Helusia Wolna
Ta pani to mama Helusi. A ta śliczna blond dziewczyna to Helusia. Zdjęcie zrobiono przed domem na Szkolnej.
A tę kartkę napisali do Helusi przyjaciele wtedy, gdy chora wróciła z więzienia. Bardzo na nią czekali, ponaglali w dochodzeniu do zdrowia. Ogromnie ją lubili. Brat, już jako starszy pan, zawsze się wzruszał, gdy ją wspominał, bardzo mu jej brakowało. Tęsknił, patrzył na portrecik.
Helusia wróciła z więzienia na Lubelskim Zamku nie sama: przywiozła ze sobą zapalenie opon mózgowych. Zagłodzona, wyczerpana, zziębnięta – właściwie każdy dzień po jej powrocie był oczekiwaniem na śmierć. Kurowano ją bez skutku. Rodzina wspomina zresztą, że już nie było co ratować. Zbyt krucha to była dziewczyna, jak na więzienne warunki.
Urodziła się w 1917 roku, mama mocno ja kochała, zresztą cała rodzina ją kochała.
Na skutek splotu rodzinnych okoliczności zmarła, a to dlatego, że w czasie wojny wszyscy mężczyźni w domu byli głęboko zaangażowani w walkę z okupantem. W każdej chwili spodziewali się aresztowania, więc mimo zimy siedzieli w pustym, niewykończonym budynku. Chcąc uniknąć zatrzymania – unikali domu. I rzeczywiście, pewnego dnia przyszli Niemcy, szukali Wolnych, przetrząsnęli dom, ale mężczyzn nie znaleźli. Nawet nie próbowali zaglądać do opuszczonego budynku bez drzwi i okien. Mamie powiedzieli, że skoro nie wie, gdzie są domownicy (mama oczywiście wiedziała) na razie zabierają Helusię, a kiedy odnajdzie się mąż i synowie – niech się zgłoszą, wtedy córka zostanie zwolniona. Zakładniczkę zabrano. Krótko, chyba tylko jeden dzień trzymali ją w kazimierskim klasztorze i zaraz potem wywieźli na Zamek. Tam ją trochę przesłuchiwali, ale nawet nie musieli dręczyć, zimno, głód i choroba zrobiły swoje.
Jak się tata z braćmi dowiedzieli, chcieli od razu się stawić na gestapo, żeby puścili Bogu ducha winną Helusię, ale na to mama nie pozwoliła. Nie wierzyła słowu danemu przez niemieckiego żandarma:
– Was zabiją, jej nie wypuszczą. Stracę wszystkich, nie będę miała nikogo. Jedna ofiara już jest, będzie jak Bóg da.
Nie puściła ich. Była pewna, że poszliby na śmierć.
A Helusia chorowała, nie wnosiła nic do „śledztwa”, więc – jako bezużyteczną dla Rzeszy – puścili. Była w stanie nie rokującym. Leczyli ją miesiąc, nie uratowali.
Zakończyła życie w 1943 roku. Miała 26 lat.
oprac. Bożena Gałuszewska
Na podstawie wspomnień Romana Wolnego, któremu szczerze dziękujemy.
Czytaj też…