Edward Berens
O wujku Michał Zakrzewski

Edward Berens z siostrą

Wujek Edward Berens potrafił ze swadą opowiadać, a przy tym miał znakomitą pamięć i umiejętność przypominania anegdot. Jedna z nich jest motoryzacyjna.

Otóż jako student w Petersburgu, miał kolegę księcia rosyjskiego i ten go kiedyś zaprosił na święta Bożego Narodzenia, wiedząc, że do Kazimierza daleka droga. Wujek opowiadał ze szczegółami, jak wyglądał pałac tego księcia, ile tam było osób, jak siadali do stołu, co było do jedzenia – a opowiadał nam to będąc blisko osiemdziesiątki! Pamięć miał naprawdę fenomenalną. A jak się zgadaliśmy o samochodach, to wujek mówi tak: miałem ja takiego kolegę w pracy (bo wuj był radcą prawnym w Banku Spółek Zarobkowych. W Paryżu był jego odpowiednik i te banki między sobą kooperowały). Wujek miał więc kolegę, takiego samego jak on radcę prawnego, Francuza, który siedział w Paryżu. Trzeba dodać, że wuj dobrze znał parę obcych języków, m.in. francuski. Ciotka Ludwika (nazywaliśmy ją Mimi), jego druga żona, była z pochodzenia Szwajcarką. I oni się ze sobą umawiali tak, że np. w tym tygodniu rozmawiamy w domu tylko po francusku. Wtedy i radio było nastawione na francuski, i wszystko w ogóle po francusku. W następnym tygodniu – po niemiecku. Albo po rosyjsku. Tak się bawili. Wracając do Francuza w Paryżu: zaprosił on wujka do siebie i mówi: – Słuchaj, kupiłem samochód, Rolls Royce, czerwony, odkrywany (młodzi jeszcze wtedy byli, bawiło ich to i nie szkodziło zdrowiu) i chciałbym go wypróbować. Mam jeszcze kierowcę, Murzyna, w liberii, to byśmy pojechali do Szwajcarii.

Pojechali tym samochodem. Wujek mówi: jeździmy, jeździmy, naraz się ten samochód zepsuł. Stanął, coś się tam zacięło …Niedaleko było miasteczko. Zostawili w aucie szofera, sami poszli do miasteczka, zadzwonili do przedstawiciela firmy, że są tutaj, że samochód się popsuł.

– Nasze samochody się nie psują. Zaraz wysyłamy samolotem, awionetką, pomoc. Już wylatuje dwóch mechaników. Proszę zostać tam, gdzie panowie jesteście, proszę się rozgościć w restauracji, proszę wypić, zjeść, na koszt firmy.

Oni rzeczywiście zasiedli, poczekali i za jakiś czas na pobliskiej łące wylądował samolocik, wyszło dwóch mechaników, raz dwa zrobili co trzeba. To nie było zresztą nic wielkiego, głupstwo jakieś, ale kierowca Murzyn umiał tylko kierować, nalewać benzynę i wodę, olej sprawdzić i wsio. Więcej nic nie umiał. Nareperowanym samochodem trochę jeszcze pojeździli i wrócili do Paryża. Właściciel samochodu dzwoni do firmy, że chciałby się dowiedzieć, ile jest winien za naprawę, za przylot awionetki – tego – śmego, owego.

– Jaki samochód????! Jaka naprawa???? U nas samochody się nie psują. – Jak to nie, no przecież… – Nieeee, to niemożliwe, monsieur. Samochody naszej firmy się nie psują. Proszę w ogóle już o tym nie myśleć.

Ale, to był Rolls Royce!

Wujek miał znakomita pamięć. Opowiadał np.: poszliśmy do lokalu i jadłem bardzo dobrą zupę cebulową. Bardzo mi smakowała! Pamiętał, że jadł cebulową, że taki nieduży był ten a ten lokal, bardzo przyjemny zresztą – kto tam by pamiętał takie drobiazgi? Wujek miał bardzo dobrą pamięć.

Chyba 87 miał lat, jak umarł i też umarł tak dziwnie. Na coś chorował. Otworzyli w tamtym czasie nowy szpital na Bielanach w Warszawie, a dyrektorem był akurat kolega wujka. Wszystko było dobrze, po tygodniu za dzień – dwa ma już wyjść. Na koniec na wzmocnienie dali mu kroplówkę, w nogę. A w nodze był skrzep, który kroplówka ruszyła. Wędrował skrzep, poszedł do serca. Zablokowany krwiobieg. Zanim się zorientowali, krzyk, tego, próbowali ratować, ściągnęli z łóżka, ratowali jak mogli – nie udało się. Tak mu chcieli dobrze zrobić na wzmocnienie. Nie wykluczone, że go wzmocnili, ale taki wzmocniony – umarł.