Kazimierz nocą
Urszula Gronowska, Jacek Zaim

Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl o Kazimierzu nocą, to jego inna postrzegalność. Jakaś aura nierealności zawisa w przestrzeni. Co do tego nie ma wątpliwości, miasteczko jest zupełnie inne, niż za dnia. W skróconej mrokiem perspektywie wszystko staje się bliższe i miękko zaznaczone konturem. Pięknieje jeszcze bardziej. Rozmyte kształty „szarej godziny” uwypuklają to niecodzienne wrażenie.

To impresje w przedwieczornym błysku rozbłysłych przed chwilą latarni. Gra świateł, półcieni i cieni. Nostalgia zwiewna i ulotna. Magiczny moment łagodnego kołysania myśli i obrazów, cieni przechodniów, sprawiających wrażenie prawie nierealnych. Złota poświata lamp zalewa już cały rynek. Nad nim strzegący duch dumnej Fary… Nawet Św. Mikołaj schodzi z murów na moment, przechadza się pod arkadami, wędruje uliczkami zdumiony jego urodą. Wtóruje mu tylko kazimierska nocna cisza. Zmrok otula już miękkim woalem okoliczne wieżyczki i okna. Pełgający blask lamp ukazuje i chowa rozedrgane detale. Niezrównana tonacja wybornych fioletów, granatów nocy i czerni. Nocne adagio magicznego miejsca, gdzie wszystko ma swój sens i kolej. Werniks uważnie baczy na wszystko dokoła. Koty bezszelestnie wychodzą ze swoich kryjówek… Gubią się już w mroku kamienne bramy, ciche zaułki i miękko wijące uliczki. Układają się do snu małe podwórka i zasnute tajemnicą nocy krzywizny murów i bruków. Jutro znów obudzi je nowy świt i wszechobecna tutaj historia.

Tekst: Urszula Gronowska
Zdjęcia: Jacek Zaim