Brat sióstr Sawczuk

W Krwawą Środę aresztowali naszego starszego brata… Zmarnowali go.
*
Miałyśmy brata, starszego cztery czy pięć lat. W 1942 roku byliśmy na wysiedleniu, u rodziny na wsi. Siedziałyśmy sobie w domu, a on gdzieś wyszedł – poleciał do sąsiada. Od tego sąsiada zagarnęli wszystkich, i jego też wzięli. Łapali wojskowych, Tadzia zagarnęli przy okazji, a on nic nie był winien.
I my tak płaczemy całe życie o tego naszego braciszka… Taki młody człowiek, taki przystojny…
*
Jednego razu pożyczył mundur od kolegi:
– Zrobię sobie chociaż zdjęcia, bo może nie będę w wojsku. Może nie zdążę.
I nasz kuzyn, Mietek Kaczor, dał mu mundur i czapeczkę. Piękne zdjęcie wyszło, on piękny na tym zdjęciu, elegancki, jak prawdziwy wojskowy.
*
Brat się nazywał Tadeusz Sawczuk, żył 22 lata. Młode dziecko… taki wysoki, taki przystojny, ładny chłopak. Wtenczas zagarnęli dużo mężczyzn, chyba dwudziestu dwóch; prowadzili ich przez wioskę, gonili. Ktoś nam dał znać o aresztowaniu, wyleciałyśmy z domu. Idziemy przez wieś z kawałkiem chleba; chciałyśmy dojść bliżej. Ale naraz coś nam kiwnęło, żeby wrócić, bo i nas zachatrają. Miałyśmy wtedy 16 lat, byłyśmy młode dziewuchy, duże. Zawróciłyśmy, bo się przelękłyśmy, a ich wszystkich – do remizy. Zamknęli, a potem wywieźli i się skończyło. Półtora miesiąca – i przyszło zawiadomienie, że nasz braciszek nie żyje. Z Oświęcimia przysłali*.
Ucierpiało wtedy dużo naszych znajomych ludzi, i nawet ten Mietek Kaczor, co pożyczał mundur i czapeczkę Tadeuszkowi. Trzymali go w klasztorze, w piwnicach i kiedyś szłyśmy Plebanką do ciotki, a on zawołał przez okno z kratami:
– Jadziu, Sabciu, nie wiem, która to tam idzie, ale daj znać mojej siostrze, żeby mi przyniosła łyżkę. Stanęłyśmy i słuchałyśmy i myślałyśmy, wszystko sobie przemyślałyśmy i strasznie to przeżyłyśmy. Jak doszłyśmy na wieś, odszukałyśmy jego rodzinę i przekazałyśmy, że ich Miecio, co w klasztorze siedzi w piwnicach, z okna na nas wołał i prosił o łyżkę. Było nam bardzo przykro, że tak ludzi wybierają, marnują. Wywieźli go do niewoli do Niemiec, a Mietek uciekł! Wrócił do Rogowa i walczył. Miał zgładzić jednego zdrajcę, co mieszkał na Nadrzecznej i go naprawdę zabił. Ale najpierw ten zdrajca jego postrzelił. Przechodziłyśmy akurat tamtędy i ktoś nam powiedział, że Kaczor jest w wozie, że leży pokaleczony. Krew tak kapała… Przeszłyśmy; on się do nas odwrócił i pomyślałyśmy „Boże, jakie to okropne nieszczęście”. Pamiętamy, że krew zalała mu głowę. Niemców tak dużo stało z karabinami i się bardzo bałyśmy.
*
Przykre było to wszystko, bałyśmy się, siedziałyśmy u wujka na górze i tak się męczyłyśmy biedne… Jeść nie miałyśmy co… strasznie było w tą wojnę.
A za naszym braciszkiem nigdy nie przestałyśmy płakać.
oprac. Bożena Gałuszewska
* Wg materiałów PMAB, Tadeusz Sawczuk przybył do Auschwitz z transportem 5, 6 lub 10 grudnia 1942. Jego numeru obozowego nie udało się ustalić, wiadomo zaś, że został przeniesiony do Gross-Rosen 1943 r., gdzie zmarł.
Źródło: Księga Pamięci, Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau 2009 r.
Zobacz też: