Krwawa Środa w Bochotnicy
Pan B., ur. 1917 r. (zachowany oryginalny zapis wypowiedzi)
Urodziłem się w Bochotnicy, i w czasie wojny byłem w Bochotnicy.
Każdy człowiek musiał wtedy siebie szanować, nie tak, że chodzić wszędzie, żeby wiedzieć co, gdzie. Tak nie można było. Jakby Niemiec coś zauważył, to palnął w łeb i koniec.
Musiał człowiek siebie szanować, na siebie patrzeć, żeby przeżyć.
W Krwawą Środę byłem w Bochotnicy.
Łobuzy! Ło-bu-zy!!!
Niemcy rozkaz dostali i zgonili z całej Bochotnicy, do remizji, kobity, chłopów… Ustawiły ich tak, jak to powiedziane, koło remizji, blisko koło rogatki.
Poustawiały chłopów na placu, a kobity z dziećmi – do remizji. I mieli to podpalić. Z kobitami i z dziećmi. Zmarnować. Zmarnować!!! Czy to kto dziś zrozumie?
To w ogóle można rozumieć? Na zmarnowanie ich tam zagoniły!
A nam się udało z żoną i z dwoma córkami uchować w domu. Zamknięte było na klucz nasze mieszkanie, my – pod stół, przy samym oknie. Siedziało się jak trusie.
A tam już strzelały, dwóch czy trzech już zastrzeliły, Bochotniaków i z Z(…)a takich, co przyjechały tam sobie przemleć trochę zboża. Ich też wyprowadziły, zastrzeliły, koniec.
I takie rzeczy były.
Nie podpaliły tej remizji… bo nie zdążyły, bo wszystko było pijane jak śmyki, te Niemce. Cholera wie czy to Niemce, czy gdzie jakie z Ukrainy?
A ten, co dał rozkaz, ten cały Niemiec, to miał dopiero po południu przyjechać, a ony miały z Bochotnicy spalić wszystkich do imienia, wybić do szczętu i koniec.
Chodziło o to, że tam partyzantka przychodziła. Ktoś był i z Polaków sprzedawca… Wydał.
No ale miał on przyjechać po południu, ten cały Niemiec, co rozkazy wydawał,
i to jest cała historia…
Już dwudziestu trzech zastrzeliły – i przyjechał jak raz ten Lucyper, co rozkazy wydawał. I tam doszli do niego i – podpalić te remizje, czyli nie podpalić?
A on powiedział tak: „mieliście czas do tej pory. Mnie nie było. Mogliście robić cośta chcieli. A teraz koniec! – i już. I rozkaz taki dałem, że nie wolno było nikogo więcej zastrzelić.
Uratował ich niby, tych z remizji, ale to Lucyper był! Dał rozkaz, że co będą chciały, to mogą z nimi robić, byle zanim on przyjedzie. Wystrzelać do imienia, wszystko.
Ale przyjechał. „Mieliście do tej pory czas, a teraz nie wolno!”
No tak, prawdziwy Niemiec.
Ja nic nie widziałem, tylko słyszałem aby strzały, jak strzelały.
Jeden aby tylko ucikł, wkręcił się między budynkami, (bo budynki były w stronę zamku), to tam spróbował uciekać, i ucikł. Ale później go złapały, bo to obstawiona była Bochotnica, karabiny, wszystko.
No i wszystko jedno złapali go – i na Zamek ze wszystkimi młodymi, co ich wywozili do Lublina. Samochody podeszli – i na Zamek. Aby do Lublina zawiezły, zastrzeliły zaraz tego, co uciekał. A tam, na tym Zamku sporo umarło, resztę wystrzelały, czy wywieźli gdzieś, to nie było wiadome tak bardzo, nie chciał nikt gadać bardzo, bo żeby się nie doniesło do Niemców.
Ale nie każdy Niemiec był Lucyper i łobuz. Nieraz prawdziwy Niemiec to był nawet lepszy jak u nas Polak. Bo Polak był wredny wtedy i taki jest do dziś, jak to jest powiedziane, do zdechnięcia będzie taki… Jeden drugiego by sprzedał, w łyżce wody by utopił.
Wtedy nie było nic. Kto miał kawałek ziemi, to tam jeszcze żył, a kto nie miał, to nie było za co.
I to cała historia.
Jeden za drugim nie stał, jeden drugiego, jak to mówią, do kosza.
Ja to nie rozumiem tego. Polak Polakiem, ale jeden drugiego nie powinien sprzedać. Inny za swoim by poszedł w ogień, a Polak nie pójdzie za Chrystusa. Utopić – utopi.
W Kazimierzu w klasztorze mieszkały Niemcy, hitlerowce.
To też, psia krew! jeden Polak to tak donosił, donosił, donosił do nich – tu partyzantka, tu partyzantka, jeżeli chodzi o ścisłość. A oni nie lubieli kłamstwa… Później, jak się uprzykrzył z tym donoszeniem, wzięły przyjechały po niego rowerami we dwóch, on naprzód, a one szli z rowerami, wywiezły, zastrzeliły jak psa. Z Bochotnicy taki…
Nie wolno, jak to mówią, szukać na kogoś powroza, tylko pilnować siebie. A nie jeździsz, bunujesz, bunujesz – wczas czy później i ciebie zmarnują.
To jest cała historia.
W Bochotnicy był taki dziadek. Bidny, wyszedł z chałupy staruszek, mój Boże, to mój sąsiad… O futrynę się oparł i tak się patrzy, jak ony ganiały tych ludzi na to gorzelnisko. Stał tam sobie, a jak raz, szedł ze młyna jeden taki Niemiec, co chciał sobie mąki pół metra usypać. Zakazał sobie koronę mąki, a staruszek tak stał… i ten karabinem strzelił. Do niego, do staruszka za to, że stoi.
To była polityka paskudna. Nie wiadomo jak to określać.
I to taka historia.
…Straszne tylko rzeczy jakoś się pamięta, ale ile to się zapomniało…? A wtedy trzeba było wszystko opisować, to, tamto, to by człowiek pamiętał, a tak to co…
Nie przypominam sobie wszystkiego. Co to tam człowieka obchodziło? Brał se do głowy, że kiedyś się to przyda? …
I się nie pamięta do tej pory, bo to człowiek machnął ręką na to wszystko.
I to takie rzeczy były…