomie wykorzystywał swe zamiłowania etnograficzne. Jego powiastki, obrazki satyryczne czy facecje często drukowano (…)
Kipnis był jednym z najbardziej popularnych felietonistów w Polsce. Jego felietony w rubryce „Spotkania z panem mecenasem”, w których krytykował ostro antysemityzm w Polsce, praktyki rządu sanacyjnego itp., cieszyły się nie zwykłą poczytnością. Niejednokrotnie ostrzegano wydawców „Hajntu”, że jeśli Kipnis nie przestanie atakować rządu polskiego, zastosowane zostaną ostre sankcje wobec gazety. […]
W Warszawie Kipnis nie tylko pisał, lecz także fotografował.
Kipnisowie podzielili los warszawskich Żydów w 1939 roku – zamknięci zostali w getcie. Pisarz poświęcił się działalności charytatywnej, szczególnie na rzecz ubogich artystów. Dawał liczne koncerty, ale przede wszystkim strzegł ogromnej kolekcji etnograficznej, którą przechowywał w mieszkaniu. Dom ten stanowi dziś niezwykły zabytek-świadectwo zgładzonego świata artystów żydowskich, gdyż jednym z sąsiadów Kipnisów był poeta Władysław Szlengel.
Kipnis zmarł w 1942 roku z powodu choroby. Zgodnie z obrządkiem pochowany został na cmentarzu żydowskim. Jego żona odmówiła Emmanuelowi Ringelblumowi, gdy ten zwrócił się do niej z prośbą o przekazani spuścizny pisarza i kolekcji. Wierzyła, że sama ocali zbiory męża. Niedługo potem zamordowano ją w Treblince, a dobytek uległ rozgrabieniu lub zniszczeniu. Wśród licznych artefaktów znajdowały się aparaty fotograficzne, błony fotograficzne, liczne zdjęcia, z których ocalały nieliczne, przesyłane na zamówienie do nowojorskiego „Forwerts” – „The Jewish Daily Forward”.
Fotograf Menachem Kipnis
Nie wiadomo, kto nauczył Kipnisa fotografować. Aby posłużyć się aparatem fotograficznym nawet amator, jakim przecież był pisarz, wymagano znajomości podstawowej wiedzy technicznej. (…) Dziś wykonuje się kilkadziesiąt lub kilkaset zdjęć w ciągu jednego dnia. Dawniej, gdy materiały fotograficzne były drogie, a sama obróbka fotografii wymagała odpowiedniej wiedzy i drogiego atelier, wykonywanie zdjęć było nie lada wyzwaniem. Kipnis wykonywał zdjęcia na zamówienie jidyszowej gazety wydawanej w Ameryce. Zatem to zleceniodawca pokrywał koszty sprzętu, materia łów fotograficznych, obróbki, jak i samej pracy pisarza. Jakub Bendkowski, opisując zdjęcia wykonane przez Kipnisa, zestawił je z pracami Altera Kacyznę, zdolnego pisarza i fotografika, pisząc, że pierwszy z nich jest amatorem, drugi – rzemieślnikiem: Dotyczy to zwłaszcza przedstawianych osób. Kacyzne w swoich działaniach wydaje się bardziej neutralny, nie mąci spokoju postaci, nie przeszkadza w pracy, nie daje powodów do irytacji czy grymasów. Zamyka chwilę w kadrze z dyskrecją i bez wymuszania czegokolwiek. Portretowany nie może narzekać na utratę spokoju ani prywatności. […] Kipnis natomiast angażuje w swoją pracę kupców, handlarzy, przekupki i kuracjuszy. W przestrzeni pomiędzy nimi a Kipnisem można jeszcze wyłapać pojedyncze słowa, które padły dziesiątki lat temu. Kipnis wchodził w świat, który fotografował. Chciał stworzyć dokument swoich czasów, pokazać żydowskich bohaterów jako cząstkę rzeczywistości, w której sam tkwił. Z tej racji nawiązywał kontakt z nimi, a fotografia stała się utrwalaczem tego spotkania.
Gdy czytamy artykuły poświęcone zdjęciom wykonanym Kipnisa, uderza fakt, że dziś są one głównie prezentowane jako świadectwa zgładzonego świata – co jest prawdą. Aczkolwiek należałoby spojrzeć na nie z perspektywy ich celu. Nie są to wyłącznie zapisy martyrologiczne. Przyczyną ich powstania była przecież chęć opowiedzenia Amerykanom o życiu, jakże tętniącym gwarem, smakami, muzyką, Żydów zamieszkałych w Polsce. Miały być świadectwami bytu, odmiennego od amerykańskiego stylu, lecz miały też przypominać o tradycji, być może tej, którą na próżno było szukać w szybkim, dostatnim życiu zamorskim. Kipnis jako amator – czyli nie tylko laik, lecz i miłośnik tej sztuki – musiał żywo interesować się sposobami fotograficznej narracji o świecie.
Fotoamator Kipnis w listach do redakcji „Forwerts” pisał, że wysyła tylko te zdjęcia, które uważa za najlepsze dla amerykańskiego odbiorcy lub które wpisują się w dany temat poruszany na łamach gazety. Wynika z tego, że jego kolekcja była zapewne ogromna. (…) Kipnis pragnął pokazać to, co bliskie, namacalne i prawdziwe. Dla siebie samego pewnie dokumentował wydarzenia, osoby, przedmioty związane z muzyką czy folklorem żydowskim. Nikt nie opisał jego kolekcji, która podzieliła los całej jego spuścizny (…) Kipnis miał w sobie podziw dla otaczającego go świata i potrafił go przelać na dzieła, które tworzył.
(…) w centrum wszystkiego stawiał człowieka. Potrafił zatrzymać się znienacka i uchwycić przelotną obecność nieznanych mu osób lub ich pełną namiętności rozmowę. Fascynowali go starcy i dzieci, kobiety oraz mężczyźni, czasem widać, że prosił fotografowanych o odpowiednie zachowanie powagi, lecz nawet wtedy pozwalał im na uśmiechy, przymrużenie oczu, czy gest łamiący zaprojektowaną scenę. Zachwyt nad możliwością utrwalenia czegoś niezwykłego, co widział w drugim człowieku, nie pozwalał mu na stłamszenie emocji towarzyszących przy fotografowaniu. I to właśnie spowodowało, że wykonane przez niego zdjęcia są dla nas nie tylko dokumentem, bolesnym świadectwem zgładzonego świata, lecz właśnie dowodem życia (…)
Monika Szabłowska-Zaremba, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, Szkic o artyście-fotografiku Menachemie Kipnisie (uwb.edu.pl)