Aleksander Kozdroń
Wspomnienia Pani Kobiałkowej
Mieszkaliśmy na Dołach, pod Wylągami, jak się kończy taka góra, Kulawa Góra. Kiedyś stał tam krzyż, figura, a teraz kapliczka jest postawiona. Myśmy tam mieszkali, a wyżej, obok – byli ci Kozdronie. Kozdroń Aleksander i jego żona, Zosia. Żyli tam sobie spokojnie, skromni byli ludzie. Ona trochę przędła i się nim opiekowała, razem se żyli i wszystko było dobrze.
Aż kiedyś on dostał jakiejś choroby w oczy – jaskry, czy czegoś. Będąc z żoną nie był jeszcze ślepy, dopiero z czasem przestał widzieć. A później zachorowała ona. Umarła. Na jaką chorobę – nie pamiętam. Kozdroń został sam.Pamiętam tak, jakby to było wczoraj. Moi rodzice się nim opiekowali.
Ten Aleksander był na górce, miał laskę i ścieżkę specjalnie mu zrobili, żeby sam se chodził, nawet pod górkę. I chodził: brał laskę i wiedział którędy iść – gdzie prosto, gdzie w lewo. A ojciec zawsze zaglądał do niego, sprawdzał, czy się co nie stało.
Był jeszcze i drugi Kozdroń, Antoni – ich było dwóch w Kazimierzu. Mieszkał na Górach pierwszych, miał taką jakby piwnicę, sam ją sobie chyba robił. Ten to normalnie widział, był zdrowy, chodził po ludziach, pracował, ludzie go żywili, i tak sobie żył. Nie wiem, czy to był brat Aleksandra, wiem tylko, że nie miał żadnej żony, nikogo. Jak umarł, to go tam w tej jamie znaleźli, tamtego Antoniego Kozdronia.
A Aleksander, rano, jak wstawał, to przychodził do nas, na obiad, na śniadanie… Rodzice się nim opiekowali aż do ostatka. Ja sama go przyprowadzałam do świętej Anny, do kościoła. On bardzo chciał, bardzo był wierzący. I tam, po drodze, spotkał mnie pewnego razu Michalak, ten malarz, Antoni. Spotkał i tak się zainteresował tym widokiem, jak ja prowadziłam Kozdronia, tak mu się to się spodobało, że zaraz chciał malować. Ale ja na to powiedziałam, że no nie wiem, że ja się muszę spytać ojca swojego. Ale Michalak sam przyjechał do rodziców i załatwił to malowanie. Wtedy zaczęłam przyprowadzać Aleksandra do Michalaka. Malował jego samego, i ze mną – ile tych obrazów namalował, ładnych takich! Potem przyjechał jeszcze z Warszawy jego kolega i też malował. I wreszcie mnie, tak! Michalak dał mi stolik, później ten kolega przyszedł, przyniósł krzesełko, żeby mi nogi nie mdlały, oparł jakoś tak… – książkę sobie czytałam, a on mnie namalował. Piękny był ten obraz. Szkoda, że byłam dzieckiem i to przeoczyłam, mogłam przecież sobie coś zamówić, miałabym pamiątkę. Chodziłam do malowania kilka razy. W ciszy malował. Żona jego była bardzo przyjemna. Później gdy Michalak już umarł, to ona jeszcze przyjeżdżała i zawsze – jakśmy tam na Zamkowej mieszkali – do nas zachodziła. Bardzo miłe wspomnienia.
Antoni Michalak też był bardzo przyjemny człowiek, bardzo kulturalny. Bardzo. Czy się przyjaźnił z innymi malarzami? No na pewno, tylko że ja byłam dzieckiem, to mnie to nie interesowało. Na górze Michalakowie mieli zwykle letników, bo oni tylko w sezonie byli, a w zimie nie. W letnich porach. Michalak malował w pracowni. Tyle tam miał tych różnych obrazów!
Mam zdjęcie! Taka jestem troszkę niewyraźna, ale… na obrazku jestem ja i Kozdroń. Nie pamiętam, kto mi to przyniósł, czy syn malarza?… malował to Antoni Michalak.
Kozdroni w Kazimierzu było dwóch, ale ten z obrazów – to jest właśnie Aleksander.
Pamiętam jeszcze, żeśmy mieli radio słuchawkowe, bardzo kiedyś modne. Ojciec mój był bardzo wspaniały, on wszystko lubił. Jak się wojna miała zacząć, to my to radio – o jejku – ciągle, co dzień śmy lecieli i słuchali. „Halo! Halo! Tu Warszawa!” I wszystkie rozgłośnie polskie: „Uwaga! Bo wróg już nadchodzi z tamtej strony!”.
Później, jak Niemcy weszli, to ojciec zakopał gdzieś to radio, zlikwidował, bo przecież by zabili, jakby znaleźli.
Kozdroń zachorował, pamiętam, na wiosnę. Wtedy była taka roztopa! Śnieg był straszny, bo była zima okropna i myśmy go u siebie prawie cały czas trzymali. Później, jak już się trochę ociepliło, to wzięła go choroba jakaś, i umarł na wiosnę. Była taka roztopa, że ojciec furmankę najął, żeby furmanką go przewieźć, bo niemożliwością było nieść. Pochowany jest w Kazimierzu, bliżej Dziecinnego Cmentarza, nad dołem.
Zmarł może z rok przed wojną.
A mój tata się nim opiekował do ostatka, bo mój tata to był bardzo dobry człowiek.