Krwawa Środa
Ludwik Sobczak
Fragment zeznań Ludwika Sobczaka z Kazimierza Dolnego na temat okoliczności zabicia ojca Andrzeja i aresztowania braci Józefa i Henryka podczas akcji pacyfikacyjnej przeprowadzonej w Krwawą Środę 18 listopada 1942 roku.
„Z okresu okupacji pamiętam do dziś, że w dniu 18 listopada 1942 roku miała u nas miejsce wielka zorganizowana akcja represyjna okupanta wobec miejscowej ludności (…) Zaczęła się ona od tego, że gdzieś nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, przybyła do mego domu (…) teściowa, powiedziała mnie i żonie, że zaczyna się jakaś łapanka ludzi.
W związku z tym niezwłocznie wstałem, ubrałem się i umknąłem w niedalekie góry, gdzie w odległości ok. 400 m. od domu skryłem się w krzakach. W drodze do kryjówki zdołałem dojrzeć rozstawiające się już liczne posterunki niemieckie i broń maszynową. Z tego ukrycia, z góry, widziałem niedługo potem wyraźnie jak na dłoni, że paru nieznanych mi uzbrojonych Niemców w mundurach weszło najpierw do mego mieszkania, a po chwili wyszedłszy stamtąd weszli podobnie do domu mego ojca Andrzeja. Podobne grupy innych Niemców równocześnie wkraczały do mieszkań naszych sąsiadów. Niedługo potem ujrzałem, że dwóch z takich Niemców wyprowadziło z domu mego ojca (…) w wieku 68 lat, 22-letniego brata Józefa i 20-letniego brata Henryka. Podobnie wyprowadzono z sąsiedztwa Mieczysława Ostrowskiego z synem Kazimierzem, Stelmacha Jana i paru innych, których już nie pamiętam. Wszystkich tak zabranych samochodem ciężarowym odwieziono do aresztu miejskiego w Kazimierzu.
W pewien czas potem opowiadał mi wspomniany Mieczysław Ostrowski, którego zwolniono niedługo potem jako małoletniego, ale już z więzienia na Zamku w Lublinie, że po parogodzinnym pobycie w areszcie, zatrzymanych dwójkami wyprowadzono do samochodu, gdy jeden z Niemców szarpnął ojca z takiej dwójki i poprowadził w kierunku ul. Plebanki. Wieczorem jeszcze tegoż dnia, gdy się uspokoiło i wyglądało, że Niemcy już odjechali, wróciłem do domu swego teścia i tam dowiedziałem się od przybyłej wkrótce po mnie mej matki, że ojciec mój i wielu innych mężczyzn z Kazimierza już nie żyją, bo zastrzelili ich Niemcy. Dowiedziawszy się, gdzie znajduje się ojciec, udałem się na miejsce i tam przy ul. Plebanka zobaczyłem, że ojciec mój leży twarzą do ziemi z dziura w głowie od kuli z tyłu głowy, niedaleko obok leżały zwłoki jakiegoś innego nieznanego mi mężczyzny. (…)
Nadto wywieziono nieustaloną ilość innych mieszkańców Kazimierza, a między innymi obu wspomnianych moich braci. Z nich Henryk zginął potem w Oświęcimiu, skąd bodajże w marcu 1943 roku nadeszła wiadomość, że zmarł on jakoby na serce. Ten 20-letni chłopak nigdy przedtem nie cierpiał na taka chorobę. 22-letni wówczas Józef przeżył szczęśliwie Oświęcim.(…)
Z opowiadań mojej żony dowiedziałem się też, że przybyli do mojego domu nieznani Niemcy, wydobyli z rękawa jakąś listę, odczytali z niej moje imię i nazwisko, a gdy się dowiedzieli, że mnie chwilowo nie ma w domu, zapytali o mego ojca i udali się pod wskazane miejsce.”
Źródło: Księga Pamięci, s. 912