Halina Doraczyńska

Red.: Wiele razy podziwialiśmy Panią na ekranie. Była Pani statystką, grała Pani epizody, była ozdobą planu teledysków. Skąd ta popularność?

H.D.: Proszę pani, kiedyś, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, miałam jedno, jedyne marzenie: śpiewać. Było to dla mnie wszystkim. Ale niestety, nikt nie słuchał tego, co ja bym chciała. Takie to były czasy. A już jako osobę dorosłą – zauważano mnie po prostu. Gdy do Kazimierza przyjeżdżali twórcy filmowi – wyławiali mnie, a ja się świetnie odnajdowałam na planie. Kilka razy jednak się zdarzało, że filmowcy mnie zauważali, a ja nie chciałam brać udział w nagraniach. Np. w „Awansie” w ogóle nie chciałam zagrać. Tak. Tak… Pracowałam wtedy w Izabeli w Puławach, w tamtym czasie wyglądałam bardzo fajnie, miałam przepiękne włosy. Złożono mi propozycję. Pan reżyser trzy razy mi proponował! Powiedziałam, że nie mam czasu i nic z tego. W końcu pan Szymański, który pracował przy filmie, przyszedł do Izabeli i mówi tak:
– Proszę panią, niech pani zagra…
– Nie mam czasu, dzieci, praca…
– Proszę pani, pracuje pani co drugi dzień, zabierzemy panią spod kamienicy i pod kamienicę panią odwieziemy, punktualnie o trzeciej.
I się zgodziłam.

Red.: Jak się Pani czuła na pośród aktorskich gwiazd, kamer, filmowej pracy?

H.D.: Bardzo dobrze. Sama pani widzi, jak wyglądają zdjęcia z planu. Wyszłam na nich bardzo dobrze, bo świetnie się tam czułam.

Red.: Nie była pani skrępowana? Nie peszyła Panią kamera?

H.D.: Zupełnie nie, absolutnie.

Red.: Czuła Pani powołanie do działań artystycznych?

H.D.: O, tak. W tylu filmach zagrałam…

Pierwszy z nich kręcony był przez studenta z Wenezueli, który studiował w Łódzkiej Szkole Filmowej. Akcja działa się na przykład pod zamkiem, ale sama nie wiem o czym to było. Tak sobie chodziliśmy po ulicach, po rynku. Nie mam kopii tego filmu, prosiłam, ale nie dostałam.

Drugi film to „Latawiec”, nagrywany w 1978 roku w Puławach i w Janowcu. Gram tam rolę kelnerki w restauracji i śpiewam na scenie utwór „Wesołe miasteczko, tu każdy się bawi jak dziecko”. Bardzo bym chciała mieć to nagranie, a nie mam.

Potem – „Awans”. Na planie pisałam wiersze. Jeśli spojrzy pani na zdjęcia, co pani pomyśli? Że po prostu statystka?… Widzi pani, jak wyglądam. Proszę spojrzeć, jak kamera pokazuje moje włosy. Zatrzymuje się zupełnie na mnie, łapie mnie w kadrze. Tu aktorzy z filmu i dla porównania – ja, statystka. Sama pani widzi i widzi każdy, kto popatrzy na zdjęcia, jak to wszystko wygląda…

W „Awansie” mówiłam takie słowa: „A rzeka… spójrz na to zakole…”. Ładnie wyszłam w tym filmie. Byłam zadowolona ze swojej gry.

Zawsze, od dziecka chciałam się kształcić w kierunku artystycznym, chciałam śpiewać. Miałam zdolności, nawet pan Zaorski po każdym ujęciu podchodził do mnie i składał mi gratulacje. Mówił tak: – „Pani nawet nie wie, że pani ma talent. Pani widzi, że ja z zawodowym aktorem robię po pięć, dziesięć dubli, a z panią nie robię żadnego: raz – dziękuję; raz – dziękuję.” Tak. To stwierdzenia pana Zaorskiego. Ja, proszę pani, żeby dobrze coś zagrać, to ja się muszę otrzaskać z tym czymś, pobyć trochę. A tam – siedzieliśmy w Męćmierzu ze trzy miesiące i tak się przyzwyczaiłam, że było mi bardzo dobrze. Nic mnie nie peszyło, skądże.

A towarzystwo aktorów? Pewna słynna aktorka zazdrościła mi ogromnie, krzywo na mnie patrzyła, z zawiścią i niechęcią. Więc ja jej powiedziałam tak: „proszę pani, ja pani miejsca nie zabieram, ja jestem tutaj i tu zostaję, a pani wyjeżdża w świat. Pani jest aktorką.” Ona mi bardzo zazdrościła, że to mnie reżyser doceniał i chwalił. Ale poza tym na planie wszyscy byli przyjemni. Zapisywali mi w specjalnym zeszycie wspaniałe dedykacje!

Grałam również w filmie pt. „O istnieniu cudownych miejsc”. Kręciła go w Kazimierzu pani Maria Kwiatkowska. Występuję tam na ulicy Klasztornej i w podcieniach, gdzie śpiewam własną piosenkę „Czy widziałeś kiedyś miasto takie piękne”. Mówię też własny wiersz: „Kazimierz pełen zadumy i melancholii, uroków, niespodzianek, będący unikatem pewnych budowli, smakiem wizualnych przeżyć, poezji i pieśni. To tak, jak gdyby cały masyw skomponował wielki człowiek, czarując każde natchnienie. I wszystko wokół stało się piękną, niepowtarzalna muzyką.” Zdjęcia w podcieniach są bardzo ładne. Cały film „O istnieniu cudownych miejsc” bardzo ładnie wyszedł, bardzo ładnie. Dobrze wyglądałam pod kamienicą Przybyłów, ale tego nie widać na zdjęciach, są zbyt małe.

Następny film – „Ciekawi ludzie w Kazimierzu” Tadeusza Pałki. Tam czytam własny wiersz.

W 2007 zagrałam u Jaśminy Wójcik, mam kilka zdjęć z planu, z tym, że na słońcu, jak jest upał, ja wychodzę bardzo źle. Włosy wtedy robią mi się mokre, robię się czerwona, brzydka. Widać to podczas ujęć, gdy jadę w karocy. A dla porównania: tego samego dnia w sklepie i proszę, jak ładnie wyszłam! Film „Viola” to była chyba praca dyplomowa pani Jaśminy.

W Kazimierzu powstało kilka filmów, ale w paru nie gram. Nie zagrałam na przykład w „Dwóch księżycach” i w „Różyczce”. W „Albumie kazimierskim” też chyba nie. Ale gdy w Dobrym był nagrywany film wojenny – w nim wystąpiłam.

Red.: Brała Pani też udział w nagraniach muzycznych teledysków?

H.D.: Tak, owszem. Gram przecież w „Prawy do lewego”. Śpiewałam tam z Bregovicem. Siedział koło mnie od godziny 10 rano do wpół do dziesiątej wieczór. Och, on to gwiazda. Wielki artysta, rozmawiał ze mną, ale nie za wiele.

Z Budką Suflera też grałam, ale nie mam nic, nie mogę się ich doprosić o jakąkolwiek pamiątkę.

W czasie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego w Kazimierzu odbyły piękne uroczystości: był orszak królewski, była wspaniała impreza na rynku, przyjęcie w podcieniach. Organizował to wszystko Dom Kultury i ja brałam w tym udział. Byłam damą dworu.

A pewnego dnia szedł tu gdzieś pan z Newsweeka i zrobił mi zdjęcie. Ukazało się ono w gazecie. Powiedziałam mu wtedy, jakie mam zdanie na temat Kazimierza, że powinni tu rządzić mieszkańcy a nie układy polityczne.

Byłam również w „Sobowtórach”. Widać mnie na zdjęciach, ale przyznam, że tamtego dnia byłam bardzo zmęczona. O drugiej w nocy wyszłam z Izabeli z pracy, wsiadłam do pociągu i pojechałam do Warszawy. Żeby mnie tam chociaż przypudrowali, coś zrobili… Nic. No, ale dobrze…

Red.: Pani jest po prostu artystką: ma Pani wrażliwość, pisze Pani, tworzy, przywiązuje Pani wielką wagę do swoich dokonań.

H.D.: Żałuję, że życie nie ułożyło się tak, żebym mogła robić to, o czym marzyłam. Ale już teraz…? Mam tyle problemów… w tej chwili jest mi już wszystko jedno. Ale kiedyś bardzo chciałam śpiewać. Nie ułożyło się.

– Śpiewałam na rynku w filmie czy widziałeś kiedyś miasto takie piękne. Przecież w tym latawcu też śpiewam. Żałuję, że nie ułożyło się tak, żebym mogła robić to, o czym marzyłam, ale już teraz… Mam tyle problemów, w tej chwili to już mi jest wszystko jedno.

Red.: Wiemy, że nadal Pani pisze wiersze i jesteśmy pewni, że jeśli w Kazimierzu pojawi się kolejna ekipa filmowa – na pewno Panią odnajdzie. Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów.