Jarek Miłosz do Rodziców
Mamo, Tato,
Tyle razy próbowałem z Wami porozmawiać, coś Wam napisać, ale nigdy nie mogłem, bo dusiło mnie w gardle i łzy przesłaniały świat. Teraz też muszę się zebrać, żeby napisać. Może za chwilę.
*
Czy myślicie, że już jestem dorosły i nie powinienem płakać? Muszę. Widocznie nadal jestem Waszym małym dzieckiem. Gdybym mógł mieć wszystkie, ogromne pieniądze, to kupiłbym jedną jedyną rzecz: wehikuł czasu. I gdybym znowu był z Wami, nigdy bym się nie kłócił. Mówiłbym same miłe rzeczy i nie robiłbym Wam przykrości. Byłem głupim gówniarzem, bo się czasem obrażałem. Dziś rozwścieklają mnie dzieci pyskujące rodzicom. Ja już bym nie był taki głupi. Gdybym tylko mógł cofnąć czas.
*
Jakie to szczęście, że mam siostrę. To nie jesteś Ty, Mamo, ale ona się mną opiekuje i trochę mi Cię zastępuje.
*
Mamo,
Ciebie kochałem najmocniej na świecie. Byłaś taka dobra jak mamy z bajek, a ja Cię miałem naprawdę. Zawsze bliska, spokojna, dbałaś o mnie jak nikt; kiedy chorowałem zawsze brałaś zwolnienie w pracy. Jestem jak Ty ufny, wierzę ludziom. Pracowałaś w urzędzie, czasem kosztowało Cię to tyle nerwów… (petenci bywają nieznośni, zwłaszcza niektórzy). Chętnie doradzałaś ludziom, a oni równie chętnie po te porady przychodzili. Pamiętam nawet jedną siostrę zakonną. Nie wiem, jaki miała kłopot, ale wiem, że ją wspierałaś.
Taty prawie nigdy nie było w domu, bo Jego pasją była praca. Nie kochałem Go mniej niż Ciebie, po prostu rzadziej, inaczej. Byłem zazdrosny o Niego, o Jego czas, który spędzał z ludźmi. Dlatego, jeśli nie siedziałem z Tobą w domu, plątałem się koło niego. Zabierał mnie na polowania, choć nie lubiłaś tego myślistwa. Złowione kaczki musiał skubać sam, nie chciałaś się do tego dotykać.
*
Prowadziliście dom otwarty, pełen malarzy, pisarzy, artystów.
Szczególnie Ty, Tato, kochałeś malarstwo, kochałeś przyjaciół malarzy, oni Cię fascynowali. Co niedzielę spotkanie łowieckie lub grzybobranie w ich towarzystwie.
Gdzież Ty nie pracowałeś? I w kinie, i w pensjonatach, i w szkolnym internacie. Prowadziłeś nawet wyciąg narciarski. Byłeś zawsze w wirze wypadków: a to gasiłeś pożar w Janowcu i do końca życia miałeś bliznę po spadającej cegle, próbowałeś też ratować tonące dzieci, które przyjechały na wycieczkę do Kazimierza. W Esterce miałeś nawet swój stolik, bo byłeś prawą ręką pani kierowniczki.
*
Malarze to byli wujkowie i ciocie. Zawsze w naszym domu gościnnie przyjmowani. Na jednej z kolacji, a może przy obiedzie, ciocia Wiesia Szczepanek użalała się nad losem bezpańskich kazimierskich kundli. Sama przygarnęła biednego Wernisia. Mówiła, że trzeba by postawić im pomnik za włóczęgę i ciężkie życie. Bardzo Ci się, Tato, ten pomysł spodobał. Zakręciłeś się koło sprawy i w dużej mierze dzięki Tobie pomnik stanął. A Twój Kajtek – przybłęda, ślepy na prawe oko? Siedział zawsze pod kinem i pilnował Ci samochodu. Opowiadałeś, że gdy nowonarodzonego przywieźliście mnie ze szpitala, Kajtek podszedł i polizał mnie w rączkę.
*
Najbardziej Ci Tato zależało na tym, żeby zabezpieczyć moją przyszłość, żebym się wyuczył zawodu, wykształcił. Martwiłeś się o moje zdrowie. Raz się strasznie wściekłeś, bo przed południem zadzwoniłeś po lekarkę, a ta przyjechała dopiero po 16. Miałem prawie 40 stopni gorączki i Ty już nie wiedziałeś, jak mi pomóc. Zawiozłeś mnie do Puław, do Pani dr. Kątnikowej. Odtąd zawsze Ona mnie leczy. Do dziś wiem, że mi pomoże, że mogę na Nią liczyć. Kiedy do Niej idę wiem, że Ona naprawdę chce, żebym wyzdrowiał. Dobrze, Tato, że mnie tam wtedy zawiozłeś.
*
Zawsze z troską myślałeś o mojej przyszłości, robiłeś wszystko, żeby ją zabezpieczyć. Przeczuwałeś coś? Za życia wybudowałeś nam wszystkim groby. Żeby mieć wieczny spokój, bez kłopotu. Nawet na cmentarzu.
W 2001 roku miałem sen. Jakaś winda i nagle wiadomość, że ktoś mi Cię porwał. Wpadłem do domu, a tam Cyganie. „Czemu?????!!!!!!!!!” – krzyczałem. Czułem, że Ci Cyganie zwiastują coś strasznego. Nie mogłem Cię nigdzie znaleźć, ktoś mi Cię porwał. Obudziłem się zapłakany, z krzykiem. Pobiegłem do Was łóżka i strasznie płakałem. Bałem się usnąć, choć jeszcze wtedy oboje przy mnie leżeliście. A dzień wcześniej okropnie się pokłóciłem z Mamą.
*
Starałeś się Tato wszystkim pomagać. Teraz dopiero widzę to dokładnie. Czytam w liście Marii Kuncewiczowej do Ciebie o jej prośbie dotyczącej remontu łazienki. Nic dodać, nic ująć. Wszystko jasne.
*
Pamiętam, że siedzieliśmy z Tatą w domu i oglądaliśmy film. Ja w fotelu, Tata na kanapie. Byłaś bardzo chora, tak bardzo, że ostatnio nie wpuszczali mnie do Ciebie do szpitala. Wycięli Ci zdrowy węzeł chłonny, a ten z rakiem zostawili. W poniedziałek miałaś jechać do Lublina na nową chemię. Kiedy oglądaliśmy ten film, zadzwoniła siostra i powiedziała, że nie żyjesz. Strasznie, strasznie krzyczałem.
*
Potem sobie nie wyobrażałem, że przy Tacie mogłaby być jakaś inna kobieta zamiast Ciebie. Wściekałem się na Jego czułe SMS – y i wieczorne rozmowy telefoniczne prowadzone na dworze, żebym nie słyszał. Ale pewnego dnia zrozumiałem, że chcę mieć macochę, kogokolwiek, byle tylko móc powiedzieć „mamo…”
*
Mamo!!!
*
Wiesz Tato? Jest jeszcze jeden powód, dla którego chciałbym mieć wehikuł czasu. Gdybym tamtego dnia nie pojechał z ciocią na wieś, gdybym wtedy był z Tobą w domu, na pewno bym Cię uratował. Przecież w szkole uczyli mnie reanimacji, sztucznego oddychania, uciskania klatki piersiowej. Gdybym był wtedy przy Tobie, oddałbym Ci swój oddech. Ale pojechałem z ciocią na wieś. I wtedy zadzwoniła ta pani, Twoja przyjaciółka. Strasznie krzyczała „Jarek! Wracaj natychmiast! Tata umiera!!!!!!!!” Jechaliśmy maluchem cioci, zadzwoniłem do cioci Izy K., żeby Cię ratowała, dzwoniłem rozpaczliwie do wszystkich, błagałem, żeby Ci pomogli. Błagałem o cud. Po drodze dostałem paraliżu i znalazłem się w szpitalu. Oszukiwali mnie, że jeszcze próbują Cię ratować, a ja czułem, że coś nie gra. Po 22 pielęgniarka wyprosiła wszystkich z sali. Powiedziała, że umarłeś. Wyszedłem z tego szpitala. Spałem u rodziny. Spałem? Nie, byłem w szoku, dali mi lekarstwa. Potem ktoś opowiadał, że w dniu swojej śmierci byłeś na cmentarzu i długo rozmawiałeś o czymś z panem, który tym cmentarzem zarządza. O czym z nim mówiłeś? I dlaczego tak długo? Bardzo przeżyłeś śmierć wujka Sarzyńskiego. Byłeś jego prawą ręką i umarłeś zaraz po nim.
*
Czy to Bóg chciał, żebyście mnie zostawili? Bóg mi was zabrał? Szczęście, że dał mi Siostrę.
Nic z tego nie rozumiem.
Jarek.
PS. Redakcja składa szczere podziękowanie Panu Stefanowi Kurzawińskiemu.