Marek Miller o Kazimierzu

Bożena Gałuszewska: Od dobrych dwóch lat próbujemy z Markiem Millerem z Laboratorium Reportażu przy UW rozgryźć orzech twardy, ale pyszny, to znaczy spodziewamy się, że smak tego, czego szukamy będzie delicją. Próbujemy zrozumieć czym był czar międzywojnia w Kazimierzu – czar owiany legendą, mitem, nostalgią i wspomnieniem o niezwykłej atmosferze. Czytamy słuchamy, nagrywamy, oglądamy i rozmawiamy. Oto fragment jednej z naszych rozmów, odbytej podczas ostatniego pobytu Marka w Kazimierzu. Dodam, że czas ów spędzał on pracowicie, jest bowiem w trakcie pisania książki o swoim przyjacielu, Ryszardzie Kapuścińskim.

M: Wiesz, co jest naszym zadaniem? Odkryć to, co stoi za Kazimierzem w międzywojniu. Co się kryje za tym słowem i pojęciem. Zarówno miejsca jak i sama przyroda i to, co ludzie po sobie zostawili – to wszystko gada. Jeśli jesteś wrażliwa i masz wiedzę, to wszystko, pamiętaj – wszystko do ciebie gada, tylko w sposób określony.

W tym, co robimy nie chodzi o naszą wyobraźnię, tylko o naszą wrażliwość, o to, czy my z Kazimierza będziemy w stanie odczytać to, co on do dzisiaj gada. Każdy dom, każdy list napisany w międzywojniu…cały tamten świat. Bo świat też gada, tylko trzeba mieć ciekawość świata. Hanka Krall mówiła, że trzeba mieć słuch na świat. A znów teoria Kapuścińskiego, wzięta zresztą z zachodu, była teorią fragmentu. Jak oddać świat? Jak oddać ten słuch na świat? Co świat współczesny gada – a pamiętaj, że to jest świat tak strasznie skomplikowany i bardzo szeroki, że potwornie trudny. I że wszystkiego jest na świecie za dużo: ludzi jest za dużo, książek, teorii, profesorów, uniwersytetów – i w związku z tym pojawia się ten ogromny problem, że nic nie ma znaczenia. I nie można już zrobić nic, co ma znaczenie. Rozumiesz? Sztuka jest tak łatwa, że aż niemożliwa. W związku z tym, że nie można opowiedzieć całego świata, to można pokazać go tylko po kawałku, po kawałku go opowiedzieć. Można tylko składać zebrane strzępki, notatki, kawałki, drobiazgi, takie mgnienia jak flesze, rozumiesz? Nie zobaczysz obrazu całości, tylko widzisz całość po kawałku i tak tylko możesz świat opisać. Dlatego współczesna literatura nie mogąc ogarnąć świata nie zajmuje się całością, nie zajmuje się szerokim horyzontem, nie zajmuje się panoramą, tylko tonie w kawałkach, w psychologizmach, w czymś kameralnym. Nie ma już tak jak kiedyś, że Tołstoj pisał Wojnę i pokój i ogarniał całą Europę XIX wieku. Nikt sobie już dzisiaj nawet takich pytań nie stawia. Więc Kapuściński wyznawał teorię fragmentu, poetykę fragmentu – stąd lapidarium – wszystko po kawałku. Okruchy, jakieś złożone strzępki. Mówił o kawałku świata, o jego fragmentaryczności, która oddaje naturę tego tak strasznie skomplikowanego świata z jego problemami. To, co my robimy, to jest taki właśnie kolaż fragmentów. Kawałek prawdziwego zdjęcia, obrazu, wywiadu – zasada faktomontażu. Tu kluczową role odgrywa talent: tę naturę udaje się oddać dzięki talentowi komponującego, którego talent ma się sprowadzać do właściwego złożenia obrazu z fragmentów, bo można i tak i tak, różnie. Tak zrobi idiota, a tak – to będzie już dobry obraz stworzony poprzez układ elementów i ich między sobą relację.

Paradoks Kapuścinskiego polegał na tym, że wyznawał on teorię fragmentu, obserwował. Zobaczył nagle, że Nałkowska pisała na kartkach i te kartki kleiła. Wiesz co ona robiła? Pisała na małych kartkach i je układała, a potem sklejała. Że Białoszewski robił szumy, zlepki, ciągi – rozmowy, to co działo się dookoła. Widać wtedy, że rozmowa jest logiczna albo nie; jakbyśmy ją zapisali, to pozornie niby jest logiczna, pozornie niby jest wątek. Ale jakbyś się przyjrzała, to byś zobaczyła, że się rwie – tu o Tadku, tu o Ryśku, tu o tym, tu o tym. Rozumiesz? Tu nie ma początku, ani końca, ani dominanty. To się bierze z życia ludzkiego. Ja z Ryśkiem wiodłem nie kończące się dyskusje na temat tego, czy natura świata jest fabularna. Ja twierdziłem i do dzisiaj twierdzę, że tak, a on uważał, że niekoniecznie. Ja uważałem, że fabuła ma o wiele większą ekspresję, że ludzie lubią czytać fabułę, bardziej ona do nich dociera, jest bardziej przyswajalna. On uważał, że o ile jeszcze Cesarz jest fabularny, to już fabuła mu się nie udała, była niemożliwa przy Rosji. Im bardziej mówił o tych fragmentach, to tym bardziej cenił i robił coś odwrotnego – robił wielkie freski. To, co go naprawdę interesowało, to wielkie panoramy. Wielkie mechanizmy społeczne. Rewolucje. Człowiek dla niego nie miał znaczenia. Kim był dla niego szach czy cesarz? Byli postaciami, za pomocą których mógł oddać istotę zdarzeń, ale to zdarzenia były ważne, nie postacie. A nawet nie same zdarzenia, tylko jego stosunek do tych zdarzeń był najważniejszy.

Teoria fragmentu jest jedną z dziedzin, która go zajmowała i do której doszedł myślowo, a ja teraz próbuję to zebrać w książkę. Wiesz do czego doszedłem na końcu? To jest ciekawe, bo teraz w pełni myślowo sobie zdaję z tego sprawę: doszedł do tego, co było początkiem mojej drogi, ja to teraz widzę, ale on mi wtedy to zapisał. Napisał mi taką dedykację: twórcy nowego gatunku w reportażu, Markowi.

On miał świadomość pewnych rzeczy i nie napisał tego tylko po to, żeby mi było przyjemnie. On mówił, że natura świata nie może być już objęta rozumem jednego człowieka, że zjawiska mają charakter o wiele szerszy od tego, który może zobaczyć i zaobserwować własnymi oczyma jeden człowiek. On mówił, że przyszłość świata leży w tym wielokrotnym spojrzeniu. A my właśnie to w Kazimierzu próbujemy zrobić. Oddać tamten czas wielokrotnym spojrzeniem. Polifoniczną powieścią reportażową, która jest napisana głosami ludzi. Ja się tym zacząłem zajmować lata temu, wydałem 7 książek napisanych tą metodą. Ale to Kapuściński mówił, że nie można oddać czegoś, co jest ważne oczyma jednego obserwatora, nawet jeśli jest on bardzo inteligentny. Rzeczy skomplikowanych nie jest w stanie oddać pojedynczy człowiek. Skazany jest na cytowanie głosów innych. Dobry reportaż jest coraz bardziej dziełem zbiorowym, a wzajemne przenikanie tego co ty dajesz, a co bierzesz, jest nie do rozpoznania. Nie chodzi o rżnięcie z innych osób tylko o to, że jeżeli czymś się zajmujesz, to twoje myślenie wchodzi w tak skomplikowane struktury myślenia innych ludzi, z którymi pracujesz, że nie da się tego odróżnić. Co jest oryginalne, a co świadomie lub nieświadomie zapożyczasz czytając, chłonąc. Pisanie o świecie, oddawanie świata będzie coraz bardziej zbiorowe. Tylko zbiorowym doświadczeniem, zbiorowym rozumem można oddać istotę rzeczy. Co my mamy zrobić z Kazimierza? Oddać jego istotę z okresu międzywojennego, ale – ale: co to jest ta istota?

B: Właśnie, jaka jest twoja intuicja co będzie tą istotą?

M: Ja to nazywam syndromem. To jest nagromadzenie tylu spostrzeżeń, doświadczeń, obserwacji, że aż to osiąga nową jakość, której do tej pory nie miało. Nie będziemy pisać co było co roku na rynku, bo nie robimy kroniki. Wyłaniamy istotę: czym był rynek, istotę rynkowości. Oddamy to sceną, która będzie nie tylko konkretem. Bo pamiętaj, co to jest reportaż: reportaż to jest drobiazg, konkret, szczegół. Im bliżej szczegółu, tym bliżej prawdy. Jeżeli będzie duże nagromadzenie szczegółu zrobionego w sposób inteligentny, z talentem, to ten szczegół się powinien zmetaforyzować i stanowić ową istotę. Tak się to powinno nagromadzić, tak nasycić, że aż zyska znamiona syndromu. Że stanie się jak stos atomowy – aż zabuczy w środku. Rozumiesz? Jak idziesz na Częstochowę to tam jest tyle poodkładane ludzkich nieszczęść, marzeń, próśb, że tam się to czuje. Tam drży ziemia i ja to czuję.

B: A tu?

M: To ciekawe. Po co się tym zajmujemy? Bo musisz wiedzieć, my nie robimy naszej roboty jedynie odchylając się do tyłu, przyglądając się historii. Czujemy, że to nie tylko historia, ale i fenomen miejsca. A takie miejsca są dane po coś. I tu zaczyna się to, że ja buduję powoli filozofię naszej panoramy. Początek tej filozofii jest taki, że Kazimierz jest jednym z czakramów kultury. Polega to na tym, że miejsca – czakramy stanowią zworniki tak jak zworniki w gotyku. Zworniki kultury, gdzie powinny padać ciągle pytania o istotę kultury, o istotę tego, w jakim miejscu jest sztuka plastyczna itd. Te zworniki są pytaniami o to, w jakim miejscu się znajdujemy. Stawia się je po to, żeby odpowiedzieć, że jesteśmy tu i tu, i co to miejsce oznacza i co powinniśmy z tą wiedzą zrobić. To są zworniki wspólnoty. My mamy zrobić książkę, która przypomina Kazimierz i jego główną funkcję bycia zwornikiem kultury. Stąd emanują pytania, na które kolejne pokolenie powinno udzielić odpowiedzi.

B: I postawić nowe…

M: Ostatni rozdział być może powinien być współczesny i zapytać, czy ktoś na jakies pytanie odpowiedział, czy nie, czy to miejsce spelnia funkcje, do których jest powołane.

B: Ale kto tę funkcję powołał?

M: No po pierwsze to jest fenomen miejsca, czyli architektury i przyrody oraz osobowości ludzkiej. Fenomen to złożenie tych dwóch rzeczy. Mam na myśli osobowości połączone i nie istniejące oddzielnie. Istotą Pruszkowskiego nie było to, że był genialnym artystą, bo nie był, ale był genialnym zwornikiem kultury. Łączył i jednoczył. A wspólnota jest ważna. Ty nie jesteś ważna i ja nie jestem ważny. To co między nami przepływa jest ważne. Coś, co nie jest ani tobą ani mną, tylko to, co między nami. To powinna być książka o wadze wspólnoty.

Nasza praca jest próbą zbudowania pewnej utopii. Kazimierz jako utopia. A jak ktoś spyta po co nam ta utopia…? Może spytać, a tymczasem utopia jest to rzecz strasznie ważna, bo ona uosabia ludzkie marzenia, ludzie tęsknoty, ludzkie potrzeby. Nawet jeżeli nie ma tego, co nazywamy utopią, to jeśli ją wybudujemy, to uzmysłowimy sobie wartość tego, czego nie mamy. Najgorzej jak ludzie chodzą i maja biegunkę umysłową (co obserwujemy dzisiaj) i nie uświadamiają sobie, że zbudowanie społecznej utopii atrakcyjnej dla ich społeczności czy grupy społecznej jest b ważne. W międzywojniu taką utopię zbudowano. A jak my na nią patrzymy? Przecież nie po to, żeby odgrzebywać jakieś historie, tylko po to, żeby zadać to istotne pytanie do przodu: czy ten kazimierski czakram cały czas grzeje, czy wysyła sygnał i czy spełnia swoją funkcję społeczną, jaką ma. Takich miejsc w Polsce jest kilka, ale niewiele. One mają nie tylko być zabawką turystyczna i służyć rozrywce. One mają też służyć refleksji, zadawaniu pytań istotnych. Jak zrobimy rekonstrukcję, to ona nie będzie tylko panoramą tego co było. Ona powinna być ku pokrzepieniu serc i ku zadaniu pytań istotnych. Rekonstrukcja scen po to, by odpowiedzieć, czy tafunkcja jest realizowana i jeszcze raz pokazać jej unikalną wartość.

B: A skoro jesteś od tygodnia, obserwujesz, to widzisz, że ta funkcja jest kontynuowana? Czy może na siłę czegoś szukamy?

M: Myślę, że masę ludzi chodzi tu zakażona tą myślą, ta myśl w nich jest, tylko jest zamulona, zakurzona, zaniedbana, opluta, zbeszczeszczona. Myśl, która przeprasza, że żyje, czkawką się odbija, rozumiesz.

Ale to miasto wstaje, domy są coraz staranniejsze, widać, że ludzie ciągle chcą tu być. Często ze względów snobistycznych, ale snobizm jest bardzo cenny, rozumiesz, bo jest sygnałem ludzkich aspiracji. Najgorzej jak ludzie do niczego nie aspirują!

B: A jeśli Kazimierz zamiast przyrodą zarośnie ludzkimi aspiracjami czyli zamiast Kazimierza będą tylko ludzkie aspiracje, to co dalej?

M: Myślę, że będzie dobrze, bo dalej w tych domach ktoś będzie myślał, pracował, tworzył. A tu jest coś w architekturze, w przyrodzie, w ludziach… mamy poczucie, że coś tu jest i wszyscy mniej lub bardziej na swój sposób to sobie uświadamiają. A, jeszcze jedno: w tych domach są pokoje, aparaty fotograficzne, pracownie, coś tam jednak ludzie robią.

Takie miejsca przyciągają, gromadzą w sposób naturalny ludzi. A ci, który stąd wyjechali, nadal świadczą o tym miejscu. Kazimierz ciągle jest punktem odniesienia. Rozumiesz?

B: Tak. I mam nadzieję, że masz rację.